środa, 28 sierpnia 2019

"Stulecie Winnych" trylogia - Ałbena Grabowska



STULECIE WINNYCH

Autor: Ałbena Grabowska
(tom 1,2,3)
Wydawnictwo: Zwierciadło


Stulecie Winnych” w wydaniu, które posiadam, to trzy tomy wydane w pięknej filmowej odsłonie. Akcja dzieje się na przestrzeni jednego stulecia, tj. od 1914 roku, aż do 2014 roku.
W środku tego wydania znajdziecie poszczególne części, o następujących tytułach:
- „Stulecie Winnych. Ci, którzy przeżyli.”
- „Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli.”
- „Stulecie Winnych. Ci, którzy wierzyli.’
Ta powieść o moje pierwsze czytelnicze spotkanie z piórem Ałbeny Grabowskiej, czy okazało się ono udane?

Są rodziny i Rodziny. 
Są stulecia i Stulecia. 
Są wreszcie powieści i Powieści.

Stulecie Winnych” to powieść, która pochłania bez reszty. Jest w tej trylogii ponadczasowość i uniwersalna prawda. Jest wreszcie wspaniała opowieść o rodzinie, której losy wpisują się w dramatyczne wydarzenia XX wieku. I trzy pary bliźniaczek. Jedna w każdym pokoleniu…

Tytułowych Winnych czytelnik poznaje w momencie trudnym – dla samej rodziny, dla ich rodzinnego Brwinowa i dla kraju, którego od ponad wieku nie ma na mapie. Tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej na świat przychodzą pierwsze w rodzinie bliźniaczki. Niestety w chwili narodzin Ani i Mani umiera ich matka. Po kilku miesiącach wybucha najstraszliwsza z dotychczasowych wojen, która dotkliwie zrani Winnych, tak jak setki tysięcy polskich rodzin. Radość z odzyskanej niepodległości trwa zaledwie dwadzieścia lat. 1 września 1939 roku, w pierwszym dniu kolejnej wojny, na świecie pojawiają się kolejne bliźniaczki – córki Mani. Przez długie lata wojenna zawierucha zabiera i oddaje bliskich w najmniej oczekiwanych momentach. A później trzeba poskładać życie na nowo. Bohaterowie zmagają się z powojenną rzeczywistością, z niechcianym ustrojem, ale przede wszystkim z własnymi słabościami. Kolejnym pokoleniom rodziny Winnych będzie dane doświadczyć tego wszystkiego, czego doświadczali Polacy w ostatnich dekadach XX wieku – kryzysu gospodarczego i pustych półek, stanu wojennego i powszechnego zastraszenia, upadku socjalizmu, pierwszych wolnych wyborów, a potem zmagań z trudną rzeczywistością dopiero co odzyskanej wolności.

Za każdym razem, gdy czytelnik ma wrażenie, że wszystko się już układa, że kręte drogi wreszcie się prostują, a ludzie znajdują właściwe ścieżki, przejeżdża czołg historii, siejąc zniszczenie i żłobiąc głębokie koleiny w życiorysach bohaterów. I w tym też leży piękno tej sagi – w nieprzewidywalności.


Osobiście ja już dawno słyszałam o tej powieści, ale tak się jakoś złożyło, że niespecjalnie miałam ochotę po nią sięgać, tym bardziej, że po sprzedaniu praw autorskich na podstawie pierwszej części nagrano pierwszy sezon serialu, który nota bene był mocno medialnie reklamowany. Jednak przyszedł dzień, w którym moje oczy splotły się z ową ekranizacją...i nie było innego wyjścia, jak sięgnąć po książkę i przekonać się czy pierwowzór jest naprawdę tak dobry jak podpowiadała mi intuicja.


Stulecie Winnych” to powieść o zwykłych ludziach, zwykłej wielopokoleniowej rodziny, której losy zostały wplecione w pogmatwaną historię naszego kraju. Na przestrzeni tych stu lat, które wybrała autorka jako tło tej historii dużo się dzieje, nie tylko w rodzinie Winnych, ale i na arenie politycznej Polski.

Według moich odczuć Ałbena Grabowska bardzo sporo czasu poświęciła na rzetelny research historyczny ale i społeczny, czuć to podczas lektury w wyjątkowej dbałości o szczegóły, które zostały wplecione w losy bohaterów z należytym pietyzmem.
I to mnie zauroczyło w całej tej trylogii. To, że można opowiedzieć z takimi szczegółami wielki kawał polskiej historii, a jednocześnie naszpikować powieść rodzimą kulturą i obyczajami. Dodatkowej pikanterii z pewnością dodał fakt, iż autorka niejednokrotnie nawiązywała podczas akcji do postaci historycznych znanych z literatury i nauki.

Stulecie Winnych” czytałam jakieś cztery doby, ale były to godziny tak intensywnie wplecione w wielowymiarowe wątki powieści, że czułam się tak jakbym oglądała tę historię na wielkim ekranie. Totalnie przepadłam od rana do nocy i od wieczora do rana. Losy Winny pochłonęły mnie absolutnie.

Stulecie Winnych” z czystym sercem mogę stwierdzić, bardzo dobra historia, napisana przez autorkę z rozmachem, ale i z dużą starannością. To się po prostu czuje w każdym zdaniu. Jest poruszająca i niesamowicie wciągająca.

Mnie najbardziej urzekło to, że jest to opowieść o zwyczajnych ludziach wiodących prawdziwe życie. 
Nie ma w tej powieści wielkich bohaterów, wielkich czynów osławionych i nagrodzonych medalami. 
Nie ma też wielkiej miłości, która wbrew wszelkim przeciwieństwom dążyłyby do nieprawdopodobnego szczęśliwego zakończenia. 
Choć owszem miłość jest w tej powieści pokazana wielowymiarowo. Postaci to ludzie z krwi i kości, żyją, umierają, rodzą się, walczą o przetrwanie, boją się, płaczą i cierpią – a czytelnik razem z nimi. 
Rodzina Winnych to ludzie, którym przyszło zmierzyć się z trudną rzeczywistością i muszą sobie jakoś poradzić. Czasem wiedzie im się lepiej, czasem gorzej, czasem mają chwile wielkiej radości a czasem ból i cierpienie nie daje im spokoju. To wszystko bardzo mocno oddziałuje na emocje i uświadamia nam, jak kruche jest ludzkie życie. To na co zwróciłam tez szczególną uwagę, to fakt, że ta rodzina zdaje się być jednymi wielkim organizmem. Kiedy u innych dzieje się krzywda, drudzy z sercem i bezinteresownie pomagają im wyjść na prostą. 
Myślę, że to bardzo rzadkie zjawisko w tych czasach ( co mogę stwierdzić na podstawie autopsji). A szkoda. Ja bym chciała należeć do takiej rodziny, z takimi tradycjami i z takim silnym poczuciem więzi rodzinnych.


Stulecie Winnych” ma niebywały klimat i ten klimat owładnął moimi zmysłami czytelniczymi. Sięgając po nią zaniedbałam książki do recenzji, przeczytałam, pochłonęłam i nie żałuję nic a nic.
Dawno nie miałam w rękach tak pięknej lektury.

"Miłość według przepisu, czyli słodko - gorzkie cappuccino" - Karolina Wilczyńska



Miłość
według przepisu,
czyli słodko-gorzkie cappuccino

Autor: Karolina Wilczyńska
Cykl: Kawiarenka za rogiem (tom 2)
Wydawnictwo: FILIA

Miłość według przepisu, czyli słodko – gorzkie cappuccino” to drugi tom przygód bohaterów z „Kawiarenki za rogiem” autorstwa Karoliny Wilczyńskiej. Okładka tej części zachwyciła mnie fioletem nie mniej niż pierwsza, więc wybaczcie, że znów od tego rozpoczynam, ale nie potrafię się powstrzymać.
Z ogromną chęcią wybrałam się do „Kawiarenki za rogiem” popróbować nowych kawowych smaków z rąk autorki.

Zapraszamy do Kawiarenki za rogiem! Pięknej opowieści pełnej miłości, ważnych życiowych problemów i małych sekretów!
W Kawiarence za rogiem rozwija się ukrywana miłość. Tymon wydaje się być idealnym partnerem, a Miłka wreszcie z radością wita każdy dzień. Jednak nieoczekiwane pojawienie się Wiktorii jest początkiem serii wydarzeń, które mogą popsuć tę idyllę. Jaki jest prawdziwy powód jej wizyty?
Czy bohaterom „Kawiarenki” uda się kolejny raz wyjść cało z opresji?
Nieoczekiwane zwroty akcji, mnóstwo emocji, trudne wybory i ukrywane sekrety, to wszystko znajdziecie w nowej powieści Karoliny Wilczyńskiej!

Miłość według przepisu, czyli słodko – gorzkie cappuccino” w dalszym ciągu snuje opowieść o perypetiach Miłki, która stara się radzić sobie w życiu. Niemniej jednak, troszkę mnie denerwowała tym razem, bo niby chce walczyć o lepsze jutro dla siebie, chce tworzyć, chce ulepszać, chce być kochana i kochać, chce by „Kawiarenka za rogiem” tryskała życiem, ciepłem i energią...a jednak...czasami miałam ochotę kopnąć ją w pośladki, by przestała nadmiernie się nad sobą rozczulać.
Ja wiem i rozumiem, że każdy ma emocjonalne kryzysy, chwile zwątpienia i słabości, ale wiem też z doświadczenia, że niezdecydowanie bądź uleganie innym nie prowadzi do niczego dobrego.
Dlatego tym razem Miłka, mimo całej sympatii jaką mm do tej bohaterki, zasłużyła na to by ktoś nią potrząsnął, by wróciła na dobre tory.

W tej części nadal nie potrafiłam sobie wyrobić jednoznacznego stanowiska wobec Tymona. Taki dziwny ten typ, niby serce na dłoni, niby się stara, a jednak coś mnie tym razem wyjątkowo w nim niepokoiło i oby moje przeczucia się nie sprawdziły co do niego.

Kolejną postacią, która wzbudziła we mnie mieszane uczucia jest siostra Miłki – Wiktoria. Jak dla mnie to ta dziewczyna to skaranie boskie i nic tylko się modlic o rozum dla niej. Miłka zdecydowanie nie potrafi być wobec niej stanowcza, a ta z kolei maksymalnie wykorzystuje siostrzaną słabość.
No ciekawa jestem co jeszcze Wiki zmaluje…?

Postaciami, które jak do tej pory okazały się konstans to oczywiście małomówny barman Remek oraz przekochana „wróżka” Wera. Śmiało mogę powiedzieć, że to właśnie oni w tej części byli dla mnie ta słodyczą, którą łyka się podczas picia cappuccino.


W życiu przecież różnie bywa, prawda?

To trochę jak z cappuccino. Patrzysz na nie i widzisz smakowitą piankę. Aż się chce zanurzyć usta i poczuć jej słodkość na wargach. Ale tego nie robisz. Bo nie chcesz zepsuć tej wierzchniej warstwy i tak naprawdę wiesz, że pod spodem jest gorzka kawa.”

Zakończenie „Miłości według przepisu, czyli słodko – gorzkie cappuccino” wzbudziło we mnie mnóstwo pytań, na które mam nadzieję odnaleźć odpowiedzi w kolejnym tomie, którego zapowiedzi znajdziecie na stronie wydawnictwa.

Ciekawa jestem, jak potoczą się losy Wiktorii?
Czy Miłka w końcu nauczy się asertywności wobec innych ludzi?
Czy tajemnicze zachowania Tymona mają drugie dno?
I czy wreszcie pani Anna wyjawi Miłce prawdę o bohaterze, który ją swego czasu obronił przed stalkerem?
Tyle niewiadomych, że aż mnie skręca z ciekawości.

Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak tylko w październiku ponownie przekroczyć progi uroczej „Kawiarenki za rogiem” i przekonać się co Karolina Wilczyńska zaserwuje nowego w kawowym menu.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu FILIA.


"Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem" - Karolina Wilczyńska



Życie
na zamówienie,
czyli espresso z cukrem

Autor: Karolina Wilczyńska
Cykl: Kawiarenka za rogiem (tom 1)
Wydawnictwo: FILIA

"Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem" Karoliny Wilczyńskiej to pierwsza część otwierająca nowy cykl „Kawiarenka za rogiem”. Przesłodka okładka w odcieniach fioletu – od razu przykuła mój wzrok. Uwielbiam fiolet i stąd ta słabość, żeby o tym wspomnieć w tej recenzji, a wiecie, że raczej nieszczególnie poświęcam czas tego typu aspektom w moich opiniach książkowych.
Czy smakowało mi espresso z cukrem podane przez Karolinę Wilczyńską?

Przypadkowe odwiedziny całkowicie zmieniły jej życie…

Miłka trafiła do „Kawiarenki za rogiem” zupełnym przypadkiem. W pierwszej chwili poczuła się zniechęcona - mrukliwy barman i niemiła kelnerka nie nastrajali pozytywnie do tego miejsca. Wtedy jednak dziewczyna skosztowała pysznej herbaty jaśminowej w towarzystwie pewnej wróżki, poznała egzotycznego bluesmana Bogdana, a także zaprzyjaźniła się z kotem Włóczęgą.

No i stało się – Miłka zdecydowała się zostać w Kawiarence na dłużej. Co z tego wyniknie?
Kobieta wciąż musi uporać się z prześladującym ją Rafałem, zmierzyć z rodzinną tajemnicą powierzoną jej przed śmiercią babci, a także przekonać się, jakie miejsce w jej życiu zajmie mały Franek.

"Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem" to opowieść pełna miłości, ważnych życiowych problemów i rodzinnych tajemnic.

Uśmiechniesz się, wzruszysz, ale przede wszystkim odnajdziesz w Miłce cząstkę siebie!

"Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem" to powieść lekka, promienna w wydźwięku, przy której przyjemnie spędziłam upalne popołudnia, popijając oczywiście kawkę. No bo jak mogło być inaczej… :)

Czasami czarne nie jest takie złe — powiedziała, patrząc Miłce prosto w oczy. – Na przykład kawa. Wyobraź sobie espresso. Ciemny, gęsty płyn, gorzki w smaku. A jednak ludzie nie rezygnują z espresso. Dlaczego? Bo daje mnóstwo energii i pozwala zebrać siły do działania. Tak też jest w życiu — czasami trzeba przetrwać coś gorzkiego, żeby zdobyć siłę do osiągnięcia celu. Bo on jest ważniejszy niż chwilowa niedogodność.

Spotkałam się z opiniami, iż jest to raczej przewidywalna lektura i niezbyt wysokich lotów, bądź nie posiadająca głębszego przekazu.
Mimo to w moim odczuciu "Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem" to nie tylko kawowa eteryczność aksamitnego espresso.
To powieść, która za sprawą wprawnego pióra autorki posiada wielki ładunek mądrości, która podobnie jak drobinki cukru poprzetykana jest pomiędzy wierszami. Ktoś, kto posiada w sobie sporą dawkę wrażliwości natychmiast wychwyci w tej lekturze to, na co Karolina Wilczyńska starała się zwrócić uwagę.
A historia Miłki z pewnością wielu osobom pozwali nabrać sił, do tego, by stawić czoło posępnym dniom i trudnym decyzjom.

Powieść Karoliny Wilczyńskiej to wybuchowa mieszanka charakterów. 
I trudno nie zwrócić na to uwagi:
Miłka – czasem było mi trudno ją zrozumieć, niemniej jednak jest sympatyczną kobietą, która mimo braku wiary w siebie, stara się poradzić sobie w życiu sama.

Paula – irytująca pannica na wysokich obcasach, nie potrafiłam przegonić sprzed oczu obrazu nadętej, lekko pustawej, ale i wyrachowanej laski z ustami jak u karpia i cyckami jak milion dolarów.

Remek – gburowaty, wytatuowany barman i barista – bardzo skryty, ale sprawia jednocześnie wrażenie najbardziej szczerej osoby w całej kawiarence, bo chociaż mało się odzywa, to jak coś powie, to klękajcie narody.

Tymon – właściciel kawiarenki, nie powiem, żeby nie działał mi na nerwy, trudny do określenia w moim odczuciu, niby buc i palant, a jednak coś ma w sobie co przyciąga jak magnes...no same zobaczycie ;)

Rafał – no tutaj to już w ogóle ręce opadają...Nie. Nie powiem nic więcej. Dowiecie się z lektury.

Aga – przyjaciółka Miłki, hmm...tak naprawdę ciśnie mi się na usta tylko jeden możliwy komentarz - „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”.

Wróżka” Wera – najmilsza i najdelikatniejsza postać w całej powieści. Nie sposób jej nie obdarzyć absolutną sympatią.


"Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem" to krótko mówiąc opowieść o słodko – gorzkim smaku życia.

Moje życie było do tej pory jak kawa – próbowałam gorzkich doświadczeń, ale one dały mi siłę. A teraz pora na zmianę przyzwyczajeń, bo właśnie zauważyłam, że los podsuwa mi coś na osłodę. Skorzystam więc z tego, że moje życie stało się słodsze. Jak espresso z cukrem.”

Bardzo dobrze poczułam się w „Kawiarence za rogiem” dlatego z chęcią tam wrócę i poznam nowe smaki, które przygotuje dla mnie Karolina Wilczyńska.
Dacie się namówić na wyjście razem ze mną?

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu FILIA.


„(Nie) Młodość. Czy kobiecość ma termin ważności?” Natasza Socha



(Nie) Młodość.
Czy kobiecość ma termin ważności?

Autor: Natasza Socha
Cykl: NIE
Wydawnictwo: Edipresse Książki

(Nie) Młodość. Czy kobiecość ma termin ważności?” Nataszy Sochy to już trzecia część cyklu „NIE”. Poprzedniczki były pełne polotu, mądrych i nie pozbawionych ironii uwag oraz wniosków. I tym razem autorka idzie w ten sam deseń, zestawiając ze sobą młodość i starość.

W „(Nie)młodości” po raz trzeci splatają się losy bohaterów sagi Nataszy Sochy. Tym razem muszą zmierzyć się z kolejnym fetyszem naszych czasów – młodością, zachowywaną wbrew rozsądkowi i za każdą cenę. Starość nie zdobywa lajków. Siwa nitka we włosach, zmarszczki wokół oczu i doświadczenie budzą co najmniej lekceważenie, częściej niechęć, czasem też wstręt. Ale jak w dwóch poprzednich powieściach – "(Nie)miłości" i "(Nie)piękności" – z przewrotnym „nie” w nawiasie – i tym razem zakończenie całkowicie was zaskoczy.

Klarysa większość życia ma już za sobą, ale kiedy trafia do domu opieki, rozpoczyna walkę nie tylko z atakującą ją chorobą, ale i ze starością.

Marta jest trzydziestolatką, właśnie traci pracę i wieloletnią przyjaźń. W desperacji chwyta się wszystkiego i chociaż nie lubi starych ludzi, podejmuje się pracy w domu opieki.

Benedykt to 28-letni nauczyciel tańca. Jego uczniami są seniorzy, którzy dzięki muzyce i ruchowi odzyskują nie tylko chęć do życia, ale i zyskują umiejętność pokonywania słabości. Ruch wyzwala ich od narzuconych przez codzienność granic. Pozwala je przekraczać, daje wolność i przepustkę do ostatnich chwil szczęścia.

Czy dialog między starością a młodością jest możliwy?...

(Nie) Młodość. Czy kobiecość ma termin ważności?” pokazuje jak bardzo różnią się poglądy i postrzeganie świata przez ludzi młodych i starszych. Jest i sporo trzeba to przyznać. Ale pomiędzy tymi różnicami autorka znalazła luki i właśnie to jest największą wartością tej powieści według mnie. 
Różnice pokoleniowe, rozbieżności w pragnieniach, odmienne wartości i kompletnie różne postępowanie – nie muszą wcale odgradzać ludzi od siebie. 
Autorka odnajdując luki pokazuje bowiem, że pomiędzy tym wszystkim jesteśmy w stanie znaleźć także podobieństwa, że jesteśmy wstanie uczyć się od siebie nawzajem życia.

Czy ludzie młodzi zawsze mają rację?
Czy nie warto byłoby skorzystać z doświadczenia życiowego osób starszych?
Czy nasze babcie i dziadkowie nie mogą nauczyć się czegoś wartościowego od nas?
Czy nasze marzenia i pragnienia są aż tak od siebie różne?
A może to tylko strach ma wielkie oczy? Bo przecież i jedni i drudzy mu ulegają.


W „(Nie)młodości” okazuje się również, że obie główne bohaterki łączą się w jakiś sposób z bohaterami poprzednich części cyklu. 
Klarysa to nie kto inny, a ta "niewinna" starsza kobieta, która potrąciła Cecylię z pierwszej części. Natomiast Marta powiązana jest z postacią pięknej Pauliny z drugiej części serii. To bardzo symboliczny zabieg. 
Ale w moim mniemaniu bardzo znaczący - pokazuje, że świat mimo różnic dotyczących praktycznie wszystkiego, wcale nie jest taki wielki i wszystko to, czego dotyka w tym cyklu autorka łączy się ze sobą we wszechświecie. 

Natasza Socha całym cyklem „Nie” zdobyła moje czytelnicze podwoje do tego stopnia, że teraz w jej powieściach będę zawsze szukała życiowych refleksji oraz rozważania wszelakich poglądów.

Cały cykl to książki napisane z rozwagą, pomysłem i obalają pewne mity oraz schematy na zasadzie kontrastowania różnych zjawisk, poglądów czy utartych ludzkich działań.
To naprawdę książki warte przeczytania.
Warte rozważenia – bo prowadzą faktycznie do wielu przemyśleń i potrafią namącić w głowie, w nierzadko siedzi nam zakorzenione i skostniałe postrzeganie otaczającego nas świata.

Ale żeby nie było, że jest tylko refleksyjnie i poważnie, to zapewniam Was, że autorka zadbała w powieści „(Nie) Młodość. Czy kobiecość ma termin ważności?” o dobry humor i pełne trafności ironiczne uwagi. Będzie zatem tak, że podczas lektury nie raz i nie dwa kąciki waszych ust uniosą się w górę, bądź wybuchniecie śmiechem.


Jeśli zatem ciekawią Was z pozoru proste zjawiska, takie jak młodość i starość, piękno i brzydota, miłość i przyzwyczajenie – to zdecydowanie powinniście sięgnąć po cały cykl „Nie”
To powieści, które trzeba przeczytać, przemyśleć, przeanalizować i wyciągnąć dojrzałe wnioski wobec tematów poruszanych przez autorkę.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.


poniedziałek, 19 sierpnia 2019

"Lato wśród wydm" Agnieszka Krawczyk



Lato wśród
wydm


Autor: Agnieszka Krawczyk
Cykl: Przylądek wichrów (tom 1)
Wydawnictwo: FILIA

Lato wśród wydm” to pierwsza część nowej serii Agnieszki Krawczyk. Ten wakacyjny cykl nosi nazwę „Przylądek wichrów”, podczas którego autorka zabiera nas nad nasze polskie morze, a dokładnie do nadmorskiej malowniczej miejscowości Dębki.
Jaką przygodę można przeżyć wśród spienionych fal Bałtyku?
Czy pogoda okazałą się łaskawa?
I czy wśród wydm da się znaleźć skarb, który nie jest bursztynem?

Mały biały domek nad morzem, któż o nim nie marzył?

Specjalistka od aranżowania nieruchomości na sprzedaż, Matylda Radwan, ma twardy orzech do zgryzienia – tego domu akurat nikt nie chce kupić. W ciągu kilku letnich tygodni musi dokonać całkowitej metamorfozy. Nie spodziewa się, że zmiany dotkną również jej życia, w którym pojawią się zwariowany autostopowicz, przystojny archeolog poszukujący skarbów we wrakach statków i tajemnicza młoda dziewczyna, tęskniąca za swoją matką. Ich drogi przetną się na plaży pośród wydm, a spotkanie zaowocuje czymś więcej niż tylko letnią przelotną znajomością.

Urocza, pełna słońca opowieść o oczekiwaniu, marzeniach i wielkich nadziejach, które nosimy w sercu, czasami bojąc się do nich przyznać. A życie potrafi nas zaskoczyć najbardziej niezwykłym rozwiązaniem…

Nie wiem, czy wy też tak macie, ale ja kiedy się sięgam po powieści Agnieszki Krawczyk, wiem z góry, że zobaczę mnóstwo pięknych miejsc i poznam ludzi, którzy zasilą grono moich literackich przyjaciół.


Lato wśród wydm” to klimatyczna, pełna słońca i morskiej bryzy powieść, która każdą kolejną stroną wkradała się w moje serce. Po raz kolejny z zadowoleniem stwierdziłam, że faktycznie Agnieszka Krawczyk nie ma sobie równych w roztaczaniu „czarów codzienności”. Wszystkie jej powieści, które do tej pory przeczytałam miały w sobie tę magię, która sprawia, że samo czytanie już nie jest, li tylko czytaniem.

Lato wśród wydm” jest lżejszą powieścią niż poprzednia seria, ale wydaje mi się, że taki zamysł towarzyszył autorce od początku. Wszak jest to seria wakacyjna, a lato kojarzy się z relaksem i wypoczynkiem. I to mi się podobało. Fajnie by było, gdybym mogła pochylić się nad tą lekturą siedząc na nadbałtyckiej plaży...ale niestety w tym roku było to niemożliwe. Niemniej jednak pani Agnieszka jak na czarodziejkę przystało, sprawiła że klimat powieści udzielił mi się nad wyraz realistycznie, do tego stopnia, że słyszałam krzyki mew wirujące nad mą głową oraz szum rozbijających się o falochrony morskich fal. Czułam zgrzytający pod stopami cieplutki od promieni słonecznych piasek. A to wszystko dzięki niezwykle barwnym i plastycznym opisom autorki.

Jednak „Lato wśród wydm” to nie tyko wakacyjny spokój i pełne rozleniwienie. Agnieszka Krawczyk mimo wyraźnie lżejszego tonu tej powieści nie pozwala czytelnikowi zapomnieć o tym, że mimo trwającego lata życie nie toczy się dalej.
Autorka porusza bowiem w książce problem – jakim jest coraz częściej spotykany alkoholizm wśród kobiet. Temat ten wciąż jest niestety dziwnie omijany szerokim łukiem przez większość naszego społeczeństwa. Bo wstyd, bo jak to, tak – kobieta i pije? 
Niestety według najnowszych statystyk PARPA (Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych), w ostatnich latach zauważyć można niepokojącą tendencję - rośnie liczba nadmiernie pijących młodych kobiet i dziewcząt, a ich poziom picia zbliża się do poziomu picia mężczyzn.
Kobiety pijące najwięcej alkoholu to osoby w wieku od 18 do 29 lat, pozostające w stanie wolnym, mieszkanki miast, uczące się i studiujące oraz bezrobotne. Co dziesiąta kobieta w tym wieku wypija rocznie ponad 7,5l czystego alkoholu, a to z kolei prowadzi do poważnych szkód zdrowotnych, psychologicznych i społecznych.
Tymczasem my, jako społeczeństwo, niejako przyczyniamy się do tego, że problem ten nadal pozostaje w strefie niszowej. Krytykujemy, szufladkujemy, pogardzamy takimi kobietami, co doprowadza do pogłębiania ich choroby, a w wielu przypadkach do tego, że problem ten pozostaje w ukryciu. Kobiety borykające się z własnym alkoholizmem wstydzą się przyznać, boją się zostać napiętnowane społecznie, w rezultacie pozostają same z chorobą i nie otrzymują pomocy w wyjściu z nałogu.

Lato wśród wydm” jak widzicie, mimo swojego wakacyjnego klimatu, nie pozostaje bierne wobec tak poważnych problemów społecznych.

Agnieszka Krawczyk w sposób bardzo subtelny przypomina też swoim czytelnikom, o tym jak bardzo wielkie znaczenie w życiu odgrywa szacunek wobec siebie i względem innych ludzi.
Nie bez pardonu myślę, że to celowe zagranie ze strony autorki.
Ile razy spotkaliście się z czyimś chamskim zachowaniem będąc na wakacyjnym wyjeździe?
Nie macie takie odczucia, że ludzie – turyści – podczas wczasów zbyt często afiszują swój snobizm oraz podkreślają swoją wyższość nad innymi?
Nie macie takiego poczucia, że wakacje sprzyjają rozwijaniu wybujałego ego wśród niektórych?
Ja często odnoszę takie wrażenie niestety.

Kiedy się nie szanuje samego siebie, trudno wymagać, żeby inni nas szanowali."


Lato wśród wydm” to moim zdaniem bardo fajna propozycja na tegoroczny wypoczynek, chociaż jak przypuszczam, jesienią i zimą również fajnie by się czytało tę powieść, choćby po to, by w deszczowy i zimny dzień znów poczuć rozgrzewające promienia słońca na twarzy.

Podsumowując „Lato wśród wydm” mimo swojego lekkiego i wakacyjnego klimatu, jest powieścią o życiu, o chorobach, o poszukiwaniu sensu własnego życia, o radzeniu sobie z problemami, o przyjaźni, którą można znaleźć zawsze i wszędzie, jeśli tylko jest się otwartym na innych. To również opowieść o morskich tajemnicach jakie skrywa głębin morza, przy okazji ucząc tego, jak ważny jest szacunek wobec natury i jak mocno trzeba się liczyć z jej prawami. To wreszcie historia o samotności, bezradności i tęsknocie za własną tożsamością. To książka, która zachwyca pięknem naszego kraju, ale również pobudza do głębszych refleksji nad sobą.

Agnieszka Krawczyk jak zwykle nie zawiodła moich oczekiwań. I nie pozostaje mi nic innego, jak cierpliwie czekać na drugą część serii, która ukaże się niebawem pod tytułem „Róża wiatrów”.

Pani Agnieszko – dziękuję z serduszka za pamięć o mnie w podziękowaniach :) niezmiennie mnie to wzrusza. <3 

Ps. Muszę Wam wyznać, że miałam niesamowicie piękne zdjęcia do tej recenzji, zrobione na plaży nad jeziorem co prawda, ale kompletnie odjechane. Niestety po powrocie do domu okazało się, że karta pamięci zwariowała i fotki są nie do odzyskania. :( 


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Autorce 
oraz Wydawnictwu FILIA.


niedziela, 18 sierpnia 2019

"Nagranie" Małgorzata Falkowska


Zanim przeczytasz upewnij się, że nie dostałeś jeszcze swojego nagrania!


NAGRANIE

Autor: Małgorzata Falkowska
Wydawnictwo: Kobiece


Nagranie” Małgorzaty Falkowskiej to moje drugie czytelnicze spotkanie z twórczością tej autorki.
Pierwszą książką tej autorki jaką miałam przyjemność czytać była „To nie Twoje dziecko”, które wywołało we mnie mnóstwo emocji.
Tym razem Małgorzata Falkowska pokazuje czytelnikom zupełnie inne oblicze.
Czy to spotkanie okazało się równie emocjonujące, co poprzednie?

Toruń. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zaginęło pięciu młodych mężczyzn. Sprawę prowadzi komisarz Maciej Gorczyński. Jedyną poszlaką są tajemnicze przesyłki, które otrzymują rodziny zaginionych. To płyty z krótkimi filmami, na których każda z ofiar przekazuje dziwną wiadomość.
Nazywam się Emil Kwiatkowski. Wiem, że zgrzeszyłem i wiem, że to, co mnie spotkało jest jedynym dobrem, jakie mogłem wyrządzić na tym świecie.
Mnie już nie ma, ale wy jeszcze jesteście. Jeszcze! Wesołych Świąt.”
Gorczyńskie wie, co oznaczają te nagrania. Ma do czynienia z seryjnym mordercą, którego motyw pozostaje nieznany. Komisarz postanawia włączyć w sprawę zaprzyjaźnioną jasnowidz Sylwię Trojanowską. Nietypowy duet musi jak najszybciej schwytać sprawcę, który śledzi każdy ich ruch.
Nagrań przybywa, a szokujące nagłówki gazet przerażają coraz więcej torunian. Wkrótce wizje Trojanowskiej prowadzą do Fundacji LifeTrans, założonej przez jednego z profesorów Collegium Medicum.

Jak wiecie ja często sięgam po kryminały, dlatego możecie łatwością domyślić się, iż moje oczekiwania w stosunku do tek książki były wysokie.

W pierwszej kolejności moją uwagę przyciągnęła akcja promocyjna książki. Wydawnictwo naprawdę zadbało o blogerów i sprezentowało mnóstwo gadżetów, łącznie z tajemniczym i niepokojącym nagraniem na płycie, które można było sobie obejrzeć, dzięki którym mogłam się wcielić w rolę policjanta – detektywa prowadzącego tę skomplikowaną sprawę. I co tu dużo mówić, wzmogło to mój apetyt na tę powieść, a tym samym oczekiwania stały jeszcze większe.


Nagranie” jako pierwszy kryminał Małgorzaty Falkowskiej określić muszę jako całkiem niezły. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest łatwo z pisania humorystycznych obyczajówek przestawić się na inny styl, dlatego rozumiem skąd w tej powieści tak szeroki wątek obyczajowo – romansowy.
Choć osobiście uważam, że można było go pominąć, albo przynajmniej mocno ograniczyć.

Sama sprawa kryminalna zdobyła moje uznanie, bo naprawdę widać jak mocno przyłożyła się do tej części powieści i ile musiała włożyć w nią pracy.
Zagadka była trudna, a poszlak niewiele, tym bardziej materiałów dowodowych, bo tych to już w ogóle było jak na lekarstwo.

Nagranie” przeczytałam szybko, oczekując mega wielkiego BUM! Bo tego pragnę sięgając po powieści z tego gatunku. Niestety troszkę się rozczarowałam, akcja mimo , iż parła do przodu, została niepotrzebnie poprzetykana nazbyt rozbudowanymi relacjami pomiędzy komisarzem Maciejem Gorczyńskim a współpracującą z nim jasnowidzką Sylwią Trojanowską - nota bene trudno mi się było przyzwyczaić do tego, iż bohaterka nazywała się identycznie, jak znana mi autorka powieści obyczajowych, a nawet mi to przeszkadzało, nie żebym się czepiała niuansów, po prostu wtedy miałam przed oczami twarz autorki i ograniczyło to moje wodze wyobraźni.

Małgorzata Falkowska napisała tę powieść bardzo przyjemnym stylem, zastosowała też formę krótkich rozdziałów – co zdecydowanie sprzyjało szybkiemu czytaniu.
Zamysł wątku kryminalnego i cała jego otoczka również mim się spodobały.
I tu nie mogę narzekać.
Ale…

No właśnie…

Czegoś mi jednak zabrakło. Miałam ogromne oczekiwania wobec tej powieści. A trochę się zawiodłam. Nie było tego BUM! Nie było adrenaliny buzującej w żyłach, jak to miewam przy rasowym kryminale czy thrillerze.
Na minus muszę niestety też zaliczyć fakt, że komisarz pozwolił na to, by jego dzieci miały dostęp do materiałów służbowych. Jakoś tak mi to nie pasowało i mało realnie to wyszło, moim zdaniem. No bo jednak tajemnica służbowa obowiązuje w tym zawodzie.


Nagranie” mogę polecić tym z Was, którzy na co dzień nie sięgają po mocne kryminały (tak jak ja) wówczas czeka Was naprawdę emocjonująca lektura!
Podsumowując tak książka idealnie sprawdzi się w rękach tych, którzy na co dzień lubują się w lekkostrawnych klimatach, a podczas czytania „Nagrania” będą mieli okazję podnieść swój poziom adrenaliny.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.