sobota, 27 października 2018

"GPS Szczęścia czyli jak się wydostać z Czarnej D." Magdalena Witkiewicz & Marzena Grochowska



GPS Szczęścia 

czyli jak 

wydostać się 

z Czarnej D.


Autor: Magdalena Witkiewicz & Marzena Grochowska
Wydawnictwo: Od Deski Do Deski


„GPS Szczęścia czyli jak wydostać się z Czarnej D.” to niebanalna propozycja lektury wydana już jakiś czas temu przez Wydawnictwo Od Deski Do Deski. Pozycja napisana wespół przez Magdalenę Witkiewicz - „specjalistkę od szczęśliwych zakończeń” oraz Marzenę Grochowską – „coacha i trenera biznesu, specjalistkę od wychodzenia z Czarnej D.”. Obie panie połączyły swe siły i napisały bardzo nietypowy poradnik.

Czarna D. - miejscowość zupełnie nieładna, nijaka, która z powodów nikomu nie zrozumiałych jest przez nas odwiedzana przynajmniej kilka razy w życiu. Przeważnie to wycieczka noninclusive, zupełny last minute. Wyprawa do której bardzo często nawet nie zdążymy się przygotować, spakować, pożegnać z bliskimi.
Nic w tym złego, że tam trafiamy ważne jest by nie zapuszczać tam korzeni.
Czarna D. to metafora tych najgorszych chwil w życiu które są wpisane w nasz życiowy scenariusz. To te dni kiedy uważamy że świat się skończył i słońce już nigdy nie zaświeci.
To nie jest poradnik o życiu, o gotowaniu ani o zawodach w prasowaniu. To książka o tym że każdy z nas czy chce, a szczególnie kiedy nie chce trafia do Czarnej D.
W tej książce nie będziemy mówić jak żyć, nie będziemy dawać złotych rad, nie będziemy też prawić kazań. Chcemy abyś wiedział, drogi czytelniku że nie jesteś sam, nie Ty pierwszy nie ostatni i że twoja Czarna D. już wcześniej miała takich bardzo podobnych gości jak Ty.
Życie to droga i nie chodzi o to kto przejdzie ją najszybciej ale kto przejdzie ją najpiękniej. Chcemy dać Ci radość bo to ona jest potrzebna żeby opuścić to mało turystyczne miasto i chcemy pokazać ze zawsze jest jakieś wyjście, lub przynajmniej jakiś autobus.
Bohaterem bajki może być każdy z nas. Chcemy pokazać perspektywę drogi, a nie dawać bilet na szczęście.
Chcemy wzbudzić refleksje, powiedzieć że dasz radę, że nie ty pierwszy i nie ostatni.


Po „GPS Szczęścia” sięgnęłam w jednym z trudnych momentów swojego życia. Wszelkie pozytywne opinie na temat tej książki przekonały mnie do tego, by poradnik zagościł w moim domu, choć zwykle od nich stronię na kilometr.
No i cóż takiego otrzymałam dzięki tej lekturze?
Czy znalazłam swój GPS?
Czy wylazłam z Czarnej Dupy?

I tak i nie.
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, bo i sam poradnik nie jest jednoznaczny.
Nie ma w nim utartych przepisów na szczęście. Autorki nie napisały łopatologicznie jak krok po kroku wygrzebać się z własnego nieszczęścia.
Jeśli tego się spodziewacie...no to cóż...powiem tylko tyle - > Cuda nie istnieją!

„GPS Szczęścia czyli jak się wydostać z Czarnej D.” to raczej zwięzłe wypunktowanie najważniejszych błędów, które popełniamy na co dzień. Określenie i nazwanie stanów duszy, w które najczęściej sami się pakujemy. To klarowne opisanie naszych emocji i odczuć, które towarzyszą nam każdego dnia, oraz bardzo przejrzyste wyjaśnienie, jak zmienić te emocje w coś lepszego.
Autorki pisząc „GPS Szczęścia” korzystały z wielu mądrych książek, które znajdziecie wypisane na końcu, z których jak śmiem przypuszczać wybrały to co najważniejsze i przekazały nam to na katach GPS’u.


„Złe samopoczucie, smutek, rezygnacja, poczucie bezradności 
to sygnały, że nasze życie woła o uwagę.”

Czas więc na moje osobiste wyznanie. Mam wrażenie...tfu...wiem o tym dokładnie, że od dawna...od bardzo dawna mieszkam w Czarnej Dupie.
Czy zatem „GPS Szczęścia” to lektura idealna dla mnie?

Przede wszystkim potwierdziła, wszystko to o czym od dawna rozmyślam. Czyli, że jeśli ja nie wezmę się za swoje życie, to ono się samo nie zmieni. Jeśli ja nie nauczę się żyć szczęśliwie, to moje życie nie będzie szczęśliwe nigdy. Jeśli nie nauczę się myśleć o sobie, to nikt za mnie tego nie zrobi.

„Jest tylko jedna osoba, która może zmienić twoje życie. 
Jeśli chcesz ją poznać, to spójrz w lustro!”

Niby prawdy znane od dawna. Niby to wszystko wiedziałam.
Ale czy faktycznie żyłam zgodnie z tymi zasadami?
Co zrobiłam żeby moje życie było spokojne i szczęśliwe?
Co takiego zrobiłam dla siebie, by móc każdego dnia wstawać ze spokojną szczęśliwą duszą i radością z każdego dnia?
Ano... NIC.
Nie dlatego, że nie chciałam. Chciałam. Tylko jak zawsze ważniejsze dla mnie było to, żeby pomóc komuś innemu. Żeby ktoś był szczęśliwy. Żeby wyciągnąć kogoś innego z Czarnej Dupy...co tymczasem niepostrzeżenie sprawiało (i sprawia do dziś dnia), że sama wpadałam w sam środek, znienawidzonej Czarnej D. Wciąż każdego dnia budzę się i jestem tą samą Klementyną Zwyczajną – kobietą na rozstaju dróg.

Jak tylko udało mi się nieco wyściubić nosa z Czarnej Dupy i pójść drogą Będzie Lepiej, to znów za zakrętem podałam komuś dłoń i ponownie wróciłam do Czarnej Dupy.
Teorie wydostania się z tej miejscowości znam, z praktyką u mnie gorzej...niestety.

To znaczy, że jest lepiej niż było przedtem - > wszak raz już wyściubiłam nosa z Czarnej D.
Przede mną zatem kolejny raz lektura „GPS Szczęścia”. Widocznie muszę jeszcze raz przyswoić sobie wiedzę i sposoby opisywane przez Magdalenę i Marzenę.


Nie mogę przy okazji nie wspomnieć, że książka jest urozmaicona fantastycznymi ilustracjami autorstwa Joanny Zagner – Kołat. Które trafiały do mojej wyobraźni jak żadne inne.

Z czystym sumieniem mogę Wam polecić „GPS Szcześcia”, czasem bowiem warto spojrzeć na własną codzienność, na własne smutki, łzy i porażki w sposób bajkowo- niebajkowy. Może dzięki Magdzie Witkiewicz i Marzenie Grochowskiej uda Wam się zobaczyć własny potencjał, skrywany gdzieś głęboko w sercu. Każdy z nas ma w sobie siłę, na wyjście z Czarnej Dupy, tylko zbyt często pokryta jest ona strachem i zbyt często przysłonięta potrzebami innych ludzi.

Gdyby kiedyś powstała druga część poradnika...nie wiem, np. nazywanie rzeczy po imieniu, walka z naiwnością i łatwowiernością, nauka asertywności. Tak by móc stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie „tak jestem wkurwiona” a nie, że „złowrogo szumią wierzby”...To ja bardzo chętnie sięgnę po kolejną wspólną pozycję Magdy i Marzeny.

A ty?
Czy ty masz swój „GPS Szczęścia”





Wypożycz na w.bibliotece.pl


"Nie ma jak u mamy" Magdalena Witkiewicz


NIE MA JAK

U MAMY

Autor: Magdalena Witkiewicz
Cykl: Dobre myśli (tom 4)
Wydawnictwo: FILIA

„Nie ma jak u mamy” to najlepszy prezent jaki pisarka mogła zrobić swoim czytelniczkom na dziesięciolecie pracy twórczej!
Dlaczego?
Z prostego powodu → Magdalena Witkiewicz już od dawna bawi nas i wzrusza do łez swoimi powieściami. Buduje w nas, czytelniczkach, poczucie pewności siebie, daje nadzieję i motywuje do działania za sprawą swych powieści.

Dziesięć lat temu Magdalena Witkiewicz napisała wydała powieść pt. "Milaczek". Potem były "Panny roztropne" i "Szczęście pachnące wanilią" (ja akurat tych dwóch niestety nadal nie czytałam – brak czasu...brak czasu :(, ale teraz, to już obowiązkowo muszę nadrobić te wstydliwe zaległości).
Dziś na dekadę pracy twórczej, ku uciesze czytelniczek znów możemy spotkać się z Bachorem, Milaczkiem i Antonio Parysem.


Tęskniliście za Milaczkiem? Młodą kobietą, która nieustająco poszukuje miłości swojego życia? Milenka, którą pokochały polskie czytelniczki wraca po dziesięciu latach!
Sprawdźcie co wydarzyło się przez ten czas u ekscentrycznej Zofii Kruk, jak potoczyły się losy Milaczka i na kogo wyrosła rezolutna sąsiadka zwana Bachorem.
Kiedy tak naprawdę zaczyna się kryzys wieku średniego, czy jedwabna piżama to odpowiedni strój by wystąpić przed własnym szefem i czy łatwo jest zwolnić nianię i wdrożyć „Projekt Matka” to tylko niektóre z wyzwań, przed którymi staną bohaterki bestsellerowej serii o Milence.
Po przeczytaniu tej książki zapragniesz przytulić wszystkich, których kochasz!
Magdalena Witkiewicz jak zwykle uroczo, mądrze i z humorem opowiada o kobietach i ich życiowych rozstajach. O sile, która w nich tkwi i o wielkiej potrzebie happy endu. Daje swoim czytelniczkom to, co najcenniejsze: PRZYJAŹŃ, WSPARCIE I NADZIEJĘ, że warto wierzyć w dobre zakończenie.

„Nie ma jak u mamy” to powieść, którą przeczytałam, w tempie błyskawicznym, co biorąc pod uwagę mój chroniczny brak czasu, było niezwykłym doświadczeniem.
Ale do sedna…
Powieść Magdaleny Witkiewicz to nie tylko kontynuacja historii o Milaczku…

„Nie ma jak u mamy” to przede wszystkim powieść o kobietach - o matkach, kobietach w różnym wieku, począwszy od dziecka, przez nastolatkę, dojrzałą kobietę, a skończywszy na kobietach w dojrzałym wieku.
O kobietach - dla kobiet – chciało by się rzec dość banalnie!
A, wbrew pozorom, nie ma w tym nic powszedniego.

Autorka w powieści „Nie ma jak u mamy” porusza bowiem kilka ważnych kwestii, o których warto porozmawiać ze sobą samym.
W życiu każdej z nas wiele się dzieje. Jako kobiety posiadamy niesamowitą zdolność odczuwania wszystkiego w wielowymiarowej postaci. Potrafimy przeżywać emocje na tysiąc sposobów…
Ale też nikt, tak jak my kobiety – nie potrafi, tak mocno komplikować sobie życia.
Zawsze chcemy być pierwsze, najlepsze, najdoskonalsze, najukochańsze i zawsze marzymy, by być te jedyne.
I jak na złość żadna z nas nie posiada na to sprawdzonego przepisu!

Autorka doskonale ujmuje ten barwny i różnorodny obraz kobiet.
Bohaterki Milena, Kamila, Edyta i Aniela są matkami z różnym stażem, są zamężne lub po przejściach. Mają własne zmartwienia i problemy, niosą bagaż codziennych kobiecych kompleksów i marzeń. Dzięki nim możemy dowiedzieć się, jak ważne w naszym życiu jest znalezienie własnej szuflady i wypełnienie jej tym wszystkim, co kochamy i o czym marzymy.
Step one → ukochanie samej siebie!
Od tego trzeba zacząć, choćby nie wiem jak było trudno!

Wiem, że czasem trudno się do tego przyznać – ale obdarzenie samej siebie miłością przychodzi nam – kobietom – najtrudniej!
A przecież takie z nas mistrzynie w dawaniu szczęścia i miłości wszystkim innym na około!

Czemuż więc znów coś nie wyszło?
Dlaczego znów płaczę w poduszkę?
Samotność w tłumie? - Która z Was tego nie odczuła?

Dlaczego trzeba zacząć od kochania siebie?

Może to jest cała tajemnica sukcesu?!
Jeszcze nie wiem.
Ale od jakiegoś czasu codziennie uczę się małymi rokami jak pokochać siebie!
Spróbujesz ze mną?
TY! Ty! I ty!
????

„Nie ma jak u mamy” porusza również kwestię stosunków na linii matka – córka.
Te relacje, choć wydawałoby się powinny być zawsze proste, niestety najczęściej nie są.
Jak wiadomo nie od dziś...”najciemniej pod latarnią”.

Wiem, że wiele z Was ma dobre relacje ze swoją mamą – nic tylko pielęgnować i cieszyć się.
Jednak, ja osobiście, każdego dnia doświadczam tej drugiej strony medalu. Tej, o której głośno się nie mówi, bo zwyczajnie przykro jest i wstyd.
Takie relacje Magdalena Witkiewicz również poruszyła w swej powieści, obdarzając nimi Edytę i jej matkę. Cóż tu dużo mówić – jakbym czytała o sobie! Wiecznie skrzywiona matka, niezadowolona ze wszystkiego i z niczego...i Edyta (w domyśle: ja), która stara się być szczęśliwa, żyć po swojemu, ale co by nie zrobiła, jak by wysoko nie podskoczyła, dla matki zawsze będzie zbyt nisko! No i te białe meble w kuchni!!! Te szarości i czernie w reszcie domu, który sama urządziłam…ehh…Zobaczyłam wszystko w lustrzanym odbiciu!
W tym wszystkim zabrakło mi jedynie dogłębnego i wnikliwego odnalezienia przyczyny takich skomplikowanych relacji Edyty i jej matki. Być może autorka pociągnie ten wątek w innej powieści albo powróci jeszcze do bohaterów. Myślę, że warto! Wiele osób (takich jak, ja) mogłoby na tym skorzystać.
 
Mimo trudnych tematów poruszanych przez Magdalenę Witkiewicz w powieści, „Nie ma jak u mamy” jest książką pełną dobrego humoru, pozytywnego myślenia i bodźców do działania. Na przykładzie bohaterek – możemy się przekonać o tym, że dla nas kobiet niewiele jest sytuacji bez wyjścia. Nie bez powodu mówi się „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”.
I chociaż może brzmieć to nieco śmiesznie i pompatycznie – to w gruncie rzeczy tak właśnie jest.
My kobiety mamy niesamowitą siłę w sobie i jesteśmy w stanie znieść bardzo wiele, jesteśmy w stanie podnieść się z najboleśniejszego upadku, nawet wtedy, gdy nie widzimy już sensu.
Autorka słusznie zauważa, że czasem my same dla siebie jesteśmy kołem ratunkowym, a czasem wystarczy czyjaś drobna dłoń, która pomoże nam wstać. Dłoń przyjaciółki, mamy lub zupełnie obcej kobiety, która dostrzeże w nas potencjał.
Warto zatem wierzyć w innych – ale przede wszystkim wierzyć w siebie!
Polecam Wam lekturę „Nie ma jak u mamy” ze wszystkimi kobiecymi kompleksami, marzeniami, porażkami i sukcesami.
U-Kochaj Się!
Ja próbuję!

"Jeżeli los kładzie na naszej drodze jakieś kłody, 
to w zasadzie po to, byśmy umieli sobie z nimi poradzić."

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Filia. 





Wypożycz na w.bibliotece.pl


wtorek, 23 października 2018

"Sekrety i kłamstwa" Sywia Trojanowska


SEKRETY 

I KŁAMSTWA 

Autor: Sylwia Trojanowska
/tom 1/
Wydawnictwo: Czwarta Strona


„Sekrety i kłamstwa” Sylwii Trojanowskiej to kolejna powieść w dorobku pisarskim tejże autorki. Sporo się naczekałam na tę historię, a zatem (mimo braku czasu) pochłonęłam ją w miarę szybko.
Sekrety – trzymane głęboko w sercu...któż ich nie ma?
Kłamstwa – wypowiadane bez mrugnięcia okiem...jak bardzo mogą zranić inne osoby?
Jak daleko jest się w stanie posunąć człowiek do osiągnięcia swoich celów? I czy zawsze są one podyktowane egoizmem?
Czy sekrety chowane przed światem i kłamstwa są w stanie zniszczyć czyjeś życie?
A może dokonywane w dobrej wierze przynoszą wymierne skutki?

Magdalena po latach wraca do rodzinnego domu, żeby pogodzić się z najważniejszą osobą jej dzieciństwa – charyzmatycznym i apodyktycznym dziadkiem. Ludwikowi zależy na tym, by ukochana wnuczka z nim zamieszkała, lecz ona stawia warunek – chce w końcu poznać jego skrzętnie skrywaną przeszłość. W opowieściach Ludwika losy rodziny splotą się z burzliwą historią Szczecina z czasów drugiej wojny światowej. Jaką tajemnicę chronił przed światem? Magdalena, wędrując po śladach z przeszłości, odwiedza miejsca znane z młodości i na nowo buduje relacje z dawnymi sąsiadami. Czy w rodzinnym mieście czeka na nią również miłość?
Sylwia Trojanowska odkrywa tajemnice, o których nikt już nie pamięta. „Sekrety i kłamstwa” to mieszanka emocji, uśmiechu i wzruszeń zapisanych w pożółkłym rodzinnym albumie.

„Sekrety i kłamstwa” to powieść przepełniona historią, (której w szkołach nie uczą), a jak wiecie, ja takie lubię najbardziej. Wspomnienia snute przez dziadka Ludwika – były dla mnie niesamowitym przeżyciem. Pełne bólu, samotności i strachu. Wojna...widziana oczami dziecka, dorastającego chłopca, który miał jedynie matkę u swego boku.
Autorka dość delikatnie podjęła temat, ale w emocjach opowiadającego widać jak bardzo ówczesne zdarzenia miały wpływ na jego rozwój.
Na te fragmenty czekałam niecierpliwie z każdym następującym rozdziałem. Nie będę zatem ukrywać, że czekanie na kolejny tom – to będzie dla mnie prawdziwa czytelnicza udręka.

"Każdego z nas ukształtowały inne czasy, nasze światy zostały zbudowane z innych wartości. Musimy być inni. Musimy inaczej patrzeć na świat. Inaczej żyć... i inaczej umierać."


„Sekrety i kłamstwa” to powieść, w której Sylwia Trojanowska, w moim odczuciu, pokazała swój prawdziwy kunszt pisarski. Bo przecież zbudowanie tak wielowątkowej fabuły wymaga od autora niesamowitej fantazji, ale również ogromnego samozaparcia i dyscypliny. Zahaczając w powieści o skrawki historii naszego kraju oraz innych narodów, które brały udział w II wojnie światowej należy być nie tylko dokładnym, ale i bardzo autentycznym, bo to od tego zależy, jak powieść zostanie odczytana. Mnie autorka nie zawiodła pod tym względem. Widać, że pilnie odrobiła zadanie domowe i przeprowadziła dogłębny research zapoznając się z faktami dotyczącym wojennego i powojennego Szczecina.

„Sekrety i kłamstwa” przyciągają dobrze wykreowanymi postaciami, które są niezmiernie wyraziste. Każdy z bohaterów ma swój niepowtarzalny charakter, co mnie osobiście ujmuje jako czytelnika i sprawia, że książkę mogę czytać bez końca. Zachowania bohaterów potrafią zaskoczyć, rozbawić, ale i zdenerwować. Żyją zatem swoim własnym życiem, kreacje nie są przewidywalne, a co za tym idzie sama fabuła nie jest oczywista. Dzięki temu podczas lektury i nie ma opcji żebyście się znudzili.


„Sekrety i kłamstwa” to powieść, która porusza w czytelniku najczulsze struny dotyczące sfery szczerości i uczciwości.
Jak często padamy ofiarą czyjegoś kłamstwa?
Czy w chwili odkrycia sekretu skrywanego przez najbliższych jesteśmy w stanie wybaczyć im od razu?
Dlaczego w ogóle ludzie uciekają się do kłamstwa?
Czy korzyści płynące z tego są wymierne?
A może są w stanie złamać czyjeś życie?
Czy padając ofiarą sekretów i kłamstw zmieniamy się nie do poznania?
Czym grożą kłamstwa snute w obrębie własnej rodziny?

Mnie to porusza do głębi. Doświadczyłam w życiu wielu kłamstw i jestem specyficznie wyczulona na tym punkcie. Wiem, że kłamstwo obcej osoby odbieramy inaczej niż płynące z ust najbliższej nam osoby, której ufaliśmy.
Wiem jak bardzo to może zaburzyć spojrzenie na świat i jak mocno potrafi to ranić.

Dlatego im bardziej zagłębiałam się w fabułę powieści – tym więcej pytań rodziło się w mojej głowie. Na niektóre z nich być może znajdę odpowiedź dopiero w kolejnym tomie.

„Czas nie leczy ran. Pozwala od tych ran odetchnąć. Na chwilę, czasami na dłużej. Takich ran jak moja nie sposób zagoić. Z nich cały czas coś się sączy. Wspomnienia, żal, tęsknota, samotność. Można zapomnieć o rozbitym aucie, o źle ufarbowanych włosach, o deszczowych wakacjach… O tym można. Chyba nawet bez trudu. Ale o mężczyźnie, którego kochało się całym sercem nie jest tak łatwo”.

„Sekrety i kłamstwa” Sylwii Trojanowskiej to powieść niezwykle wzruszająca, zabarwiona smutną przeszłością, doprawiona żalem, smutkiem i kłamstwami. Czy w tym wszystkim jest miejsce na miłość? Czy bohaterowie będą w stanie podnieść się z własnych upadków? Czy spowiedź przyniesie ukojenie? Czy znajdą w swych sercach siłę na wybaczenie?
Tego nie wiem…
Wiem jednak, że jest to niezwykle emocjonalna historia – idealna na jesienną porę roku, gdyż to właśnie jesienią zaczęła się dziać osnuta sekretami i kłamstwami historia Ludwika Starkowskiego...na tym zbudowane było jego życie, które w skutkach okazało się nie takie idealne. Pozory mylą zbyt często...
Tymczasem to właśnie jesienią na wierzch wyłażą sekrety wydmuchane wiatrem i wypłukane deszczowymi łzami…
Czy wystarczy raz być szczerym?
Czy da się wybaczyć wszystko?
Czy można zaznać spokoju, budując życie na sekretach i kłamstwach?

Na odpowiedzi muszę poczekać do kolejnego tomu. Co łatwe nie będzie…

Z czystym sumieniem mogę Wam polecić „Sekrety i kłamstwa” już teraz.
Z pewnością się nie zawiedziecie!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 




Wypożycz na w.bibliotece.pl


"Popielate laleczki" Hanna Greń




POPIELATE  LALECZKI

Autor: Hanna Greń
Cykl: Wiślański Cykl (tom 5)
Wydawnictwo: Replika


„Popielate laleczki” to już piąty, i niestety ostatni tom kryminalnego cyklu „W Trójkącie Beskidzkim” zwanego również „Cyklem Wiślańskim”.
Poprzednie części przyniosły mi wiele emocji i zaspokoiły mnie pod względami zarówno obyczajowymi jak i kryminalistycznymi.
Ostatni tom miałam przyjemność czytać jeszcze zanim trafił do druku – i już dawno wiedziałam o tym, że to moje pożegnanie z bohaterami, których tak mocno polubiłam. Mimo wszystko z wielką przyjemnością wzięłam „Popielate laleczki” do ręki po ich wydaniu. Tym samym miałam okazję ponownie spędzić z moimi ulubionymi bohaterami spod pióra autorki.

Dwudziestoletnia Beata Szymanowska, nazywana zdrobniale Tulą, przypadkowo otwiera wiadomość adresowaną do swojej matki, Astridy, i dowiaduje się, że ta jest szantażowana i że zgodziła się zapłacić żądaną kwotę. Tula nie wie, jakie informacje mógłby ujawnić prześladowca, jednak nie zamierza się z tym godzić i postanawia włączyć się do akcji. W imieniu matki umawia się z mężczyzną na spotkanie – ma zamiar je nagrać i zastosować odwrotny szantaż – ona nie upubliczni nagrania, jeśli mężczyzna zostawi jej matkę w spokoju. Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że siedzący tam mężczyzna jest martwy.
Po trzech latach sytuacja się powtarza. W poczcie Asty znowu pojawia się wiadomość z żądaniem pieniędzy i znowu Tula przejmuje kontrolę, lecz i tym razem w umówionym miejscu zastaje leżące na ulicy zwłoki.
Aspirant Mirosław Ostaniec z zapałem zabiera się za rozwiązywanie swojej pierwszej samodzielnie prowadzonej sprawy. Wspólnie z komendantem Konradem Procnerem znajdują kolejne powiązania pomiędzy zamordowanymi mężczyznami. Tymczasem Tula dochodzi do własnych wniosków – dobrze zna osobę, której mogło zależeć na „uciszeniu” szantażystów. Postanawia za wszelką cenę chronić matkę, mimo że Asta zachowuje się coraz dziwniej…

„Popielate laleczki” napisane doskonale znanym mi stylem jakim posługuje się Hanna Greń, sprawiły, że przeżyłam niesamowitą przygodę i oderwały mnie od codzienności na kilka wieczorów. Czytając ją jako tzw. „przedczytacz”, jak i teraz, niezmiennie byłam oczarowana sposobem w jaki autorka kreuje fabułę.
Powieść os samego początku wciągnie was w kryminalną grę – śledztwo toczyć się będzie powoli, zbieranie dowodów bowiem trwa, a trzeba być niezmiernie skrupulatnym by znaleźć winnego. Kojarzenie faktów, zdarzeń, miejsc i osób – bywa nie zwykle pomocne w tej pracy.
Ja jak zawsze (podczas pierwszego czytania) typowałam swojego „winnego” jednak autorka wywiodła mnie w pole – i to co zdawało się być dla mnie oczywiste – takim nie było!
Ciekawa jestem zatem jak Wy sobie z tym poradzicie!?


„Popielate laleczki” to mnóstwo dobrze wykreowanych postaci (poprzednie części bez problemu dałam radę czytać nie po kolei) tak tutaj zalecam zapoznanie się z wcześniejszymi częściami cyklu wiślańskiego. Dlatego, że mnogość bohaterów, a także szeroko zakrojona warstwa obyczajowa powieści i odnośniki (domyślne) do poprzednich części, mogą nastręczać pewne trudności w łączeniu faktów, jeśli nie poznało się bohaterów wcześniej.
Jak w poprzednich częściach – bohaterowie – żyją prawdziwie, są autentyczni i wiarygodnie wykreowani, dzięki czemu czytelnik ma możliwość współodczuwania z nimi. Jednych od razu da się polubić, innych niezbyt, jak to w życiu. 

„Popielate laleczki” to bardzo dobrze skonstruowana fabuła i jak zawsze efektywna sprawa kryminalna. Świetne dialogi, nieprzewidywalność (bo to co oczywiste, wcale nim nie jest), sprawiają, że akcja wciąga od samego początku, a emocje związane z prowadzonym śledztwem buzują we krwi aż do ostatnich stron. Gdzie czeka na czytelnika spore zaskoczenie! Bo o ile niektórych motywów działania sprawcy będzie w stanie się domyślić – tak już osoby, która za tym wszystkim stała raczej nie.
Mogę się oczywiście mylić :), jednak mnie Hanna Greń zawsze zaskakuje pod tym względem, choćbym nie wiem, jak się starała.

Powieść „Popielate laleczki” podobnie, jak we wcześniejszych częściach, posiada dobrze rozwiniętą stronę obyczajową. Dlatego poza aktywnym uczestnictwem w policyjnym śledztwie – czytelnik ma okazję śledzić losy bohaterów na płaszczyźnie ich codzienności.
Autorka porusza stosunki w relacji matka – córka - > jak daleko można się posunąć w działaniu chcąc chronić najbliższą nam osobę? Czy skrywanie sekretów może doprowadzić do katastrofy?
Hanna Greń dotyka również relacji małżeńskich – które wystawiane na ogniową próbę oskarżeń – uświadamiają nam jak ogromne znaczenie w związku ma wzajemne zaufanie i szczerość.


Serdecznie polecam Wam sięgnięcie po „Popielate laleczki” (namawiając jednocześnie do przeczytania poprzednich części "Cyklu Wiślańskiego" – jeśli nie mieliście do tej pory takiej sposobności).
Hanna Greń nieodmiennie zaskakuje czytelnika odpowiednio dobranym humorem, ciętymi ripostami wypowiadanymi przez bohaterów oraz całkiem pokrętną fabułą.
A że jesień już stoi nam w drzwiach i złowrogo szumią wierzby – to znak, że to najlepsza pora roku na zaczytanie się w kryminałach z cyklu „W Trójkącie Beskidzkim”.

Za możliwość przeczytania powieści jeszcze przed oddaniem jej do druku serdecznie dziękuję autorce Hani Greń – jak zawsze jestem chętna na dalsze emocje! 

A za egzemplarz do recenzji ogromne podziękowania ślę ku Wydawnictwu Replika. 


PS. 
Ja tym czasem czekam niecierpliwie na nową powieść autorki pt. „Mam chusteczkę haftowaną”, która otwiera tej jesieni nowy cykl powieści kryminalnych autorstwa Hanny Greń „Śmiertelne Wyliczanki”.
Będzie się działo! :) 

Wypożycz na w.bibliotece.pl