czwartek, 16 maja 2019

"Kurhanek Maryli" Ewa Bauer



KURHANEK
MARYLI

Autor: Ewa Bauer
Wydawnictwo: SZARA GODZINA

Kurhanek Maryli” to powieść autorstwa Ewy Bauer, z którą nie miałam wcześniej żadnej styczności literackiej. W marcu br. wydawnictwo wypuściło na rynek wznowienie powieści pod tym samym tytułem, pierwsze jej wydanie miało miejsce w 2014 roku.
Dziś możemy ją kupić w nowej szacie graficznej.

Czy los kiedykolwiek uśmiechnie się do Marty i pozwoli obronić własne "ja"?
Marta wychowywała się na wsi, u babci. Wcześnie osierocona, cały czas marzy o innym życiu. Nie wie jednak, że to inne życie przyniesie jej przykre niespodzianki. Gdy poznaje Piotra, wydaje się, że znalazła w końcu szczęście i miłość. Pozornie ma wszystko: przystojnego męża, dostatek, kochaną córkę. Ale tak naprawdę koszmar dopiero się zaczyna...
Kurhanek Maryli to opowieść o trudnym małżeństwie, ale również historia więzi między pokoleniami, a przede wszystkim opis walki o tożsamość i szczęście.

Zgodnie z zapowiedziami książka wciąga, wewnętrznie rozrywa, ale i daje nadzieję.
Tematyka podjęta przez autorkę jest jedną z trudniejszych jakie można wziąć na warsztat. Przemoc domowa, niezależnie od tego czy w postaci fizycznej czy psychicznej, czy też w obu naraz, jest mocnym akcentem. 
I ci, którzy posiadają wrodzoną wrażliwość oraz empatię będą z pewnością tę powieść przeżywać bardzo dogłębnie, niemalże osobiście.

Kurhanek Maryli” nie jest objętościowo obfitą lekturą, czytanie zajęło mi ledwie kilka godzin. Jest jednak powieścią bogatą fabularnie. I myślę, że ten zabieg udał się autorce bardo dobrze. Cieszy mnie to, że nie stworzyła pięciuset stron o pierdyliardach problemów, a skupiła się na głębokim wydźwięku samej przemocy domowej, skoncentrowała się na opisaniu prostych mechanizmów psychopaty ukrytego w ciele „dobrego” człowieka. Tu zatrzymam się na chwilę, bo napisałam prostych mechanizmów – tak, są one proste – tylko, jedynie dla kogoś kto stoi i patrzy z boku. Tak pokrętnie jest to złożone, ze ofiara manipulacji i znęcania się nie jest w stanie dostrzec tych drobnych faktów świadczących o tym, że jest osaczana, uzależniania. A kiedy się w tym orientuje, to najczęściej jest już w samym epicentrum przemocy szeroko stosowanej.


Autorka użyła prostego języka, który trafia do czytelnika bezpośrednio i porusza jego wnętrze.
Czytając łapałam się na tym, że widziałam apodyktyczne, dyktatorskie zachowania Piotra. Miałam ochotę podbiec do Marty i potrząsnąć jej ramionami, by się opamiętała i zobaczyła to, co dostrzegam ja sama. Ale nie mogłam…
Marta też nie mogła tego zobaczyć, przewidzieć…

Czy uda jej się wyrwać z matni?
Czy pokona w sobie lęk przed samotnością i będzie potrafiła postawić się tyranowi?
Czy dokona słusznych wyborów?
Czy w końcu odnajdzie spokój duszy, którego tak bardzo pragnie?

Tego Wam oczywiście nie powiem, dowiecie się sami z powieści.

Kurhanek Maryli” to bardzo emocjonalna książka, łapie za serce i ściska gardło, chwilami nawet dusi. To mogę powiedzieć bez dwóch zdań. Wzbudza mnóstwo emocji i wzrusza niesamowicie (myślę, że gro z Was będzie potrzebowało chusteczek). Ta historia pobudza do refleksji, brutalnie wyrywa z marazmu codzienności i burzy wszelkie schematy o kobiecej sile, ale tylko pozornie, moim zdaniem. Dlaczego? A dlatego, że znieść tyle i nie zwariować do reszty, podnosić się wciąż na nowo z kolan potrafi jedynie silna osoba, silna i pełna odwagi, nawet jeśli kompletnie się taką nie czuje.

Gdzieś w otchłani internetów przeczytałam zdanie „Przecież takie rzeczy się nie dzieją!” 
Ehhh...dzieją się Kochani, oj dzieją! 
I to jeszcze jak!
Dlatego choćby ze względu na to, że nasza ludzka wyobraźnia jest czasem mocno ograniczona – warto przeczytać tę powieść. Poznać losy Marty i zobaczyć co dzieje się w dzisiejszym świecie. 
Może tuż za ścianą? 
Może tuż za płotem? 
Po sąsiedzku? 
Może u pani z warzywniaka?

Żyjmy bardziej świadomie! 
Może wówczas taka Marta, która mieszka blisko nas, nie będzie musiała radzić sobie sama.

Polecam gorąco!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Szara Godzina.

Asia. 



Znajdź na w.bibliotece.pl



"Mam chusteczkę haftowaną" Hanna Greń



MAM CHUSTECZKĘ
HAFTOWANĄ

Autor: Hanna Greń
Cykl: Śmiertelne wyliczanki (tom 1)
Wydawnictwo: Replika

Mam chusteczkę haftowaną” to powieść rozpoczynająca nowy cykl kryminalny autorstwa Hanny Greń. Z jej powieściami jestem za pan brat, przeczytałam wszystkie jak do tej pory i jestem stałą fanką jej pióra. I chociaż muszę przyznać, że trudno mi było rozstać się z bohaterami poprzedniej serii, to na nową czekałam jak na szpilkach.
Czy nowy cykl powieści wciągnął mnie w wir kryminalnych zagadek i policyjnych tropów?
O tym dowiecie się za chwilę.

Aspirant Konstanty Nakański prowadzi sprawę zabójstwa. Śledztwo przebiega opornie, gdyż policjant nie może znaleźć żadnego powodu, dla którego ktoś miałby pozbawić życia pewnego młodego mężczyznę. Jedyny ślad stanowi znaleziona na miejscu zbrodni chusteczka z ozdobnym haftowanym monogramem.

Po śmierci rodziców Eliza Rogowska odnosi wrażenie, że całkiem straciła kontrolę nad swoim życiem. Okazuje się, że matka i ojciec ukrywali przed nią wiele tajemnic, także związanych z przeszłością dziewczyny. Eliza postanawia odkryć te tajemnice, w czym wydatnie przeszkadza jej fakt, że człowiek, z którym zamierzała związać swoją przyszłość, po śmierci jej rodziców uznaje, że nie musi już odgrywać roli czułego, opiekuńczego mężczyzny. Pewny, że ma Elizę w swojej władzy, ukazuje prawdziwe oblicze.

Przypadek sprawia, że drogi Kostka i Elizy się krzyżują, a wówczas okazuje się, że odpowiedzi, których poszukują, są częścią tej samej układanki.


"Mam chusteczkę haftowaną" wciągnęła mnie od pierwszych stron i nie ma co kryć, że spędziłam z nią kilka dobrych osnutych tajemnicą wieczorów. Już sam wstęp jest sporą deklaracją tego, że będzie ciekawie.
Nic nie było w nim oczywiste i jednoznaczne, a w mojej głowie pojawiało się więcej pytań niż odpowiedzi.
Jaki związek mogą mieć wydarzenia z przed dwudziestu lat z tym, co dzieje się obecnie?

Hania umiejętnie wciąga czytelnika w wir śledztwa. Śledztwa, które zdaje się nie mieć rozwiązania.
Na szczęście sumienność i dociekliwość aspiranta Kostka Nakańskiego sprawia, że poszczególne elementy łamigłówki zaczynają się powoli układać w całość.
Od początku obdarzyłam sympatią tego młodego policjanta. Potrafi on bowiem konsekwentnie dążyć do celu. Jego stanowczość i upór są cechami jak najbardziej cenionymi i pożądanymi w zawodzie policjanta. A i w życiu prywatnym jest on osobą, która zdecydowanie na pierwszym miejscu stawia na szczerość i szacunek do innych ludzi.

Niestety inaczej sprawa się miała w przypadku Elizy, która od samego początku zwyczajnie mnie irytowała. Dziewczyna ewidentnie nie do końca umiała sprecyzować czego oczekuje od życia, co przekładało się na mój odbiór tej postaci. Jednak z biegiem fabuły, nabrała wyrazistości i powiem Wam, że mile mnie ona zaskoczyła.

W powieści „Mam chusteczkę haftowaną” akcja brnie na przód w tempie idealnym, nie mogę narzekać, bo dużo się dzieje i naprawdę jest mnóstwo emocji, tajemnice, poszlaki gonią poszlaki.
Czy da się zatem wyjaśnić wszystko?
Co wyniknie z zebranych dowodów?
I czy finał okaże się sprawiedliwym?


Hanna Greń nie kryguje się pisząc swoje powieści, widać że bardzo stara się by były autentyczne, realne, a przez to jak najlepiej przyjęte przez czytelnika. Autorka podobnie jak w poprzedniej serii (a rzekłabym, że nawet bardziej) urealnia środowisko policyjne, które jak wiadomo w „firmie” rządzi się swoimi prawami. Jest więc sporo przekleństw i siarczystego języka policjantów. Lecz nie jest to z całą pewnością wada, wręcz przeciwnie, dla mnie osobiście to wielka zaleta. Bo gdyby nie te naprawdę wiarygodne i autentyczne dialogi, czy sarkastyczne przepychanki słowne, nie mogłabym przebrnąć przez fabułę. Bo kto normalny sypie słownym „kwieciem”? Zwłaszcza w pracy policjanta! No nikt. :)

Mam chusteczkę haftowaną” to powieść, która tak naprawdę ma w sobie wszystko to, czego oczekuję od dobrej książki. Wciąga od pierwszej strony do ostatniej strony, mocno intryguje, skupia uwagę i angażuje czytelnika do tego stopnia, że sama momentami czułam się uczestnikiem całej tej zagadki i uknutej intrygi.
Moją uwagę przykuł jeden z bohaterów mianowicie Joachim Wolf :) - to dlatego, że jedna z moich zaprzyjaźnionych koleżanek blogerek tak się nazywa – nie mogłam oprzeć się zatem własnej fantazji i zawsze gdy ten bohater był w centrum uwagi – automatycznie nosił jej twarz i miał tak samo duże oczy jak ona.
Mowa tu oczywiście o Asi z bloga Nienaczytana! 
Nie sądzę by to był zbieg okoliczności :) 
Może i mnie kiedyś Hania uczyni jednym z bohaterów swej powieści?!
(będę o tym marzyć! - mógłby się nazywać Janek Aftanas ;) ) 

Czy polecam Wam tę książkę?
To chyba pytanie czysto retoryczne, nieprawdaż?
Z wypisanych przeze mnie peanów nad tą powieścią odpowiedź nasuwa się sama.

Na pewno sięgnę po kolejną część cyklu pt. „Chodzi lisek koło drogi”.


Ps. Zakrwawioną chusteczkę dołączoną do powieści zamierzam straszyć ludzi w komunikacji miejskiej ;)

Darmowy fragment dla Was -> mam-chusteczke-haftowana

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Replika.

Asia. 



Znajdź na w.bibliotece.pl

"Facet do poprawki" Joanna Sykat



FACET
DO POPRAWKI

Autor: Joanna Sykat
Wydawnictwo: Replika

Jeśli jesteś zmęczona swoim niegodziwym facetem.
Jeśli w związku grasz nawet nie drugie skrzypce.
Jeśli nie popierasz zemsty, ale czasem jej pragniesz…
Twój zdradziecki mąż w końcu sobie nagrabił?
Puszcza Cię z torbami?
Sezonowo zamienia Cię na coraz nowsze modele?
Albo grozi, że zabierze dom, samochód i co tylko się da?

Napisz do Wykałaczki, a ona wyrówna z nim rachunki! → wykalaczka@mojapoczta.pl

Z Gundą lepiej nie zadzierać. Wiedzą coś o tym „obiekty” wystawione jej przez zdradzane, wykorzystywane i porzucane żony. Filigranowa sylwetka, niebieskie oczęta, a w główce mnóstwo pomysłów na pognębienie wrednego rodzaju męskiego.
Czy tak już będzie zawsze?
Czy poza Kune, przedstawicielem nietypowego gatunku pupilów, znajdzie się jakiś samiec zdolny spiłować nieco pazurki ostrej facetki?



Facet do poprawki” Joanny Sykat to moje pierwsze literackie spotkanie twórczością tejże autorki.
Joanna wśród swoich stałych czytelniczek znana jest jako autorka epicko – lirycznych powieści o trudnych związkach, rodzinnych relacjach, marzeniach, nadziejach i niedomówieniach.
Tym razem pokazuje się w nowej odsłonie jako autorka powieści komediowej.

Muszę przyznać, że dawno się tak dobrze nie bawiłam podczas czytania książki i szczerze żałowałam, że tak szybko ją skończyłam czytać.

Często bywa tak, że dla dobra dzieci, wspólnego majątku,domu, mieszkania, kredytu, kota, psa, rybek, a nawet teściowej, kobietom brak odwagi na stanowcze tupniecie nogą i powiedzenie dość!
Bywa, że tkwią w związkach, mając świadomość, że ich szanowny małżonek używa sobie na boku do woli i bezkarnie. Usychają w poczuciu wielkiej porażki i nadmiernego samokrytycyzmu.

Tymczasem okazuje się, że Joanna Sykat znalazła na to sposób! I to jaki! 


Oczywiste jest to, że powieść należy traktować z przymrużeniem oka.
Bo to, co się w niej wyprawia przechodzi czasem wszelkie granice zdrowego rozsądku. Ale z drugiej strony, czy my kobiety zawsze musimy być takie porządne, poukładane i zdroworozsądkowe? Moim zdaniem nie. Przed wszystkim powinnyśmy być szczęśliwe, dlatego...

Na ratunek przychodzi Gunda ze swoją nietypową profesją i jest w stanie wyrównać rachunki z wiarołomnym ślubnym (i nie-ślubnym także), przemówić mu do rozumu tak słodko i serdecznie, że szybko zmieni zdanie, a i jeszcze ładnie przeprosi.

Z powieściową Gundą czeka Was doprawdy doskonała zabawa. Ta książka to zdecydowanie kawał dobrego ładunku pozytywnych emocji, pozwala spojrzeć na świat nieco bardziej optymistycznie i pobudza w nas (czytelniczkach pięknej i słabej płci!) uwierzyć, że jesteśmy w stanie poradzić sobie ze wszystkimi problemami. A to przecież najważniejsze! 


Facet do poprawki” Joanny Sykat to idealna odskocznia od szarego życia codziennego, pełna humoru i pysznej zabawy. Nie brakuje w niej kilku chwil grozy, są też momenty wzruszenia, ale ogólnie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, która z dużą ironią, jeszcze większym absurdem i sporą ilością groteski potrafi rozbawić i napełnić pozytywną dawką endorfin.


Serdecznie polecam :)

Ps. Na wszelki wypadek zostawiłam sobie wykałaczki dołączone do powieści :), a nuż się przydadzą do czegoś!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Replika.

Asia.



znajdź na w.bibliotece.pl



"Miłość z błękitnego nieba" Krystyna Mirek



MIŁOŚĆ
Z BŁĘKITNEGO
NIEBA

Autor: Krystyna Mirek
Wydawnictwo: Edipresse Książki

Miłość z błękitnego nieba” Krystyny Mirek, to jedna z tych lektur, które umiliły mi dwa wieczory po dość intensywnych dniach. Ta powieść to poprawiona wersja książki pt. „Miłość z jasnego nieba”. 
Od razu powiem, że poprzedniej odsłony nie czytałam, tak więc w mojej opinii próżno będzie doszukiwać się porównań.

Walentynkowy Kraków to dla wielu zakochanych jedno z najbardziej romantycznych miejsc na ziemi. Tu właśnie przybywa Angelika, która ma do podpisania najważniejszy kontrakt w karierze. Nie zawaha się przed niczym, byle tylko osiągnąć cel. Dla niej Kraków to miasto, z którego kiedyś uciekła i nie zamierza wracać do niełatwych wspomnień. Jest skoncentrowana na pracy i nie pozwala sobie na żadne sentymenty.

Po drugiej stronie barykady stoi właściciel prężnie rozwijającej się firmy, prywatnie niepoprawny kobieciarz, choć z zasadami. On też chce podpisać ten kontrakt, ale na swoich warunkach. I również nie ma oporów, by korzystać ze wszelkich sposobów, które mogą do tego doprowadzić.

Co się stanie w mroźną walentynkową noc? Kto zwycięży w biznesowych negocjacjach i w jaki sposób zakończy się próba osiągnięcia niemożliwego kompromisu? Z pozoru niewinny splot wydarzeń sprawi, że życie wielu osób zmieni się bardzo mocno.

Na wstępie napisze może o tym, że tym razem pozycja autorki rozczarowała mnie swoją okładką. 
Do tej pory powieści Krysi Mirek miały zawsze śliczne i pełne uroku okładki, a tym razem było inaczej. 
Czerwień tła z kontrastującą i nienaturalną zielenią oczu kobiety i zielonymi napisami. Jakoś mi się to nie zgrywa...nie przepadam za takimi udziwnieniami, zdecydowanie wolę delikatniejsze tony.


Cóż mogę powiedzieć o samej powieści?
Miłość z błękitnego nieba” to książka, którą określiłabym mianem „pół na pół”. Dlaczego?
Ano dlatego, że pierwsza połowa książki totalnie mnie zmęczyła. Naprawdę...bliska byłam odłożenia ją na bliżej nieokreślone „kiedyś”, ale ze względu na swoje sumienie przetrwałam te chwile, podczas których ewidentnie w mej głowie pojawiło się pytanie gdzie podziała się tak Krysia Mirek, która napisała „Słodkie życie”, „Sagę Rodu Cantendorfów” czy chociażby „Szczęście za horyzontem”?

Akcja w drugiej połowie ruszyła do przodu, zaczęło się więcej dziać i to chyba uratowało tę powieść przed odłożeniem jej na półkę. Aczkolwiek, w moim odczuciu, fabuła zaczęła gonić zbyt szybko, pędząc po łebkach wręcz…

A szkoda. Szkoda, że nie udało się tego jakoś połączyć i wyważyć w sposób bardziej spójny i harmonijny. Wówczas mogłaby być to naprawdę w stu procentach świetna lektura, do której nie mogłabym się przyczepić (a nie lubię tego robić).

Ale żeby nie było, że tylko narzekam i marudzę, podsunę Wam dwa moim zdaniem najlepsze cytaty z tej książki, na osłodę i ocieplenie klimatu.

"Miłość wymaga zaufania. Jeżeli ma być prawdziwa, trzeba się otworzyć i wpuścić drugą osobę bardzo głęboko we własne życie. Można dzięki temu bardzo wiele zyskać, ale tyleż samo stracić. Dlatego ludzie, którzy się boją, nie potrafią naprawdę kochać."

oraz

"Być może taka piękna miłość rzeczywiście istnieje? Być może wszystko wtedy inaczej wygląda, każda zawiła czynność staje się przyjemna, a człowiek czuje się szczęśliwy i bezpieczny?."

Miłość z błękitnego nieba” jest powieścią lekką, miejscami, jak wspomniałam nużącą lekturą, która nadaje się na oderwanie od rzeczywistości po mocarnie ciężkim dniu. Przyznam szczerze, że biorąc tę książkę do ręki spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Dostałam co innego. No ale cóż – tak to bywa.


Książka z pewnością ma swoje minusy, ale ma też plusy, więc decyzja o tym, czy sięgniecie po jej lekturę, zależy w zupełności od Was.
Książka jest lekką i przyjemną lekturą, która może nie wyciska łezki, ale na pewno odpręża. Może i ma głębsze przesłanie...Może Wam uda się odnaleźć w niej to, czego mnie nie udało się dostrzec?

I chociaż ja osobiście się zawiodłam – to nie zrezygnuję z czytania powieści Krysi Mirek.
Mam nadzieję i ogromnie w to wierzę, że jeszcze uda mi się odkryć w kolejnych powieściach autorki to, co znalazłam podczas mojego pierwszego czytelniczego spotkania z jej piórem.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Edipresse Książki.

Asia. 



Znajdź na w.bibliotece.pl