środa, 28 lutego 2018

"Na dnie duszy" Anna Sakowicz


NA DNIE 
 
DUSZY

Autor: Anna Sakowicz
Wydawnictwo: Edipresse

„Na dnie duszy” to najnowsza powieść autorstwa Anny Sakowicz, na którą niecierpliwie czekałam.
Znam twórczość Ani, ale to co otrzymałam wraz z tą książką, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Rozalia, Donata i Inga.
Trzy pokolenia kobiet żyjących w różnych czasach. Mają swoje rodziny, domy, codzienność. Każda z nich ma też swoje emocje, pragnienia, radości… Kiedy ich marzenia zderzają się z rzeczywistością, myślą, że tak musi być, że takie jest życie, że jest to, co jest.
Jednak z biegiem lat zauważają, że jest o wiele więcej. To, co naprawdę ważne, jest głęboko ukryte na dnie każdej duszy… Często zostaje tam na zawsze. A czasem trzeba je znaleźć i wydobyć za wszelką cenę i ze wszystkich sił. Nieważne bowiem, ile błędów popełniliśmy, ale że wciąż chcemy je naprawiać.
Pozornie zwyczajna historia, jakich wiele, a jednocześnie pełna niespodziewanych zwrotów akcji, dawnych tajemnic i zaskakujących wyborów.
Ta intrygująca opowieść pochłonie cię bez reszty i zadziwi niejeden raz! Bo dla każdego ta sama przeszłość wygląda inaczej…

„Na dnie duszy” to powieść, w której autorka opowiada historię o wielopokoleniowej rodzinie. O rodzinie jakich wiele, gdzie nie zawsze jest idealnie, gdzie pozornie wszystko gra, a od środka coś się psuje, gnije i doskwiera. Momentami odnosiłam wrażenie, że w wielu postaciach odnajduję część własnej rodziny. Zwłaszcza postać Pawła – wydała mi się lustrzanym odbiciem dobrze znanych mi osób. Nie ma bowiem co ukrywać, każdy z nas ma kogoś takiego wśród swoich najbliższych.
Ania Sakowicz z wielką precyzją wykreowała wszystkie postaci – poczynając od głównych bohaterek a kończąc na pobocznych postaciach, które mocno uzupełniają całość. Wszystkie są żywe, realne aż do bólu, a dzięki temu podczas czytania odnosi się wrażenie współuczestniczenia w całej tej historii.  
Rozalia, Donata i Inga – babka, córka, wnuczka. Każda z nich jest inna, wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Ich wzajemne relacje nie zawsze były sielanką, w gruncie rzeczy przez większość wspólnego życia krzywdziły się wzajemnie. Liczne nieporozumienia, brak empatii i brak całkowitej akceptacji nie raz i nie dwa doprowadzały do konfliktów między nimi a przez to sprawiały, że każda z nich miała żal do reszty.
Czy jednak nie było między nimi miłości? Czy naprawdę tak trudno o zrozumienie pomiędzy trzema najbliższymi sobie kobietami?
Zdradzać nie będę – ale wierzę, że po przeczytaniu powieści będziecie znać odpowiedzi na te pytania.


„Na dnie duszy” poruszy Wasze struny wrażliwości, czasami Was przyprawi o łzy, a czasami zaszokuje Was bezwzględnością. W powieści znajdziecie całą gamę ludzkich wad i ułomności – poprzez nieumiejętność okazywania uczuć, brak akceptacji i porozumienia, aż po czystą złośliwość i wyrachowanie. Z pewnością nie zawiedziecie się też postępującą do przodu akcją, którą autorka podzieliła na dwa etapy: współczesność i przeszłość, doprawiając całość pamiętnikami babki Rozalii. Dzięki tak zróżnicowanym wymiarom rzeczywistości mamy możliwość poznawania codzienności każdej z bohaterek. Pozornie są to odrębne historie, które w pewnym momencie życia zakleszczają się pomiędzy sobą i wówczas mamy prawdziwy obraz całości rodziny i dogłębną charakterystykę poszczególnych postaci.

Ania Sakowicz bardzo subtelnie pokazuje, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Jednocześnie w pamiętnikach babki Rozalii zawiera prawdę o tym, co w życiu powinno się liczyć najbardziej.
Mam nadzieję, że odnajdziecie to sedno i zmusi to Was do refleksji nad własnymi relacjami rodzinnymi.

Autorka bez skrępowania obnaża relacje rodzinne, które zaburza chciwość i parcie na pieniądze. Z pewnością, kiedy będziecie to czytać, przypomnicie sobie, że znacie podobne sytuacje z własnego doświadczenia. W swej powieści Ania Sakowicz porusza również temat zaburzeń obsesyjno – kompulsywnych, w przypadku Donaty jest to nadmierne mycie rąk, które należy zaklasyfikować do nerwicy ruchowej – mającej charakter symbolicznego „oczyszczania” z win i brudu. Celem takich czynności jest zmniejszenie napięcia lub zapobieganie wyimaginowanym, przerażającym wydarzeniom 
i sytuacjom. U ich podłoża – w przypadku bohaterki powieści z pewnością leżą przeżycia z dzieciństwa, obarczanie jej winami przez matkę i brak akceptacji z jakim spotykała się jako dziecko.
Bardzo lubię kiedy autorki w swoich powieściach „przemycają” takie tematy, które nie wychodzą na pierwszy plan, jednak nie sposób przejść obok nich obojętnie.


„Na dnie duszy” to poruszająca, naszpikowana emocjami powieść, którą przeczytałam na jednym wdechu. Wiedziałam, że to będzie niebanalna historia, ale nie sądziłam, że Ania tak mocno mnie zaskoczy, w sensie pozytywnym. Jak do tej pory jest to jej najlepsza powieść jaką miałam okazję przeczytać (chociaż mam jeszcze kilka zaległych).
Nie mogę również nie wspomnieć o kłobuku, którego autorka umieściła w powieści, odnosząc się do słowiańskich wierzeń. Momentami łapałam się na tym, że czytając o czarnej kurze serce biło mi szybciej, pełne jakichś niewyjaśnionych obaw i lęków.

Serdecznie Was namawiam do sięgnięcia po najnowszą powieść Anny Sakowicz. „Na dnie duszy” zaintryguje Was bez reszty i nie jeden raz zadziwi. „Bo dla każdego ta sama przeszłość wygląda inaczej...”

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Ani oraz Wydawnictwu Edipresse. 





Wypożycz na w.bibliotece.pl

"Cynamonowe dziewczyny" Hanny Greń



CYNAMONOWE 

DZIEWCZYNY

Autor: Hanna Greń
Cykl: Wiślański Cykl (tom2)
Wydawnictwo: Replika

„Cynamonowe dziewczyny” Hanny Greń spędzały mi sen z powiek...dlatego, że do całości wiślańskiego cyklu tylko tej książki mi brakowało. Więc jak tylko stałam się jej szczęśliwą posiadaczką, nie mogłam sobie odmówić tej przedniej lektury.

W Bielsku-Białej w dziwnych okolicznościach ginie policjant, który zajmował się sprawą morderstwa młodej dziewczyny. Ktoś chciał zostawić obok niego tajemniczą wiadomość - różę bez kolców, która tym razem omyłkowo trafia w inne miejsce. Morderca jest bardzo pewny siebie i czuje się bezkarny – mimo że policja odnajduje kolejne ciała jego ofiar. Młode dziewczyny o podobnym wyglądzie są bezlitośnie kaleczone i wykorzystywane, a ich napastnik coraz częściej wyrusza na kolejne polowania. Dwóch młodych policjantów łączy siły by schwytać psychopatę, zanim ten skrzywdzi następną dziewczynę.


„Cynamonowe dziewczyny” to świetny kryminał. Hanna Greń ma niesamowity talent – jak dla mnie jest numerem jeden na polskim rynku wydawniczym w kategorii kryminalnej. Stworzyła tak nietuzinkową historię wielowątkową, że nie sposób się od niej oderwać. Połączyła historię śledztwa i poszukiwanie seryjnego mordercy wraz z wątkami obyczajowymi, które stanowią ciąg dalszy z poprzedniego tomu, a które będą ewoluowały w kolejnych częściach.

„Cynamonowe dziewczyny” są dopracowane w najmniejszych detalach, dzięki czemu powieść zyskała realny wymiar. Z wielką przyjemnością zanurzyłam się w fabułę przepełnioną intrygami i poszlakami, które krążyły wokół sprawy ‘Yellowknifera’. Ale autorka sprytnie wodziła mnie za nos, bo nawet gdy stało się jasne w jakich kręgach znajduje się potencjalny morderca, to i tak trudno go było wytypować ze stu procentową pewnością. Hanna Greń namieszała ostro i z wielką gracją udowodniła, że „nie wszystko złoto, co się świeci”.
Im dalej zagłębiałam się w lekturę powieści, tym głębiej wpadałam w ogrom kolejnych faktów, które nijak nie chciały się dać złożyć w całość. 
Autorka pozwala czytelnikowi poznawać sprawę z dwóch płaszczyzn – zarówno od strony pracy śledczych jak i z perspektywy seryjnego mordercy, który jak się okazuje zabija od przeszło dziesięciu lat i pozostaje bezkarny. Im bardziej wsiąkałam w kolejne rozdziały, tym bardziej byłam pod wrażeniem talentu autorki do tworzenia tak precyzyjnego profilu psychologicznego sprawcy.

„Cynamonowe dziewczyny” niosą ze sobą mocne przesłania – chociaż znane od zarania dziejów – są zbyt często zapominane! A Hanna Greń z premedytacją to wykorzystała i utkała starannie olbrzymią sieć pełną intryg, poszlak i mylnych tropów, które zostawia za sobą seryjny morderca wierzący w zbrodnię doskonałą.
Zło ukryte pod piękną maską może przybierać różne wymiary, a my często wierzymy tylko w to, co widzimy i nie zauważamy, tego co ukryte pod latarnią. A bywa tak, że tam gdzie najjaśniej, tam schowane są najgorsze brudy.
Autorka pozwala nam w końcu poznać modus operandi sprawcy – czym z pewnością zaskoczy wielu – bo okazuje się, że nie zawsze ziarno posiane z miłością wydaje dobry plon. 


„Cynamonowe dziewczyny”  w utkanej przez autorkę sieci – zawierają swego rodzaju ostrzeżenie – skierowane do kobiet. W dzisiejszych czasach tak niewiele trzeba, by stanąć z psychopatą „oko w oko”. Wystarczy odrobina naiwności i nieostrożności w kontaktach internetowych czy podczas przygodnego poznania nieznajomego.
Hanna Greń bardzo dosadnie i obrazowo, acz bez zbędnej brutalności, opisuje co się może stać jeśli zaufamy zbyt szybko nowo poznanej osobie. Jest więc to idealna lektura dla wszystkich rodziców – może dzięki niej inaczej spojrzą na swoje dzieci, może zrozumieją, że bez ich zainteresowania mogą polecieć w drugą stronę, jak ćma prosto w piękny i kuszący blaskiem ogień.
A wtedy może być już za późno – bo na seryjnego mordercę można trafić naprawdę wszędzie!

Nie bez kozery zatem autorka uraczyła mnie wymowną dedykacją! 


Cykl wiślański Hanny Greń wciągnął mnie tak niesamowicie, że stał się niejako moją kryminalną obsesją. „Cynamonowe dziewczyny” przeczytałam w jeden dzień. Nie mogło być inaczej. Pozostałe części cyklu: „Uśpione królowe”, „Otulone ciemnością” i „Wilcze kobiety” pochłonęłam również w zastraszającym tempie.
I tym bardziej niecierpliwie czekam na kolejny tom serii. A wiem, że takowy będzie – chociaż prawdopodobnie już ostatni.

Haniu – może już wiesz, a może dopiero teraz się dowiesz…
Zyskałaś sobie wiślańskim cyklem kolejną wierną czytelniczkę :)
Bardzo Ci dziękuję za te kryminalne chwile pełne napięcia i wzmożonej akcji serca. 

Wypożycz na w.bibliotece.pl


"Zastrzyk śmierci" Małgorzata Rogala


ZASTRZYK 

ŚMIERCI

Autor: Małgorzata Rogala

Cykl: Agata Górska i Sławek Tomczyk (Tom 4)
Wydawnictwo: Czwarta Strona

„Zastrzyk śmierci” to już czwarty tom cyklu o Agacie Górskiej i Sławku Tomczyku. Książka premierę miała w październiku zeszłego roku. W moje ręce wpadła dzięki wygranej w konkursie :) wraz z dedykacją od autorki, z czego się niezmiernie cieszę.
Wcześniejsze części cyklu bardzo mnie porwały, zatem wygrana czwartej – była niemal jak wygrana w totka :)
Czy była tak samo porywająca jak poprzednie? 
Czy moje emocje sięgnęły zenitu? 

 

Morderca już wydał wyrok. Zostało niewiele czasu.

Ewa Frydrych znajduje szczelnie owinięte taśmą ciało męża – szefa portalu krytyki kulinarnej, którego opinie nie wszystkim przypadły do gustu. Dlaczego ktoś wstrzyknął mu truciznę i pozbawił życia? Czy chodziło tylko o zemstę, czy za zbrodnią kryje się coś jeszcze? Tym bardziej że w podobny sposób giną kolejne osoby. Sprawę prowadzą starsza aspirant Agata Górska i komisarz Sławek Tomczyk, którzy próbują rozwikłać serię zagadkowych śmierci.

Tymczasem ktoś wysyła anonimy do młodszej siostry komisarza Tomczyka. Czy ma to jakiś związek ze sprawą? Kim jest Zosia i dlaczego ktoś musi ją chronić? Nowe światło na sprawę rzuci niewyjaśniona tragedia sprzed lat, która nie pozwoli o sobie zapomnieć.

„Zastrzyk śmierci” to świetnie napisany kryminał. Autorka używa prostego przekaźnika językowego, nie zanudza przydługimi opisami i nie komplikuje spraw niepotrzebnie. Systematycznie ujawnia za to kolejne tropy, kolejne poszlaki, tak by czytelnik mógł snuć własne wizje i wysuwać wnioski w poszukiwaniu mordercy i modus operandi. Akcja szybko biegnie po stronicach powieści, do tego stopnia, że godziny przeciekają gdzieś pomiędzy rozdziałami i dwa razy zastała mnie północ.
Autorka niewątpliwie ma dar do tworzenia zagadek kryminalnych, intryguje, spiskuje. Podrzuca mylne tropy manipulując czytelnikiem do tego stopnia, że raz nawet zgubiłam się w śledztwie i musiałam cofnąć kilka stron do tyłu, by jeszcze raz przeanalizować fakty i dowody.
Autorka z premedytacją wciąga w mozolne śledztwo osoby postronne, mnożąc tym samym coraz więcej pytań w głowie, które kołaczą się niemal do ostatniej strony.
A to akurat bardzo lubię w kryminałach :)

„Zastrzyk śmierci” nafaszerowany jest ogromnym potencjałem adrenaliny rosnącej wraz z postępującym śledztwem. 
A przy okazji porusza kilka ważnych spraw dotyczących naszej współczesności. Na wspomnienie z pewnością zasługuje sprawa umawiania się młodych dziewczyn z mężczyznami poznanymi przez internet. To zjawisko jest coraz częściej spotykane i traktowane przez zbyt wiele osób jako normalne. Autorka tymczasem poprzez ten krótki wątek niesie ostrzeżenie! Takie „randki” mogą (choć nie muszą) skończyć się tragicznie: pobiciem, próbą gwałtu a w najgorszych wypadkach samym gwałtem czy nawet śmiercią. To zjawisko zasługuje zatem na to, by głośno o nim mówić. Nie bądźmy obojętni i nie śpijmy!

Małgorzata Rogala w „Zastrzyku śmierci” jak zawsze postarała się wykreować swoich bohaterów bardzo plastycznie. Ich realizm sprawia, że wczuwamy się w ich emocje i przeżycia. Dzięki temu z łatwością się z nimi. możemy identyfikować. 
Główni bohaterowie – Agata i Sławek – tworzą zgrany duet jako partnerzy w pracy policyjnej, jednak w tej części ich relacje wychodzą poza ramy służbowe. Małgorzata Rogala połączyła tych dwoje w ich prywatnym życiu, co dodało powieści nieco ożywczej pikanterii. Balansowanie związku na krawędzi stosunków służbowych oraz prywatnych relacji –  osobiście bardzo mnie ciekawi: jak się rozwinie ten wątek w kolejnych częściach? Wszak wiadomo, nie od dziś: „nie łącz pracy z przyjemnością”. Zobaczymy co też autorka wymyśli dla Agaty i Sławka w dalszych tomach.


„Zastrzyk śmierci” autorka kończy nie tylko rozwiązaniem prowadzonej przez policjantów sprawy, ale jak to ma w zwyczaju, dodaje również na koniec zaskakujące wydarzenie. Tym samym zaostrza apetyt czytelnika i zaprasza do sięgnięcia po kolejne swoje powieści. Ja z pewnością sięgnę po następny kryminał z cyklu Agata Górska i Sławek Tomczyk.
Zapraszam Was również do przeczytania poprzednich części cyklu, na który składają się: „Zapłata”, „Dobra matka” oraz „Ważka”.

Jeśli jesteście koneserami dobrej kryminalnej rozrywki, marzy Wam się prowadzenie śledztwa wraz z policjantami, uwielbiacie wszelkiego rodzaju intrygi, lubicie porządnie napisaną i nieprzekombinowaną fabułę to jest to odpowiednia książka dla Was.
Weźcie „Zastrzyk śmierci” do ręki i zaaplikujcie sobie go w najbliższym czasie!


Wypożycz na w.bibliotece.pl

piątek, 23 lutego 2018

"Willa pod zawariowaną gwiazdą" Maria Paszyńska


WILLA pod 
 
ZWARIOWANĄ 

GWIAZDĄ

Autor: Maria Paszyńska
Wydawnictwo: PASCAL

„Willa pod zwariowaną gwiazdą” autorstwa Marii Paszyńskiej przybyła do mego domu niespodziewanie. To moje pierwsze spotkanie z piórem tej autorki. Jeśli chcecie się dowiedzieć czy okazało się udane czy też nie – to zapraszam Was do przeczytania moich refleksji po lekturze książki. 

Na gruzach dawnego świata zdarza się miłość, której nie można się oprzeć...
Lato 1939 roku. Warszawskie zoo, stworzone przez Jana i Antoninę Żabińskich, ma swoje chwile triumfu, choć podskórnie czuć w nim niepokój związany z nieuchronnie zbliżającą się wojną. Brutalny czas nie zabija jednak namiętności.

Niezwykłe losy trojga ludzi uwikłanych w wielką historię i własne uczucia.

Willa pod Zwariowaną Gwiazdą to doskonałe połączenie precyzyjnie skonstruowanej fikcji z poruszającą historią, która wydarzyła się naprawdę. Opowieść o świecie wartości, w którym ideałom jest się wiernym zawsze i pomimo wszystko.


Nie będę tu owijać w bawełnę, gdyby nie fakt, że książka trafiła do mnie niespodziewanie, nigdy bym się nie dowiedziała o czym jest. Tytuł jak i okładka są nader mylne. Książka nie zwróciłaby mojej uwagi w księgarni, pewnie przeszłabym koło niej i poszła dalej.
No i straciłabym bardzo dużo!
Nie dajcie się zatem zwieść sielankowej grafice okładkowej i ani tytułowi, który kojarzy się bardziej z lekkim romansidłem.
Kiedy trafiła w moje ręce zdecydowanie zaciekawiła mnie bardziej swoim opisem okładkowym.

Nie znałam wcześniej opowieści o małżeństwie Żabińskich. W „Willi pod zwariowaną gwiazdą” II wojna światowa, getto warszawskie, historia Jana i Antoniny Żabińskich oraz warszawskiego ZOO stanowią tło historyczne dla reszty akcji, która jest fikcją literacką autorki. 

„Willa pod zwariowaną gwiazdą” to pięknie i starannie napisana powieść, która poruszyła mnie bardziej niż się spodziewałam. Akcja szybko postępuje, tak jak szybko biegły losy ludzi, których wojna zaskoczyła w ówczesnej rzeczywistości. Autorka bardzo dokładnie opisuje fragmenty ich codziennego życia, które starali się poukładać w puzzle składające się na ich wojenną rzeczywistość. Wspólne robienie prania przez kobiety, zdobywanie jedzenia czy opału, wydarzenia w getcie i okrucieństwo niemieckich żołnierzy nadają powieści bardzo realistycznego wydźwięku.
Prawdę powiedziawszy nie spodziewałam, że powieść Marii Paszyńskiej wywrze na mnie tak ogromne wrażenie.

Od „Willi pod zwariowaną gwiazdą” po prostu nie sposób się oderwać. Przeczytałam ją w dwa dni z bijącym sercem, ponieważ budziła we mnie tak silne emocje, że każde przymusowe odłożenie jej przeciągałam do granic możliwości. 
W powieści znajdziemy smutek i okrucieństwo wojny, które uderzyło w zwykłych ludzi, z dnia na dzień odbierając im prawo do godnej egzystencji, prawo do marzeń a nazbyt często prawo do życia. Wszystko w imię chorych idei jednego człowieka, który podzielił człowieczeństwo na ludzi i pod ludzi. Dla równowagi Maria Paszyńska przedstawia nam świat, który stworzyli w swoim domu państwo Żabińscy. To właśnie tam, w "Willi pod zwariowaną gwiazdą" – miało miejsce wszystko to, co normalne. Tam była miłość, szacunek i wiara. W ich małym świecie człowieczeństwo zachowało swoją nieskażoną niczym formę, a trudne życiowe decyzje podejmowane były zawsze zgodnie z kodeksem honorowym i przyzwoitością. Ten mały azyl stał się domem nie tylko dla ludzi, ale i dla zwierząt. Tam prym wiodła ciężka praca, pot i łzy – a wszystko po to, by nieść pomoc tym, który jej potrzebowali, zgodnie z wartościami, których wojna nie obróciła w proch i zgliszcza.
To właśnie tam w "Willi pod zwariowaną gwiazdą" splatają się losy Piotra, Ady i Daniela – choć jest to wymyślona przez autorkę historia– tak naprawdę mogła mieć miejsce, wszak wojna kierowała ludzkimi losami według swoich praw i różnie układał się los wojennych rozbitków. Znajdziecie w niej miłość, poświęcenie i trudne wybory przed którymi przyszło im stanąć twarzą w twarz, czy tego chcieli czy nie. 


„Willa pod zwariowaną gwiazdą” porwie Was swoją prawdomównością. Autorka wykonała bardzo dobrą pracę łącząc fakty historyczne z fikcją. Zdaję sobie sprawę, że było to nie łatwe zadanie. Ale trzeba przyznać z wielkim szacunkiem, że Maria Paszyńska postarała się bardzo i w rezultacie stworzyła piękny obraz człowieczeństwa na tle okrucieństwa niesionego przez zamieć II wojny światowej.

Sięgnięcie po tą niepozorną z wyglądu lekturę, gdyż w środku ukrywa prawdziwy skarb. Szkoda byłoby go pominąć.
Nie jest to zwyczajna historia miłości w czasach wojny – jakich wiele na wydawniczym rynku.
Ta powieść, moim zdaniem, to historia zachowania człowieczeństwa i utrzymania resztek normalnego życia. To opowieść o pomocy niesionej potrzebującym ludziom i zwierzętom z narażeniem własnego życia. To wreszcie historia o tym, że ludzie kiedyś potrafili podejmować trudne decyzje stawiając dobro innych na pierwszym miejscu, a swoje własne pragnienia odsuwali na bok.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Pascal. 


Wypożycz na w.bibliotece.pl

czwartek, 22 lutego 2018

"Troje na huśtawce" Natasza Socha


 TROJE 

NA HUŚTAWCE

Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Edipresse

„Troje na huśtawce” Nataszy Sochy, której premiera była 31 stycznia bieżącego roku, wzbudziła niemałe kontrowersje wśród czytelników. Już sam tytuł powieści jest intrygujący - z jednej strony huśtawka kojarzy nam się z beztroską zabawą, a z drugiej strony sugeruje, że troje na huśtawce to już tłum i może się okazać to niebezpieczne. Temat podjęty przez autorkę ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Czy „Troje na huśtawce” to przysłowiowa puszka Pandory?

Koralia ma czterdzieści dwa lata i czterdzieści dwa powody, by zmienić swoje życie. Oraz jeden dodatkowy, który wywraca jej świat do góry nogami. Tytus jest osiemnaście lat młodszy. Kiedy ona zdawała maturę, on właśnie się rodził. I jeszcze jedno – jest synem jej najlepszej przyjaciółki. Co w życiu jest ważniejsze? Przyjaźń czy miłość? Czy naprawdę trzeba wybierać? „Troje na huśtawce” to współczesny romans obyczajowy, spisany w formie pamiętnika, opowiedziany z dystansem, ironią i dużą dawką emocji.
Jeśli przyjmiemy, że życie jest windą, która zatrzymuje się na każdym piętrze, a potem jedzie dalej, to wszystko można sobie bardzo prosto wytłumaczyć. Piętro z napisem małżeństwo zostało przeze mnie opuszczone, a ja znowu przesuwam się w górę.
Obecnie wysiadłam na poziomie „romans z młodszym”. 

 „Troje na huśtawce” to nie pierwsza i nie ostatnia książka Nataszy Sochy, po którą sięgnęłam z wielkim zainteresowaniem. A im dalej w las tym autorka bardziej mnie zaskakuje, zarówno podejmowaną tematyką jak i stylem pisania.
Tym razem autorka podjęła się kolejnego kontrowersyjnego tematu, jakim jest miłość młodego chłopaka do dużo starszej od niego kobiety.

Żyjemy w czasach, gdzie na co dzień stykamy się z różnorodnością związkową. Nie dziwią nas pary tej samej płci, zarówno męskiej jak i żeńskiej, choć nie obywa się bez homofobicznych zachowań. Nie specjalnie dziwi nas również kiedy dojrzały mężczyzna wiąże się z dużo młodszą od siebie kobietą, chociaż pierwsza myśl jaka pojawia się w głowie to sponsoring. Takie związki wryły się już mimo wszystko w krajobraz naszego społeczeństwa na tyle, że nie zwracamy na nie szczególnej uwagi.
Dlaczego zatem tak wiele emocji, plotek i negatywnych opinii jesteśmy w stanie z siebie wyrzucić, gdy spotykamy młodego mężczyznę związanego ze starszą kobietą?
Czy nie jest to zbyt ksenofobiczne podejście z naszej strony? Dlaczego takie związki od razu na starcie skazujemy na zaszczucie i dyskryminację? Dlaczego nie możemy zaakceptować miłości, która nie patrzy na numer pesel?

„Troje na huśtawce” Nataszy Sochy napisana jest w formie pamiętnika głównej bohaterki. Jego forma nie jest jednak szablonowa, ponieważ Koralia nie zachowuje porządku chronologicznego podczas pisania. Zdawać by się mogło, że takie przeskakiwanie z tematu na temat, ze zdarzenia na zdarzenie jest chaotyczne i nastręczać będzie trudności w zrozumieniu kolejności wydarzeń. Nic bardziej mylnego. Zabieg retrospekcji pozwala czytelnikowi poznać Koralię od czasów jej dzieciństwa, poprzez okres nastoletni aż po dorosłość. Mamy okazję poznać dzieje jej przyjaźni, mamy wgląd w jej nieudane małżeństwo, a pomiędzy tym wszystkim mamy dokładny opis jej emocji, rozterek, targających nią sprzeczności i racjonalności, tego co wypada, a co nie.
Można pokusić się o stwierdzenie, że poznajemy jej życie od podszewki.
Opowieść Koralii to swego rodzaju spowiedź nafaszerowana szczerością. Bohaterka dzieli się swoimi uczuciami, strachem, obawami, a nawet wyrzutami sumienia, które dopadają ją nazbyt często. Mimo wszystko nieplanowane uczucie miłości, które zrodziło się w jej sercu, a przed którym długo się broniła, pokazało swoją siłę. Koralia ulega, poddaje się miłości, chociaż nie bez strachu przed światem, a przede wszystkim przed własną przyjaciółką.
Czy podjęła dobrą decyzję? Czy takie uczucie ma prawo bytu w świecie olbrzymich technologi, ale wciąż emocjonalnie bywającym na etapie średniowiecza?

„Troje na huśtawce” Nataszy Sochy pobudziło mnie do wielu refleksji. Z ciekawości prześledziłam nawet internet w poszukiwaniu takich par jak Koralia i Tytus. Jest ich sporo – chociaż ku memu rozczarowaniu to częściej panie pisały o swej miłości niż ich młodzi partnerzy. Internet daje im szansę na to, by mogli walczyć o własne uczucia i opowiedzieć o swoich związkach. Czy jednak tak samo odważnie walczą na swoim podwórku? Czy nie spuszczają wzroku pod potępiającymi spojrzeniami sąsiadów? Tego nie wiem.

Wiem jednak, że Natasza Socha po raz kolejny wywołała „burzę” tematyczną. Być może stanie się ona dobrym początkiem do akceptacji takich związków. Inne schematy przerabiane były społecznie wiele lat, czas więc rozbić kolejną puszkę Pandory i pokazać światu, że każdy ma prawo do miłości, niezależnie od wieku. Czas powiedzieć głośno, że to co nieszablonowe nie zawsze musi oznaczać sponsoring czy symbiotyczną zabawę.
Bo czy wiek partnerów może być wyznacznikiem powodzenia i trwałości związku?
Z własnego doświadczenia powiem Wam, że absolutnie nie!
Najważniejsza jest ich wzajemna szczerość i wspólny cel. 

 „Troje na huśtawce” autorka napisała we własnym stylu. Lekkie pióro i gładkie podejście do tematu sprawia, że człowiek zagłębia się w lekturze a akcja niepostrzeżenie leci do przodu. Ta lekkość jest jednak pozorna, wszak czytamy opowieść płynącą prosto z serca głównej bohaterki. Towarzyszymy jej podczas najdrobniejszych czynności, współodczuwamy z nią niemalże wszystkie emocje, widzimy jej odbicie w lustrze, liczymy zmarszczki pod oczami, płaczemy z nią w poduszkę. To bardzo głęboka refleksyjna fabuła, która nieubłaganie ciągnie nas w stronę najtrudniejszego dylematu Korali – miłość do Tytusa czy przyjaźń Aurelii?
Zakończenie książki jest niejednoznaczne – zielone drzwi! Za jednymi jest Tytus za drugimi Aurelia. Do których zapuka Koralia? Kto jej otworzy? Czyje oczy spojrzą na nią pierwsze?

„Troje na huśtawce” to powieść obalająca stereotypy. Autorka propaguje w niej zdrowy egoizm, któremu kobiety tak rzadko ulegają. Bo jak to tak, przecież nie uchodzi? Co powiedzą inni? A w ogóle to w pewnym wieku należy się już tylko zaszyć w czterech ścianach i nie oczekiwać od życia niczego, no bo jakim prawem?
Tymczasem Natasza Socha neguje te wszystkie utarte w ludzkich głowach schematy. Nie broni nikomu iść znanymi ścieżkami, ale pokazuje, że czasem warto podjąć ryzyko. Rozwaga i dystans z jakim autorka potraktowała temat jest godny oklasków. Doskonale wyważyła emocje i poutykała je pomiędzy rozdziałami, tak, by dojrzały czytelnik wyciągnął z lektury pełną gamę refleksji.

Ja osobiście po lekturze tej książki powróciłam nie bez nostalgii do własnych wspomnień. Choć nie do końca identycznych z przeżyciami bohaterów, to jednak mogło potoczyć się to podobnymi torami. Stojące między nami sześć lat różnicy początkowo dla nas nie były przeszkodą, chociaż ludzie gadali różnie. Z biegiem lat okazało się, że nasze pragnienia i wizje przyszłości są zupełnie inne. Skończyło się przyjaźnią.
Nie wiem – co by było gdyby…
Wiem za to, że czasami warto ryzykować...nawet jeśli potem życie nie układa się idealnie, to dla miłości warto przecierać najtrudniejsze szlaki.

„Troje na huśtawce” Nataszy Sochy to powieść , która mam nadzieję, stanie się pierwszym milowym krokiem ku akceptacji takich związków. Bardzo bym chciała, żeby nasze społeczeństwo porzuciło swoją zaściankowość, choć może pragnę zbyt wiele…jeszcze większość do tego nie dorosła, żeby móc powiedzieć o sobie „jestem tolerancyjny”. Chciałabym zatem, by zamiast zajmować się innymi – wszyscy Ci co pierwsi rzucają kamieniem szyderstwa i szykany – zajęli się własnymi brudami i śmieciami na swoim podwórku.

Zachęcam Was gorąco do lektury „Troje na huśtawce” - warto bowiem zagłębić się w temat i przeżyć go razem z główną bohaterką. Mam nadzieję, że po lekturze wiele z Was otworzy się na innych, a może niektóre kobiety zobaczą w Koralii siebie! Może nabiorą odwagi i więcej wiary we własne możliwości i dadzą sobie szansę na miłość i szczyptę zdrowego egoizmu? Tego Wam życzę z serca. 

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Edipresse. 




Wypożycz na w.bibliotece.pl

poniedziałek, 12 lutego 2018

"Promyk Słońca" Katarzyna Michalak / RECENZJA PRZEDPREMIEROWA



PROMYK SŁOŃCA

recenzja przedpremierowa


Autor: Katarzyna Michalak
Cykl: Seria Mazurska (tom 2)
Wydawnictwo: ZNAK Literanova

„Promyk Słońca” Katarzyny Michalak to druga część „Gwiazdki z Niebia”. Premiera książki planowana jest na 28 lutego, czyli nastąpi niebawem, na co z pewnością wiele osób czeka z ogromną niecierpliwością. Ja miałam to szczęście zapoznać się z nią odrobinę wcześniej dzięki uprzejmości Wydawnictwa.
Zobaczcie zwiastun filmowy powieści -> Trailer "Promyka słońca"! <3 Marta&Siergiej

Zagubiona wśród mazurskich lasów wioska stała się dla Nataniela spokojną przystanią.
I nie tylko dla niego. To tutaj swój nowy dom znalazła mała Emilka,
tutaj walczą o swoje szczęście inni życiowi rozbitkowie.
Czy Senna stanie się miejscem, gdzie spełniają się marzenia?

Nataniel nie może przestać myśleć o tajemniczej dziewczynie, którą uratował w wigilijną noc. Marta pragnie odbudować relacje z córką, a Mateusz kocha kobietę, która niestety nie jest mu przeznaczona. Wszyscy spalają się w pogoni za tym, czego pragną ich serca, nie wiedząc, że marzenia często spełniają się nie w porę i nie tak, jak to sobie wyobrażamy.
Okazuje się, że szczęście to droga do celu, a nie sam cel. 



„Promyk Słońca” Kasi Michalak zwala z nóg, dlatego jeśli spodziewacie się spokojnej i wyważonej powieści, gdzie wszystko ma swój „happy end” to od razu Wam powiem, że tego nie dostaniecie. 
Niech Was nie zwiedzie delikatny i ciepły tytuł oraz sielankowy charakter okładkowej grafiki.  
W powieści bardzo dużo się dzieje, akcja pędzi do przodu, los zapętla swoje obręcze wokół bohaterów i nie daje im wytchnienia.
Na drodze do spokoju i szczęścia stają bowiem nienawiść i zazdrość. A zawiść z jaką przyjdzie zmierzyć się bohaterom sprawi, że Wasze emocje będą sięgać zenitu. 

Katarzyna Michalak wiedzie swoich bohaterów na manowce życia, nie przebiera w środkach, nie rozwiązuje ich problemów za nich. Wyposaża ich jedynie w dobre serca i wiarę oraz uczciwość wobec innych. 
Czy starczy im sił, do walki z kryzysami? 
Czy będą mieć dość siły, by pokonać niesprawiedliwość losu? 
O tym przekonacie się sięgając po powieść. Gwarantuję Wam, że nie oderwiecie się od niej ani na moment. 
Akcja powieści prowadzi się praktycznie sama i jak to w życiu bywa, gna do przodu nie robiąc przerw na złapanie oddechu.  A to co planujemy, co zamierzamy, do czego dążymy nie zawsze przynosi zamierzone efekty. 

W powieści nie zabrakło jednak ciepła i radości, pomimo wszystkiego co się dzieje. Odrobina czułości i szacunku, mnóstwo przyjaźni i niezawodnego wsparcia. Wiara i nadzieja to wciąż są przewodnie myśli, którymi autorka kreśli ścieżki swoich bohaterów.

Katarzyna Michalak porusza w powieści kwestię problemów w komunikacji rodzinnej pomiędzy rodzicami a dziećmi. Niezrozumienie i konflikty w tej sferze niejednokrotnie przyćmiewają to, co w życiu powinno być najważniejsze. Autorka zauważa, słusznie zresztą, że dziecko wychowane w miłości i otoczone czułą opieką nie zawsze wyrasta na dobrego człowieka. Czasami dzieje się tak, że egoizm bierze górę w człowieku i panoszy się w jego sercu tak długo, że zaczyna psuć go od środka, niszcząc przy okazji wszystko wokół. Autorka pomiędzy linijkami swej powieści ukryła wyjaśnienie, które jest niejako przestrogą dla rodziców, żeby w miłości i czułości do dziecka nie przechylić szali na drugą stronę. Nie ma bowiem nic gorszego niż nadopiekuńczość, która może obrócić się przeciwko dawcy miłości i zbudować podwalinę do egoizmu i roszczeniowej postawy dziecka. Wniosek nasuwa się sam – kochać całym sercem, ale również wymagać i stawiać konsekwentne warunki wspólnego życia.
Jedna z bohaterek powieści nie potrafiła znaleźć tego złotego środka i w efekcie przyniosło jej to mnóstwo cierpienia.

W powieści „Promyk Słońca” znalazłam również źródło ludzkiej zawiści i niegodziwości. Faktycznie jest tak, że w wielu przypadkach biorą się one z tego, iż człowiek który nie osiągnął w swoim życiu żadnego konkretnego celu, nie zmierzył się problemami, przeżył cząstkę życia bazując na innych, przenosi swoje żale i złość na innych i cały świat. Przecież ktoś musi być winny. Tacy ludzie zawsze znajdą sobie kogoś, by obarczyć innych własnymi porażkami i niepowodzeniami, własnym lenistwem i niespełnieniem. Zwykle bywa tak, że Ci co mają za uszami najwięcej, krzyczą najgłośniej. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że niestety takich ludzi jest coraz więcej, w sobie nie widzą niczego złego, nie czują się winni, wręcz uważają się za idealnych. A niszczącą pożogę emocjonalną jaką roztaczają wokół siebie można z pewnością przyrównać do płonącego lasu. Pożar nienawiści nie zna granic i wypala na swej drodze całe dobro.
Autorka podsumowuje to zjawisko w bardzo subtelny acz konkretny sposób. 


„Promyk Słońca” to również powieść niosąca zgoła inne przesłanie. O czym mówią ostatnie stronice.
Autorka z całą pewnością zaskoczy swych czytelników, co osobiście potwierdzam. 
Sama Kasia powiedziała ostatnio, że czytelnicy będą na nią źli. (Filmik dostępny jest na fanapagu Katarzyny Michalak → Filmik z Kasią :) )
Czy ja byłam zła? Nie.
Moja osobista reakcja, wynikała jednak z mojego doświadczenia.
Mimo to, wiele z Was, faktycznie może poczuć złość i rozczarowanie przebiegiem fabuły.
Niezmiennie wszystko to, co się dzieje w powieści, powiedzie czytelników do wyciągania kolejnych istotnych i mądrych wniosków.
Czas to pojęcie względne i niezmierzone. Nie mamy wpływu na jego ilość w naszym życiu.
Dlatego warto jest wziąć sobie do serca to ostatnie przesłanie zawarte w „Promyku Słońca” i zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie niczego przewidzieć.

„Promyk Słońca” Katarzyny Michalak to powieść, którą koniecznie trzeba przeczytać, ponieważ pod zgrabną, dobrze skonstruowaną fabułą oraz pod postaciami, które znane są nam od pierwszej części, autorka ukryła mądrości i prawdy, o których zbyt często zapominamy. Warto jest sobie je przypomnieć i przemyśleć przy okazji tej lektury.

Ja tymczasem niecierpliwie czekam na maj – kiedy to ukaże się trzecia część mazurskiego cyklu pt. "Kropla nadziei" :)


Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki, 
dziękuję serdecznie pani Kasi Michalak oraz Wydawnictwu ZNAK Literanova. 



Poszukaj na w.bibliotece.pl




"Uśpione królowe" Hanny Greń


UŚPIONE 
 
KRÓLOWE

Autor: Hanna Greń
Seria: Wiślański Cykl (tom 1)
Wydawnictwo: Replika

„Uśpione królowe” Hanny Greń to rozszerzone wydanie pierwszej części cyklu wiślańskiego. Pierwotnie tytuł tej książki brzmiał „ Cień Sprzedawcy Snów”. Nie miałam okazji czytać jej w tej pierwszej wersji, ale „Uśpione królowe” wywarły na mnie duże wrażenie, mimo, że jak wiecie, czytając moje recenzje, za cykl wiślański zabrałam się poczynając od tomu trzeciego poprzez czwarty. Przede mną wciąż lektura tomu drugiego – na co już niecierpliwie czekam.


Sprzedałem jej sen. Cudowny, wieczny sen. Przedtem grzeszyła, teraz śpi szczęśliwa. Odkupienie poprzez cierpienie, sen przez śmierć.
Sprzedawca Snów jest seryjnym zabójcą. Atakuje raz w roku, a jego ofiarami są młode kobiety − do tego stopnia różniące się wyglądem i osobowością, że ich wybór wydaje się zupełnie przypadkowy. Zabija je z niezwykłą brutalnością.

Nadkomisarz Konrad Procner i komisarz Marcin Cieślar próbują rozwikłać zagadkę Sprzedawcy Snów i doprowadzić do jego ujęcia. Niestety nie jest to łatwe, gdyż morderca zdaje się nieuchwytny. Po każdym dokonanym zabójstwie na miejscu zbrodni pozostawia tajemniczy list, który stanowi jedyny trop wiodący do schwytania go. Śledztwo nabiera rozpędu, gdy policjanci poznają dwie niezwykłe kobiety, Zenę i Petrę. Jak się później okazuje, obie panie związane są w jakiś sposób ze sprawą Sprzedawcy Snów…


„Uśpione królowe” Hanny Greń to niesamowicie dobrze napisany kryminał z elementami obyczajówki. Takie połączenie zapewni Wam niezapomniane przeżycia, które powiodą Was przez trudne i zagmatwane ścieżki śledztwa, zagadkowe morderstwa przysłonięte cieniem Sprzedawcy Snów, ale nie zabraknie również wędrówek po drogach zwykłej codzienności. Przyjaźń i miłość, którą w tej powieści znajdziecie, sprawi, że zło czające się gdzieś w zakamarkach ludzkiej psychiki, będzie łatwiejsze do przełknięcia. 

Niezwykle trudna przeszłość Zeny jak i Petry, nie pozwala im o sobie zapomnieć. Szczerze Wam powiem – obie bohaterki – wywołały we mnóstwo podziwu i współczucia. Te dwie postaci są mocno zarysowane w powieści od samego początku, stanowiąc niezaprzeczalny przykład na to, że kobiety potrafią być nad wyraz silnie psychicznie i są w stanie wiele znieść, by przeżyć lub chronić najbliższych.

Jedyną osobą, która mnie w tej części odrobinę podrażniła – był syn Zeny. Dominik czasami bywał nad wyraz dojrzały, a czasami dla odmiany był zbyt infantylny, co w porównaniu z jego wcześniejszą dojrzałością emocjonalną, było dziwnym zestawieniem.
Jest to jednak jedyny minus tej powieści.
W kolejnych częściach wiślańskiego cyklu – Dominik – stał się postacią mocno pozytywną w moim odbiorze.

„Uśpione królowe” wciągają czytelnika w wir niesamowitej akcji kryminalnej, tajemnicy, niewyjaśnionej przeszłości i koligacji rodzinnych tak skomplikowanych, że początkowo są one w ogóle nie zauważalne. Dodatkowym atutem powieści są z pewnością świetne dialogi i towarzyszący im czasami humor lub ironia. Kreacja dorosłych bohaterów również zasługuje na uznanie, tym bardziej, że po przeczytaniu tej części rozjaśniło się w mojej głowie kilka niewiadomych, które nurtowały mnie od jakiegoś czasu. 

Hanna Greń potrafi stworzyć świat, w którym mimo zła istnieje również dobro i uczciwość. I nawet kiedy sytuacja przybiera zgoła beznadziejny przebieg i zdaje się, że wszystko jest już przegrane, to wówczas następuje nagły zwrot w akcji i sprawiedliwości staje się za dość. Autorka daje szansę dobru, by mogło zwyciężyć, by mogło pokonać zło czające się w chorym umyśle mordercy, by winni zostali ukarani. Tym samym po wielu emocjach, obezwładniającym strachu, który przeszywa czytelnika podczas lektury, autorka daje swojemu odbiorcy promień światła, nadzieję, na to że w świecie jest miejsce na dobro. Życie bohaterów zatacza wiele kręgów, a na końcu tego ostatniego czeka ich spokój i ukojenie. Myślę, że taki zabieg Hanna Greń stosuje w swoich powieściach, także i w tej, celowo. Pragnie bowiem, zapewnić nas, że wszyscy będziemy rozliczeni ze swoich czynów. Autorka wręcz krzyczy pomiędzy linijkami, że świat to nie tylko ciemne chmury, krążące nad naszymi głowami, ale również dobro, miłość i przyjaźń, zaufanie i zrozumienie.
A Ci którzy czynią niecnie wobec innych zostaną osądzeni sprawiedliwie, jeśli nie przez wymiar sprawiedliwości to przez los, który zataczając swoje kręgi, oddaje człowiekowi to, co sam niósł innym przez całe życie.


„Uśpione królowe” to książka, którą z czystym sumieniem mogę Wam polecić do przeczytania. Zacznijcie jednak przygodę z wiślańskim cyklem od tej powieści, a nie tak, jak ja na odwyrtkę, ponieważ, dobrze jest znać „co u podstaw”.
Ja z pewnością teraz sięgnę po drugi tom serii, bo tylko ten mi został do przeczytania. Kiedyś wrócę do całości i przeczytam wszystko jeszcze raz od samego początku.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Replika. 


Poszukaj i wypożycz na w.bibliotece.pl

wtorek, 6 lutego 2018

"Wilcze kobiety" Hanny Greń


WILCZE 

KOBIETY

Autor: Hanna Greń
Cykl: Wiślański Cykl (Tom 4)
Wydawnictwo: Replika

„Wilcze kobiety” Hanny Greń to już czwarty tom wiślańskiego cyklu, który swoją premierę miał zaledwie kilka dni temu tj. 30 stycznia br. Po „Wilcze kobiety” sięgnęłam z wypiekami na twarzy i podekscytowanym drżeniem serca, zwłaszcza, że byłam świeżo po lekturze trzeciego tomu, który otulił mnie ciemnością i niedosytem tak mocno, że nie było innego wyjścia.

Wilki zniknęły tak nagle, jakby rozwiały się w powietrzu, i gdyby nie ślady łap, wyraźnie widoczne na gładkiej powierzchni śniegu, gotowa by uznać ich widok za halucynację.
Komisarz Daniel Laszczak i komisarz Roman Then pracują nad zdekonspirowaniem przestępczej grupy działającej w Bielsku-Białej. Jej szef czeka już w areszcie na rozprawę, jednak dowody, które policjanci zebrali przeciwko niemu, mogą się okazać niewystarczające. Tym bardziej teraz, kiedy jeden z ich głównych świadków został brutalnie zamordowany, a drugi – Una, była kochanka gangstera – zniknął. Co więcej, wszystkie ślady wskazują, że to właśnie Una zamieszana jest w morderstwo – miała motyw oraz okazję do zemsty, kto by z niej nie skorzystał? W dodatku w Wiśle policjanci trafiają na ciało kolejnej ofiary, która przed śmiercią była bestialsko torturowana. Czy zimna, ukrywająca emocje Una naprawdę jest aż tak bezwzględna, aby jeden po drugim pozbywać się tych, którzy jej zagrażają?
Kolejny tom kryminalnego cyklu W Trójkącie Beskidzkim!


„Wilcze kobiety” podobnie jak poprzedni tom, zachwycił mnie kunsztem kryminalnym autorki. Nie miałam czasu na nudę, akcja wartko płynie poprzez szeregi piętrzących się poszlak, śladów i domniemywań. Zasypane śniegiem beskidzkie drogi i brak prądu bynajmniej nie ułatwiają pracy policjantom, a wiele niewiadomych, które autorka zmyślenie poutykała w fabule tworzą fascynującą historię, którą z żalem odkłada się, gdy sen morzy powieki ze zmęczenia.
Napięcie wywoływane coraz to nowymi faktami i zdarzeniami sprawiło, że we śnie krążyłam po ośnieżonym lesie, w którym pojawiły się wilki. Powiem Wam, że tak jak dużo czytam, tak rzadko zdarza mi się przeniesienie fabuły do moich snów, jednak tym razem moja podświadomość dążyła do odkrycia prawdy, nawet kiedy ja nie miałam już na to siły.

„Wilcze kobiety” prócz świetnie skonstruowanej fabuły kryminalnej, ogromu emocji i wrażeń, poszlak, dowodów i mylnych tropów, poruszają też ważne kwestie, między innymi problem skorumpowanych policjantów. Odwaga autorki w tej kwestii zasługuje na mój szacunek, bo świat w którym nam przyszło żyć zamiata problemy zwykle pod dywan i wybiela wiele takich „zbłąkanych owieczek” choć powinny one ujrzeć światło dzienne. Cieszę, się że autorka nie boi się pisać o tym, dzięki temu jeszcze bardziej zyskuje w moich oczach.

Hanna Greń w „Wilczych kobietach” nie zapomniała o ironicznym poczuciu humoru, jak też o wyciszaniu emocji czytelnika poruszając wątki dotyczące prywatnego życia swoich bohaterów. Bardzo mi przypadły do gustu te momenty, już podczas czytania trzeciej części, sprawiły one że bardzo zżyłam się z bohaterami zarówno głównymi jak i pobocznymi. 
Ciekawe kreacje postaci zarówno tych dobrych jak i złych, ich psychologiczne profile oraz wiele faktów z ich przeszłości sprawia, że książka jest przesiąknięta autentycznością, aż do szpiku kości. Co dla mnie jest bardzo ważne. Bardzo lubię poznawać osobowość bohaterów, to daje mi możliwość wyrobienia sobie o postaciach mojego własnego zdania. Podążając za ich emocjami mam okazję przeżywać z nimi troski, strach, obawy ale i radość. 
Myślę, że jeśli ktoś z Was miał okazję czytać poprzednie części to i w tej zauważy, że kobiety w powieściach Hanny Greń są kobietami silnymi, walecznymi. One nie są idealne, nie mają nadludzkiej siły. One mają po prostu charakter, noszą w sobie siłę, która pozwala im wstać i iść dalej, nawet jesli wcześniej milion razy upadały pod ciężarem upokorzenia czy strachu. 
W tej części moją uwagę przykuła - Una - bardzo mi się spodobała. Zwłaszcza to w jaki sposób przetrwała trzy lata piekła na ziemi. No ale nie będę Wam tu zdradzać szczegółów. Sami przeczytacie - sami się przekonacie!


„Wilcze kobiety” zaprowadzą Was na manowce nie jeden raz, pewne tropy będą się przeplatały, wodziły Was za nos, będziecie szczękać zębami z emocji i z zimna podczas poszlakowej zawiei, jaką autorka wprowadziła na karty tej powieści. Narastające napięcie i jego minimalne spadki będą Was męczyć do ostatnich stron. I gwarantuję Wam, że na koniec będziecie ze złości tupać nogami z obawy, że zło nie zostanie ukarane…

Jeśli sięgając po kryminały szukacie adrenaliny, dobrych dialogów, świetnie ujętych relacji międzyludzkich, porządnej intrygi i całego ogromu niewyjaśnionych sprawa także ironicznej dawki humoru i autentyczności świata policyjno – kryminalnego z odrobiną szarej codzienności, to moim zdaniem, koniecznie powinniście sięgnąć po „Wilcze kobiety”.

„Wilcze kobiety” Hanny Greń sprawiły, że nie mam dosyć…
Nie mam pojęcia, czy będzie ciąg dalszy?
Tymczasem z ogromną przyjemnością nadrobię lekturę pierwszego tomu, a potem drugiego, jeśli mi się uda go zdobyć.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Hani Greń oraz Wydawnictwu Replika. 


Poszukaj i wypożycz na w.bibliotece.pl

"Otulone ciemnością" Hanny Greń


OTULONE

CIEMNOŚCIĄ

Autor: Hanna Greń
Cykl: Wiślański Cykl (Tom 3)
Wydawnictwo: Replika

„Otulone ciemnością” Hanny Greń to moje pierwsze spotkanie z tak zwanym wiślańskim cyklem.
Mimo, iż jest to trzeci tom cyklu, bez problemu mogłam go czytać bez znajomości dwóch poprzednich. Książkę wygrałam w jakimś konkursie w zeszłym roku i żałuję, że dopiero teraz po nią sięgnęłam.

W Cieszynie młodzi chłopcy znajdują na brzegu rzeki martwą kobietę. Komisarz Benita Herrera otrzymuje polecenie zajęcia się śledztwem. Już pierwszy rzut oka na zwłoki mówi Benicie, że sprawa nie będzie łatwa, ciało bowiem nakryto białą tkanina, a w złączone jak do modlitwy dłonie zmarłej włożono świecę. Przy denatce znaleziono długi, ciemny włos oraz dwa tajemnicze rysunki. Pierwszy przedstawia klęczących na łące ludzi, drugi łan zboża.
Tropy prowadzą do Aleksandra Podżorskiego, noszącego pseudonim Gojny. Podżorski jest prywatnym przedsiębiorcą z Wisły. Policja uważa go za gangstera, szefa zorganizowanej grupy przestępczej, a jego przedsiębiorstwo za przykrywkę dla ciemnych interesów.

Spotkanie Herrery z Gojnym zostaje zorganizowane przez nadkomisarza Konrada Procnera, komendanta komisariatu w Wiśle. Wcześniej Benita zapoznaje się z wielką ilością informacji o Podżorskim, przez lata zbieranych przez policjantów. Jest zdezorientowana, z notatek tych bowiem wyłania się obraz przyzwoitego człowieka. Wizyta u Podżorskiego skutkuje wyeliminowaniem go z grona podejrzanych. Powoduje także wzajemną fascynację.

Benita z pomocą współpracowników sprawdza inne tropy. Wszystkie okazują się fałszywe. 



„Otulone ciemnością” pochłonęły mnie bez reszty na kilka wieczorów, bowiem akcja książki jest tak wartka i tak wciągająca, że naprawdę trudno mi było się od niej oderwać. Autorka zdecydowanie zawróciła mi w głowie swoim stylem. Wcześniej miałam już styczność z jej twórczością, przy okazji serii „Polowanie na Pliszkę”, jednak tym razem zaskoczyła mnie ogromnie swoim kunsztem kryminalnym. Tworzenie wielowątkowej historii, z ogromem bohaterów jest bardzo trudne, bardzo łatwo w tym wszystkim można się zagubić, jednak Hanna Greń udowodniła mi, że dla niej nie stanowi to żadnego problemu. Prócz wątków kryminalnych prowadzonych spraw, autorka świetnie nakreśliła profile psychologiczne sprawców, za co z pewnością należy jej się wielki ukłon. Uwielbiam kiedy motywy zbrodni nie są jasne, kiedy poszlaki i dowody prowadzą mnie na manowce. To sprawia, że podczas czytania odpływam, dedukuję wraz z bohaterami i szukam sprawcy wraz z nimi. Często wracałam do poprzednich stron, by połączyć fakty, by sprawdzić czy nic mi nie umknęło.
W powieści autorka zawarła też bardzo dużo szczegółów dotyczących życia prywatnego policjantów oraz osób, które mają jakikolwiek związek z prowadzonymi sprawami. Czasami wracała mimochodem do wydarzeń z poprzednich części, co nie wywołało we mnie konsternacji z braku ich znajomości, a jedynie zaciekawiło mnie na tyle – że miałam ochotę po nie sięgnąć natychmiast, by dowiedzieć się więcej. 


„Otulone ciemnością” to świetnie skonstruowany kryminał, który Hanna Greń doskonale ubarwiła ironicznym poczuciem humoru. Widać, że bardzo przyłożyła się do poznania policyjnych procedur, a bardzo realistyczne i żywe dialogi, nadały powieści ogromnie realistycznego wymiaru. 

Hanna Greń wciągnęła mnie całkowicie w świat wiślańskich i cieszyńskich policjantów. Nie zamierzam szybko go opuszczać. Wiele razy podczas lektury miałam wrażenie, że stoję tuż obok, że biorę udział w śledztwie. Wiele razy moje zaskoczenie związane z niewłaściwymi tropami równało się mojemu zachwytowi nad cyklicznym wyciszaniem czytelnika, które autorka opanowała bardzo dobrze. Pijąc czarną kawę wraz z policjantami brałam czynny udział w ich codziennej pracy, a potem wraz z nimi wracałam do domu, gdzie trzeba było zostawić pracę za drzwiami i zająć się zwykłymi problemami dnia powszedniego.

„Otulone ciemnością” niepodważanie zasługują na uwagę czytelników odnajdujących się w literaturze kryminalnej. Uważam, że ogromnym plusem jest fakt, że autorka stawia wysoko poprzeczkę, nie idzie na łatwiznę – nie stosuje miliona brutalnych i krwawych opisów, a mimo to sprawia, że człowiek nie raz i nie dwa zagryza z nerwów wargi czy podgryza skórki przy paznokciach. To bardzo wiele mówi o sposobie pisania autora, przynajmniej w mojej ocenie.
Budowanie napięcia i atmosfery – bez obciekających krwią stron – to bardzo duże osiągnięcie.

Z ogromną ciekawością sięgnę po dwa pierwsze tomy wiślańskiego cyklu jak również po czwarty niedawno wydany tom.

Poszukaj i wypożycz na w.bibliotece.pl