środa, 27 września 2017

"Obsesja" Katrzyna Berenika Miszczuk

 OBSESJA

Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B.

„Obsesja” Katarzyny Bereniki Miszczuk to porywająca, mroczna historia, która wciągnęła mnie na dwa wieczory. Nie mogę powiedzieć, że jest to typowy kryminał, chociaż posiada sporo jego cech. Powieść ta jest swego rodzaju patchworkiem uszytym z kawałków kryminału, sensacji, thrillera i obyczajówki, ta dość mocna kombinacja sprawia, że klimat książki jest wciągający i obezwładniający zmysły. Przygotujcie się więc, że czytając w ciszy, nie raz podskoczycie słysząc skrzypienie dobiegające z korytarza.

Ponure korytarze szpitalnego oddziału psychiatrii i niepokojące listy od tajemniczego wielbiciela. Wygląda na to, że doktor Joanna Skoczek znalazła się w niebezpieczeństwie. Joanna Skoczek odbywa rezydenturę na oddziale psychiatrii warszawskiego Szpitala Wschodniego. Podczas gdy ponure szpitalne korytarze same z siebie przyprawiają o gęsią skórkę, w podziemnym magazynie zostaje znaleziony trup jednej z pacjentek. Z oględzin wynika, że powrócił seryjny morderca kobiet, poszukiwany przez policję od trzech miesięcy. W dodatku Asia otrzymuje ostatnio niepokojące listy od anonimowego wielbiciela. 

 Byłam bardzo ciekawa tej powieści od chwili kiedy zobaczyłam pierwsze jej zapowiedzi. Bardzo intrygowało mnie miejsce akcji powieści. Sami przyznacie, że odział psychiatryczny w Szpitalu od razu przywodzi na myśl niepokojący klimat mrocznego korytarza, z migoczącymi świetlówkami, gdzie od czasu do czasu słychać niekontrolowane odgłosy pacjentów. Od razu człowiek nastawia uszu i choćby nie wiem co pragnie dowiedzieć się wszystkiego.
Tak było ze mną i z „Obsesją”. Na sama myśl o książce dostawałam gęsiej skórki.

Powieść Katarzyny Bereniki Miszczuk nie daje nam zbyt dużo czasu na oderwanie się od jej stron. Akcja przebiega dość szybko, a motywy i poszlaki kluczą korytarzami szpitala i chowają się przed nami złowieszczo chichocząc po kątach...
„Obsesja” zdecydowanie podkręci Wasze emocje. Kiedy akcja zacznie nabierać tempa będziecie się prześcigać w domysłach, chcąc wyprzedzić komisarza policji w rozwiązaniu śledztwa. Czy Wam się uda? Nie wiem. 
Mnie się nie udało. Od razu odrzuciłam ze swej listy najbardziej oczywistą postać. Stwierdziłam bowiem, że rozwikłanie zagadki nie może być takie proste. Z biegiem akcji wszelkie wskazówki prowadziły mnie do rozwiązania sprawy, ale okazało się, że autorka miała w planach mocno mnie zaskoczyć. Potem długo się zastanawiałam i śledziłam w pamięci wszystkie fakty, bo nie mogłam uwierzyć, że dałam się tak bardzo wywieźć w pole.

„Obsesja” napisana jest lekkim swobodnym stylem, dlatego czyta się ją bardzo dobrze. Trafi dzięki temu, z pewnością do wielu odbiorców. 
Bohaterowie powieści są dobrze sprofilowani, możemy obserwować ich emocje, poznawać ich i wyrabiać sobie o nich własne zdanie. Nie są to postaci bezbarwne, każda z nich ma swój charakter, nawet jeśli szybko znika ze sceny za sprawą seryjnego mordercy, krążącego po korytarzach szpitala.

„Obsesja” Katarzyny Bereniki Miszczuk zdobyła zaszczytne miejsce w mojej prywatnej biblioteczce, bo ogrom pracy i starannie wykreowana fabuła naszpikowana intrygami, poszlakami oraz mylnymi wskazówkami zasługuje na uznanie.
Sami się przekonacie, że mam rację, kiedy poczujecie ten nieprzyjemny dreszcz przebiegający po plecach. 
Jesień to zdecydowanie najlepsza pora na tę lekturę. Dlatego serdecznie wam ją polecam.I gorąco wręcz obsesyjnie Was do tego namawiam. :)

Za przedpremierowy egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B. i Grupie Wydawniczej Foksal.


wtorek, 26 września 2017

"Najlepszy powód, by żyć" Augusta Docher


 
Najlepszy powód, by żyć

Autor: Augusta Docher
Wydawnictwo: Znak Literanova

„Najlepszy powód, by żyć” Augusty Docher znanej również jako Beata Majewska, trafiła w moje ręce na kilka dni przed premierą. Nim zabrałam się za czytanie, dowiedziałam się, że autorka oparła główny wątek powieści na prawdziwych wydarzeniach. To historia pana Macieja zainspirowała autorkę do poszukania odpowiedzi na pytanie, jaki jest najważniejszy powód, by żyć? 

Wszystko trwało ułamek sekundy. Błysk ognia i nagle jestem w ognistej kuli. Dociera do mnie, że się palę. Jestem żywą ludzką pochodnią.

Dominika budzi się po kilku dniach.
Wie, że to był wypadek, a ukochany ojciec wcale nie chciał jej zabić.
Teraz, kiedy on jest w więzieniu, ona leży w szpitalu i walczy o życie.
Chociaż właściwie, to inni walczą za nią, ponieważ ona się już poddała.
Ale to, co miało być końcem, okazuje się być początkiem…

Przewrotny los stawia na jej drodze ambitnego młodego lekarza, który dostrzega w niej coś więcej niż tylko pacjentkę. Gdy on będzie leczył jej ciało, jego brat Marcel, czarna owca szanowanej rodziny, spróbuje uleczyć jej duszę.
Tylko czy to jest w ogóle możliwe? Czy pęknięte serce potrafi jeszcze kochać?
I czy ktoś, kto ma tyle powodów, by się zabić, odnajdzie ten jeden, by żyć
?

„Najlepszy powód, by żyć” Augusty Docher to historia napisana przez fatalny zbieg okoliczności. Czasem ktoś znajduje się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwej porze. 
I trach! Wszystko w ułamku sekundy zmienia się! Życie zostaje wywrócone o sto osiemdziesiąt stopni i czas zatrzymuje się, zawiesza się w czasoprzestrzeni... Od tego momentu codzienność dzielisz na dwa rozdziały „przedtem” i „ tu i teraz”. Nie jesteśmy na to przygotowani, nie uczą tego w szkole…

Powieść Augusty Docher to historia o walce, walce z bólem, niemocą i żalem. O walce nie tylko o przetrwanie, przeżycie, wyjście z kryzysu fizycznego, ale i o podniesienie się z emocjonalnych klęczek.
Jak znaleźć w sobie siłę do zaakceptowania tego nowego, bolesnego „tu i teraz”? Jak stanąć twarzą w twarz nie tyle z ludźmi, ale ze samym z sobą? W jaki sposób otworzyć się na innych, dać im szansę? Jak nauczyć się kochać na nowo swoje ja? Skąd czerpać energię do codziennego stawania przed „tu i teraz”? Jak przestać rozpamiętywać „przedtem”? Czy można mieć marzenia, kiedy życie z nas okrutnie zakpiło?

„Najlepszy powód, by żyć” odpowiada na te wszystkie pytania i na wiele innych, które nasuwają się podczas lektury. Augusta Docher poprzez fabułę powieści delikatnie daje do zrozumienia, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Jeśli tylko człowiek pragnie żyć i ma chociaż jeden powód do tego życia – to jest w stanie znieść wszystko, pokonać każdego smoka ziejącego ogniem, podnieść się i walczyć o siebie, o każdy dzień i zaakceptować „tu i teraz”, mimo że pozostały świat spogląda na nas ze zmarszczonym czołem. Jeden powód – jedno słowo! Ono zmienia wszystko! Daje siłę, daje energię. Pozwala udźwignąć ciężar cierpienia, strachu, bólu czy rozczarowania.
Miłość – jest najlepszym powodem, by żyć!

„Póki kogoś kochasz, twoje serce nie potrafi skapitulować.”

„Najlepszy powód, by żyć” to powieść z której wyziera ból i gorycz. Smutek i rozpacz głównej bohaterki zakrada się do umysłu czytelnika i zmusza go do rozważań nad własnym życiem.
Autorka bardzo skrupulatnie podeszła do odtworzenia tragedii i procesu leczenia na poziomie medycznym – tę część napisało życie, to historia pana Macieja Suślika – którą Augsta Docher oddała w nasze ręce.
To hołd dla jego odwagi, poświęcania oraz niezłomnej siły jaką w sobie nosił i nosi do dziś.
Dzięki tej wewnętrznej sile i miłości pan Maciej przetrwał, podniósł się i pokazał światu, że można! 
Autorka również i to pokazała w swej powieści, dzięki czemu na strony powoli wkradała się nadzieja i przeświadczenie o tym, że najważniejsze w życiu to kochać i być kochanym.

Z pewnością sięgnięcie po „Najlepszy powód, by żyć” - do czego Was gorąco namawiam! 
Ostrzegam jednak, niech nie zmyli Was sielankowa okładka, ani opis. 
Nie spodziewajcie się ckliwej historii o miłości, nie znajdziecie w niej stereotypu: ona – młoda i naiwna, on – szaleńczo przystojny i bogaty.
Ta powieść jest zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory autorka napisała. 
Jest głęboka, przejmująca i na długo zostanie w Waszych głowach.

Za przedpremierowy egzemplarz do recenzji dziękuję Auguście Docher oraz Wydawnictwu Znak Literanova / OMG Books.


PS. Panie Macieju – jest pan zwyczajnym - niezwyczajnym człowiekiem! 

Ps. A zakończenie sugeruje, że to jeszcze nie koniec :) 

poniedziałek, 25 września 2017

"Apteka marzeń" Natasza Socha


APTEKA MARZEŃ

Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: PASCAL

„Apteka marzeń” Nataszy Sochy to niezwykła historia, której scenariusz napisało życie. 
 To trudna, ale i piękna opowieść o życiu i śmierci, o walecznych wojownikach i wojowniczkach, którzy odziani jedynie w pancerz wiary i wielowymiarowej miłości, nie poddają się na polu walki, padają na kolana, gięci bólem i strachem, ale podnoszą się i z dumnie uniesionym czołem stawiają czoła wrogowi. Tym wrogiem jest rak. Rak ma wiele twarzy i wiele imion – ale zawsze jest niszczycielem…

Człowiekowi wydaje się, że jest odporny na śmierć. Że jest objęty ochroną, chociaż inni przecież umierają. Pędzimy samochodami, skaczemy ze spadochronami, balansujemy na granicy życia, a jednak nigdy nic złego się nie dzieje. Nie patrzymy na śmierć z pokorą, bo przecież nas samych ona nie dotyczy.

Człowiek staje się dorosły nie wtedy, gdy ubrania robią się dla niego za ciasne, ale gdy wyrasta z własnego egoizmu.

Ola i Karolina poznają się w nietypowym miejscu, w nietypowej sytuacji. Dzieli je dziesięć lat różnicy, co w przypadku dziecka i nastolatki jest przepaścią. Znajdują jednak wspólny język i pokazują, że nawet w najgorszych okolicznościach można myśleć o innych. Ola istnieje naprawdę, postać Karoliny łączy w sobie doświadczenia wielu nastolatek, którym życie podstawiło nogę.

Ta historia ma dwa zakończenia – dobre i gorsze, bo tak działa prawo równowagi w przyrodzie.


To opowieść o skrajnych emocjach, potędze matczynej miłości, sile, jaką daje rodzina. O wielkiej aptece z marzeniami, które można dostać bez recepty. I o zwyczajnych, lecz niezwykłych bohaterach, którzy mierzą się z nieustępliwym pytaniem: kto ukradł im zwyczajne życie?


Natasza Socha w „Aptece marzeń” porusza temat bardzo delikatny i wrażliwy. Temat wobec, którego człowiek, posiadający choćby najmniejszą krztynę empatii, nie jest w stanie przejść obojętnie.
Słyszymy: rak, nowotwór – Myślimy: wyrok, niewyobrażalny strach, ból i cierpienie!
To prawda. Choroba nie wybiera. Spada na nas często niespodziewanie. Bo któż z nas jest w stanie ją przewidzieć? Nikt.

„Apteka marzeń” dotknęła moich niezagojonych jeszcze ran. Rak zabrał mi tatę dwa dni po zeszłorocznej wigilii. I chociaż bardzo za nim tęsknię, to wiem, że jest teraz moim Aniołem. Zyskałam też coś czego wcześniej w moim życiu brakowało. Wiarę. Zrozumiałam, dojrzałam, dorosłam. Wiecie, że podczas choroby i nawet największego bólu, kiedy nawet morfina nie przynosiła ulgi – mój tato zachował swoją wewnętrzną pogodę ducha, był kolorowym motylem, błyszczącą rybką. Odszedł wieczorem, po cichu.

„Czasem wygrywa ten, który przegrał...”

Zanurzając się w lekturze wiedziałam, że lekko nie będzie. I nie było! Płakałam tak, że ledwo widziałam, a oddech zamierał w moich płucach i nie mogłam sięgnąć po więcej tlenu.

Jeśli nie zetknęliście się bezpośrednio z chorobą nowotworową, to poznacie całą bolesną prawdę o niej. „Apteka marzeń” przyniesie Wam wiele emocji, których się nie spodziewacie.
Natomiast Ci z Was, którzy niestety mają bądź mieli styczność z rakiem, przeżyją historię Oli i Karoliny, z podwójnie złamanym sercem, z podwójnym strachem, ale i z podwójną wiarą.

„Nawet jeśli mamy tylko jeden procent szansy, 

to ciągle nie jest to bezwzględne zero. 
 
Nawet wtedy, trzeba walczyć.”

„Apteka marzeń” napisana życiem, chorobą, strachem, niezłomną walką i wielką miłością. Jest świadectwem na to, że bez wiary życie jest puste...bez niej człowiekowi nie zostaje nic. 

 Dwa miesiące przed premierą „Apteki marzeń” zapisałam się do DKMS – jeśli gdzieś w świecie ktoś okaże się moim genetycznym bliźniakiem, bez wahania oddam mu swoje komórki macierzyste lub szpik. Będę właśnie takim czerwonym balonikiem. Czerwonym pogotowiem jego marzeń.

Bardzo bym chciała, abyście sięgnęli po „Aptekę marzeń” - poruszającą do głębi lekcję pokory, empatii i dzielenia się tym co mamy najcenniejsze – sobą.
Pamiętajcie Kochani, że część dochodów ze sprzedaży każdego egzemplarza „Apteki marzeń” przekazana zostanie Drużynie Szpiku. To też są czerwone baloniki.

Za zaufanie i egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Nataszy oraz Wydawnictwu PASCAL. 


PS. Korzystając z okazji chciałabym jeszcze życzyć Oli Gref spełnienia marzeń. Bardzo się cieszę wojowniczko Twoim zwycięstwem. Miłość Twoich rodziców i dziadków, spójność Waszej rodziny w walce, jest pięknym, wzruszającym dowodem na to, że siłą rodziny jest miłość i wiara.

"Dobra matka" Małgorzata Rogala



DOBRA MATKA

Autor: Małgorzata Rogala
Cykl: Agata Górska i Sławek Tomczyk (Tom2)
Wydawnictwo: Czwarta Strona


„Dobra Matka” Małgorzaty Rogali zaintrygowała mnie nie tylko tytułem, ale i ostrzeżeniem widniejącym na okładce: Pilnuj swojej prywatności.
To moje pierwsze spotkanie z piórem Małgorzaty Rogali i z pewnością nie ostatnie.
Kupując książkę nie wiedziałam, że jest to drugi tom cyklu. Przeczytałam ją pozostając w tej nieświadomości i mogę Was zapewnić, że spokojnie możecie sięgnąć po jakąkolwiek książkę z tego cyklu, bez konieczności czytania wcześniejszej części. 
Aczkolwiek będąc w posiadaniu trzeciej części zorientowałam się, że każdy tom jest ze sobą powiązany, mimo iż w każdym prowadzone jest inne śledztwo.

Czy wiesz, co może się stać, gdy nie pilnujesz swojej prywatności?
W Lesie Kabackim zostaje zastrzelona młoda kobieta, matka kilkuletniej dziewczynki. Niedługo po tym w podobnych okolicznościach ginie druga kobieta – także matka. Obie ofiary nieustannie dzieliły się prywatnością swoją i swoich dzieci. Tuż przed śmiercią każda z nich otrzymała tajemniczą wiadomość o treści „bądź dobrą matką”.

Policjanci Agata Górska i Sławek Tomczyk prowadzą skomplikowane i wielowątkowe śledztwo, podczas którego odkrywają wiele brudnych tajemnic sprzed lat. Poza schwytaniem seryjnego mordercy starsza aspirant Agata Górska będzie musiała zmierzyć się także ze swoją przeszłością…

Intrygujący i niezwykle wciągający kryminał, od którego trudno się oderwać.
„Dobra Matka” to przede wszystkim kawał dobrego kryminału, który uderza w wyobraźnię. Autorka porusza w nim bardzo poważny problem, który obecnie jest bardzo widoczny. Mianowicie jest to nasze „życie” na portalach społecznościowych typu face book, nasza klasa, instagram itp. Portale owe głównie opierają się na odnajdywaniu znajomych z dawnych lat czy łączeniu w grupy zainteresowań. One stwarzają również idealne warunki do rozwoju naszego internetowego ekshibicjonizmu.
Ktoś z Was dziwnie spojrzy teraz na to. Jaki ekshibicjonizm? Przecież ja, ona czy on nie rozbieramy się w sieci.
Nie trzeba się dziś rozbierać do naga by być ekshibicjonistą. Obecnie hasło to odnosi się również do naszego codziennego wrzucania prywatnych naszych zdjęć do sieci. Zdjęć z wakacji, z pracy, zdjęć naszych gadżetów, samochodów, psów, domów, dyplomów a przede wszystkim dzieci.
W ten sposób mówimy o sobie w sieci o wiele więcej, niż byśmy powiedzieli patrząc komuś prosto w oczy. Zbieramy „lajki”, słowa uznania i podziwu, czasem hejtu.
I tak naprawdę gro osób nie zdaje sobie sprawy, z tego jak bardzo jesteśmy przez to wystawieni na niebezpieczeństwo. Wiele osób nie przestrzega zasad bezpieczeństwa, posty na profilach są umieszczane w statusie publicznym, świadomie lub nie.
A to znaczy, że każdy może je oglądać! Każdy może je sobie pobrać na komputer i oglądać miliony razy. W tym przypadku słowo KAŻDY nabiera ogromnego znaczenia. Nie wiem kto może nim być.

„Dobra matka” Małgorzaty Rogali to nie tylko dobry, trzymający w napięciu kryminał. To powieść skłaniająca do poważnych refleksji, o tym jacy jesteśmy w sieci i na co się narażamy. Nie ukrywajmy, matki mają niezaprzeczalnie tą wadę, że uwielbiają się chwalić swoimi dziećmi. I samo w sobie nie jest to złym zjawiskiem, raczej dość naturalnym. Ale przebywając w sieci, to chwalenie się nabiera nowego wymiaru, który może skończyć się nieszczęściem. Nie myślimy o tym, na co dzień, wrzucając zdjęcia naszych dzieci na portale społecznościowe. Komu z Was przychodzi do głowy, że może te zdjęcia oglądać człowiek spaczony psychicznie? Pedofil? Gwałciciel? Morderca?

„Dobra matka” zatrzymuje nas na chwilę w czasie. Naprawdę podczas tej lektury przewertowałam wszystkie zdjęcia z mojego prywatnego konta. Część mimo wszelkich zabezpieczeń usunęłam. Wcześniej nie widziałam w nich nic złego, nadal nie ma w nich nic takiego, ale dla kogoś o chorym umyśle mogły mieć one zupełnie inny przekaz.

„Dobra matka” prócz swego głębokiego przesłania jest książką pisaną w prostym stylu i bardzo przejrzystym językiem. Nie mogłam się od niej oderwać, chciałam jak najprędzej wiedzieć co dalej? Jakie motywy miał sprawca?
Czytając to z perspektywy matki, wyciągnęłam daleko idące wnioski. Na co dzień staram się mocno ograniczać swoją prywatność w sieci, to jednak pokusa czasem jest silna. Na szczęście nie jest ze mną jeszcze tak źle.
Ale kiedy widzę zdjęcia dzieci znajomych, pięknych, wystylizowanych córeczek, które już w wieku 5-6 lat stroją nienaturalne „dzióbki” do zdjęć, to wiem, że świat zmierza w dziwnym, niewłaściwym kierunku…
Dlatego poleciłabym każdemu rodzicowi przeczytać powieść Małgorzaty Rogali pt. „Dobra matka”, Bo nie dość, że jest to rewelacyjnie skonstruowany kryminał, to jeszcze skłoni wiele osób do poważnych przemyśleń i zmiany postępowania.

Pilnujcie zatem swojej prywatności! 

Zło może czyhać po drugiej stronie monitora!

wtorek, 19 września 2017

"Światełko w tunelu" Polowanie na Pliszkę - Hanna Greń



ŚWIATEŁKO

 W TUNELU

Autor: Hanna Greń
Cykl: Polowanie na Pliszkę ( tom2)
Wydawnictwo: Replika

„Światełko w tunelu” Hanny Greń to kontynuacja powieści pt. „Jak kamień w wodę” z cyklu Polowanie na Pliszkę. Książka miała niedawno swoją premierę na rynku wydawniczym, a mnie przypadło w udziale to szczęście, że mogłam sięgnąć po nią tuż po przeczytaniu pierwszej części.
Dzięki temu zachowałam poprzednie emocje w sercu i natychmiast zaspokoiłam swoją ciekawość.

Spotkali się w miejscu, gdzie przedpokój stykał się z pokojem lub − innymi słowy − na linii oddzielającej pokój od przedpokoju, i wiedzieli, że tylko od nich zależy, którą wersję wybiorą.
Po ostatnich tragicznych wydarzeniach Gerard jest przekonany, że bezpowrotnie utracił to, co było dla niego najważniejsze. Po Kornelii pozostał mu jedynie maleńki kot, którego kobieta zostawiła pod jego opieką przed ich ostatnim rozstaniem.

Okazuje się jednak, że ciało znalezione w domu Pliszki po pożarze należy do kogoś innego. Gdzie zatem podziała się Kornelia i dlaczego nie daje znaku życia? Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy komisarz dowiaduje się, że jego koledzy stawiają Kornelii absurdalne – jego zdaniem – zarzuty. Mężczyzna rzuca na szalę całą swoją zawodową przyszłość, żeby udowodnić, że podejrzewana przez policję kobieta jest niewinna. Jednak żeby to zrobić, trzeba ją najpierw odnaleźć. Rozpoczyna się polowanie na Pliszkę.


„Światełko w tunelu” towarzyszyło mi przeszło przez trzy dni, brak czasu nie pozwolił mi na więcej. Jednak plus z tego taki, że mogłam cieszyć się tą powieścią nieco dłużej.
Jako, że jest to druga część cyklu – autorka odkrywa przed nami kolejne wydarzenia z życia bohaterów.
Początek to prawdziwie eksplodująca bomba – okazuje się, bowiem że zwłoki w domu Kornelii nie należały do niej. Gdzie w takim razie podziała się Pliszka? Czy nic jej nie grozi? Czy może leży gdzieś martwa i nieodnaleziona? 
Autorka bez litości napchała mi do głowy wiele obaw i utrzymywała moje napięcie na wysokim poziomie. 
Znów okazało się, że to co „widzimy” niekoniecznie jest prawdą i wcale nie musiało się wydarzyć. Podobnie jak w pierwszej części, okoliczności losu plączą się jak bluszcz i tworząc zamazany obraz rzeczywistości, która zdaje się być mało uchwytna.
Prawda, w którą wierzy wielu, wcale nie jest taka oczywista.
Z biegiem stron wszystko nabiera wyraźniejszych kształtów, gdzieś w oddali pojawia się „Światełko w tunelu” i zaczyna się jarzyć coraz mocniejszym blaskiem.

Muszę przyznać, że bardzo przypadł mi do gustu styl pisania Hanny Greń. Jest bardzo realistyczny, wyraźny i pełen pasji. To widać w każdym zdaniu. Autorka ma sporą ilość fantazji ukrytą w duszy i sprawnie przenosi to na papier wykorzystując lekkość swego pióra.

Polecam Wam serdecznie sięgnąć po cykl Polowanie na Pliszkę. 
To idealna lektura na jesień – nieco mroczna i tajemnicza, podszyta grubą nicią strachu, w której ścieg wiedeński biegnie w okolicach piersi i nie puszcza póki emocje nie opadną na samym końcu. Autorka po prostu uszyła ją na miarę, nadając jej idealny fason, który zadowoli najwybredniejszych czytelników.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Replika. 



Ps. Pani Haniu – "Światełko w tunelu" to wiara, że wszystko może się dobrze skończyć. Dziękuję!

"Jak kamień w wodę" Polowanie na Pliszkę - Hanna Greń

JAK

 KAMIEŃ 

W WODĘ

Autor: Hanna Greń
Cykl: Polowanie na Pliszkę (tom 1)
Wydawnictwo: Replika

„Jak kamień w wodę” to pierwsza część cyklu: Polowanie na Pliszkę autorstwa Hanny Greń. Powieść wciąga od samego początku, a akcja dzieje się bardzo szybko. Początkiem całej historii jest dzieciństwo głównej bohaterki Kornelii (moje ulubione imię kobiece). Przyznam szczerze, że ten zabieg okazał się być bardzo dobrym pomysłem. Dobrym i intrygującym.

„Jak kamień w wodę” zawiera w sobie elementy powieści obyczajowej i kryminalnej. Jest tajemnica, jest prześladowca, są groźby i momentami naprawdę robi się niebezpiecznie. Nie zabrakło też miłości i przyjaźni. Jednak dla mnie największym wyznacznikiem wskazującym, że jest to powieść warta przeczytania jest fakt, iż pod woalką zdarzeń ukryte są przekazy.

Tylko ode mnie zależy twój los. Gdy w środku nocy usłyszysz szmer za oknami, to będę ja, i gdy w słońcu nagle pochłonie cię cień, to też będę ja. Nie uciekniesz przede mną.

Kiedy Kornelia zaczyna otrzymywać tajemnicze listy z pogróżkami, uważa to za głupi dowcip. Żyje na uboczu, nie wchodząc nikomu w drogę i nie nawiązując żadnych bliższych relacji z innymi ludźmi, kto więc mógłby życzyć jej śmierci? Jednak sytuacja staje się coraz poważniejsza, dlatego kobieta podejmuje decyzję o zgłoszeniu się na policję.
Nie jest to dla niej łatwe – jej dotychczasowe kontakty ze stróżami prawa nie należały do najprzyjemniejszych. W młodości została niesłusznie oskarżona o składanie fałszywych zeznań. Wszyscy zdawali się być wrogo nastawieni do Kornelii, ponieważ mężczyzna, którego oskarżyła wtedy o próbę gwałtu, sam był policjantem, a jego koledzy nie wierzyli, że mógł dopuścić się przestępstwa.
W wyniku zbiegu okoliczności, kobieta natrafia na posterunku na tego samego funkcjonariusza, który przed laty próbował ją zdyskredytować, aby chronić swojego przyjaciela. Mimo wrogiego nastawienia, to jednak właśnie ten mężczyzna może okazać się dla Kornelii jedyną nadzieją.

Autorka w swej powieści porusza kilka bardzo istotnych tematów, między innymi to, jak szybko doklejamy innym „łatkę”, nie zdając sobie sprawy z tego, jaką krzywdę robimy drugiemu człowiekowi. W treści jest również zawarty problem, który spotykamy na płaszczyźnie zawodowego koleżeństwa - mówimy tu o zjawisku „ręka rękę myje”, które dotyka wiele grup zawodowych. Wiemy o tym wszyscy, ale jest to niejako tajemnica poliszynela.
Oczywiście autorka nie wrzuca wszystkich do jednego worka. W każdej grupie zawodowej są czarne owce, na szczęście większość stanowią Ci, którzy kodeks postępowania moralnego mają wyssany z mlekiem matki.

„Jak kamień w wodę” Hanna napisała, w sposób dla mnie mocno przejrzysty, realistyczny.
Widać wyraźnie, że miała okazję czerpać u źródła (kłaniam się panu Greń). Wizyty na komisariacie, a szczególnie policyjne dialogi pełne ekspresji, niewybrednych uwag, pozbawione różowych okularów, były dla mnie rewelacyjne. Nie skłamię, jeśli pokuszę się kolokwialne stwierdzenie, iż czułam się tak, jakbym tam była na miejscu, wśród tych wszystkich policjantów naszpikowanych szorstkością, o dość specyficznym poczuciu humoru. Wiadomo bowiem, że mężczyźni w swoich kręgach zawodowych mają specjalny kod komunikacji, a i kobiety również go posiadają.

W powieści Hanny Greń „Jak kamień w wodę” znajdziecie również wątki skłaniające do refleksji. Smutkiem napawało mnie dzieciństwo Kornelii. Czułam doskonale ten brak miłości i jeszcze gorszą obojętność, która wyzierała z jej rodzinnego domu. Serce ściskało się z żalu i buntowało za każdym razem…Jak tak można? Jak można nie kochać swojego dziecka? Dlaczego ludzie zapatrzeni we własne ego i swoje kariery decydują się w ogóle na sprowadzanie potomstwa na ten świat? Czy chcą udowodnić innym, że mogą wszystko? Wszystko, prócz miłości i czułości.
Kolejną ciekawą sprawą, która mnie poruszyła to, fakt, że los jest przewrotny i zadziorny. Potrafi tak się poplątać, że to co pozornie wygląda na coś konkretnego, wcale takie nie jest. Nieporozumienia, niedopowiedzenia oraz przemilczanie i unoszenie się swoim wrodzonym honorem, może prowadzić do fatalnych zbiegów okoliczności. A wtedy o pomyłkę nie trudno…
To mi uświadomiło, że ja czasem też nie mówię wprost czego chcę, czego oczekuję – nic dziwnego, że później dostaję coś innego, albo ktoś interpretuje to na swój sposób.
Wszak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :)

„Jak kamień wodę” Hanny Greń posiada mnóstwo mocnych stron. Z pewnością nie jeden raz sięgnę po powieści jej autorstwa. Mają w sobie coś specyficznego i fascynującego. Coś co tak naprawdę, trudno mi określić. Przyciągają, intrygują...czarują na swój sposób.

Jeśli lubicie historie przyprawione dobrym słownictwem, szczyptą miłości, sporą dawką tajemnicy, kilkoma gramami emocji gorzko – słodko – kwaśnych, szklanką fatalnych zdarzeń i zbiegów okoliczności, mnóstwem siły i wytrwałości oraz odrobiną komizmu. To jest to idealna powieść dla Was.

Kolejną częścią cyklu jest „Światełko w tunelu”, za które ja się zabiorę bezapelacyjnie.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Hani Greń – dedykacja wywołała u mnie wielki uśmiech, od ucha do ucha. :)
Ps. Pani Haniu – fragment z Plamką, kiedy wbija swe pazurki w wiadomo co, rozśmieszył nie tylko mnie :) podzieliłam się tym z mamą przez telefon i jej również Plamka rozjaśnił dzień.



piątek, 8 września 2017

"Mogę wszystko" Anity Scharmach



MOGĘ 

wszystko


Autor: Anita Scharmach
Wydawnictwo: Lucky

„Mogę wszystko” Anity Scharmach to jej debiutancka powieść – lecz druga, którą przeczytałam.
To pełna rodzinnego ciepła historia, która może być udziałem każdego z nas. Autorka zaczarowała mnie tą powieścią. Dziękuję Ci Anitko – za ten kalejdoskop zdarzeń i emocji, które opisałaś w tej powieści.

Okładkowy opis zaczyna się od słów:

„Na długie zimowe wieczory, z kubkiem gorącej herbaty obok…”

Tatiana, zwariowana 40-latka posiadająca kochającą rodzinę, wiedzie ułożone i szczęśliwe życie. Odnosi sukcesy w pracy, wraz z najbliższymi przeprowadza się do wymarzonego domu. Wydaje się, że wszystko idzie po jej myśli. Do pewnego momentu… Kobieta będzie musiała stawić czoło przeciwnościom losu, pogodzić się z tym, co naszykowało dla niej życie. Wsparcie najbliższych pomoże jej przetrwać trudne chwile.
Autorka łączy miłość, śmierć i przyjaźń, dostarcza czytelnikowi wielu wzruszeń, a niejednokrotnie wywołuje szczery uśmiech.

Początek jesieni również świetnie nadaje się na zatopienie w niej. Ciepła herbata, ciasteczko, kocyk...i „Mogę wszystko” - zestaw idealny.



Anita Scharmach debiutując taką historią, wiedziała jak trafić do czytelnika poprzez realistyczny sznyt. Czytając mamy wrażenie, że taki scenariusz może napisać życie każdemu z nas, sąsiadowi, znajomemu, kuzynce…
Ciepło rodzinne bije z każdej strony, otula niczym ramiona najbliższej nam osoby. Miłość Tatiany i jej męża – to dla mnie dowód, że jeśli się kogoś kocha, to świat zewnętrzny jest tylko skromnym dodatkiem do całości. Takie małżeństwo jest marzeniem każdej kobiety (albo prawie każdej), z pewnością niektórym się to udało, innym nie. Nie od dziś jednak wiadomo i jest to prawda stara, jak świat, że w miłości nie można być egoistą. W miłości ta druga osoba staje się Twoim drugim, o ile nie pierwszym – JA.
Jeśli tego zabraknie, to to nie jest miłość, tylko bycie razem, a często obok siebie. I póki jest dobrze, to dobrze. Ale życie plącze się nam pod nogami, uderza nas w twarz pięścią i kiedy przychodzą trudne chwile, wówczas widać te różnice ze zdwojoną siłą. Poznałam tę drugą opcję miłości i wiem jak to jest. Dlatego „Mogę wszystko” tak mocno mnie objęło swoim ciepłym szalem.

„Kocham Cię tak bardzo,
Jak pachnie wiosenny deszcz
Kocham Cię tak bardzo,
Jak wysuszona gleba chłonie każdą kroplę wody,
Kocham Cię całym sobą
Miłością, jakiej nie dał nikomu nikt.”

W „Mogę wszystko” odkryjecie też sporą dawkę erotyzmu. Opisy są tak pełne porażającej delikatności i czułości, wywodzącej się z miłości bohaterów, że po prostu ujmują i podniecają swoim żarem.
Nie zabraknie przyjaźni, problemów dzieci i młodzieży, a nawet spontanicznych akcji społecznościowych – na co warto zwrócić uwagę! Bo jeśli kłopoty czy choroba dotykają obcych, nawet wtedy możemy wyciągnąć do nich rękę. Dać coś z siebie! I to jest bardzo ważne!
Tak jak nie zobaczysz swojej twarzy bez pomocy lustra, tak nie poznasz samego siebie bez pomocy drugiego człowieka. 
Miłość, przyjaźń, empatia, zrozumienie, wiara i nadzieja – to główne przesłania powieści „Mogę wszystko”. Każdy może wszystko jeśli tylko robi to z dobroci serca i dlatego, że po prostu chce to zrobić – cokolwiek by to nie było!

Powieść sprawiła, że zwykłe „mogę wszystko” stało się potężnym zaklęciem. To dwa pierwsze słowa, z którymi budzę się na ustach odkąd przeczytałam książkę Anity.
Czasem trzeba tak niewiele, by uwierzyć w siebie i zobaczyć zielone światło :)


Ps. Anitko – bardzo Ci dziękuję za książkę, piękną dedykację i za to, że mogłam zobaczyć zielone światło!

czwartek, 7 września 2017

"Zaraz wracam" Anity Scharmach



ZARAZ 

WRACAM

Autor: Anita Scharmach
Seria: Zaraz Wracam (tom 1)
Wydawnictwo: Lucky

Książkę „Zaraz wracam” dostałam któregoś dnia od samej autorki wraz z cudną dedykacją i śliczną zakładeczką szydełka Bożenki M.
Historia tej przesyłki ściśle się łączy z planem pewnego prezentu urodzinowego, który miał być darowany bardzo szczególnej osobie (jak się potem okazało, tą osoba była właśnie Bożenka).
Pomysł prezentu był mój, wykonała go bardzo pieczołowicie Anita Scharmach... i tak z jednego słoiczka zrobiły się dwa. :)  dostała go nie tylko Bożenka, ale i ktoś jeszcze...


Powieść „Zaraz wracam” ścisnęła moje serce i trzyma do dziś. Przepłakałam znaczną cześć książki, przeżywałam wielki ból i gniew odczuwany przez główną bohaterkę Martę. A mimo to, nie jestem w stanie powiedzieć, że wiem co czuje matka tracąca dziecko. I mam nadzieję, że z pomocą tego na górze, nigdy nie będę musiała tego doświadczyć.
Po prostu sobie tego cierpienia nie wyobrażam.

Marta wraca do Polski ze Stanów Zjednoczonych po 10 latach nieobecności, gdzie wyjechała po tym, jak w wyniku wypadku straciła nie tylko ukochanego męża, ale także dwie córki. W Gdyni ma objąć stanowisko szefa w korporacji zajmującej się PR-em. Jednak to nie tylko powrót do ojczyzny, to także powrót do tragicznej przeszłości, z którą będzie zmuszona na nowo się zmierzyć.

Marta będzie musiała stawić czoła rzeczywistości i wspomnieniom, które w Gdyni wracają ze zdwojoną siłą. Wspierać ją będzie jej najlepsza przyjaciółka, rodzice, a także pewien przystojny mężczyzna, który spróbuje ją w sobie rozkochać.

„Zaraz wracam” to już druga powieść Anity Scharmach, która podbija od jakieś czasu serca czytelniczek. Dlaczego?
Z prostego powodu. Jest to powieść napisana wielkimi emocjami, doprawiona uczuciami i zawinięta w sporą dawkę empatii. Autorka porusza w niej motyw śmierci bliskich osób i obrazuje bardzo realistycznie konsekwencje jakie niesie taka strata w psychice i świadomości tych, którzy zostają opuszczeni. Samotność, gniew, bezradność oraz zrezygnowanie...wielka pustka, której nic zgoła nie zastąpi. Przeżycia, które Anita dogłębnie uchwyciła w swej powieści, w prosty acz piękny sposób, żyją i swoją intensywnością wkradają się w krwiobieg czytelnika.

Najbardziej zawsze boję się rozstań
peronów pustych zimnych i szarych
pociągów, które ciągle są w drodze,
w których zamknięta odjeżdża miłość.

Najbardziej zawsze boję się godzin,
które są ciężkie i opuchnięte,
bo w nich nie twoje kroki na schodach,
bo w nich milczące krzesło przy stole.

Najbardziej zawsze boję się ciszy,
która zostanie kiedy ty odejdziesz,
w której zostanę z moim niepokojem
próbując chwycić chociaż imię twoje.” *

Zaraz wracam” zmusza do bezwarunkowej refleksji nad życiem, nad jego kruchością i przewrotnym losem, który czasem wypełza zza zakrętu i ostrym nożem tnie naszą rzeczywistość. Zycie daje niektórym po tyłku, przygniata ciężarem cierpienia aż do samej ziemi...dlaczego? Dlaczego to spotyka ludzi? Dlaczego los odbiera nam czasem to, co najcenniejsze?
Nie wiadomo.

Każdy ma swój krzyż, 
 
każdy boryka się z problemami,

ale to nie powód, aby zamknąć się w butelce.”

I właśnie takie przesłanie niesie ze sobą powieść Anity Scharmach „Zaraz wracam” .
Kiedy minie czas, rany się zabliźnią, a ból nieco zelżeje, człowiek powinien się otworzyć na innych. Często ten proces trwa latami, ale ważne jest, by żyć. Udostępnić swoje serce życiu, a nie zamykać się szczelnie i zatracać się w swoim bólu.


Zaraz wracam” bolało mnie jak diabli! A zakończenie, które zaserwowała Anita...zostawiło mnie z bijącym sercem, pełnym strachu i niepewności. Szczerze mówiąc, przy tej ostatniej linijce miałam ochotę rzucić książką w ścianę…

Jeśli do tej pory nie sięgnęliście po „Zaraz wracam” Anity Scharmach to koniecznie śpieszcie nadrobić te zaległości!
Lojalnie jednak uprzedzam, że do powieści bez paczki chusteczek nie podchodźcie.

Na koniec powiem Wam jeszcze tyle, że teraz głupie „zaraz wracam” przestaje istnieć w moim słowniku.


Ps. Anitko, dziękuję Ci za talent i już wiesz, ale powtórzę, masz we mnie wielką wielbicielkę swego pióra. I niestety już się mnie nie pozbędziesz. Pisz dalej i dalej!

PS. Kochani, zdradzę Wam jeszcze, że niebawem nakładem wydawnictwa Lucky ukaże się nowa powieść Anity Scharmach :) Nie piszę tego bez powodu...gdyż będzie to druga część omawianej dziś książki „Zaraz wracam”.




* wiersz autorstwa Ks. Wacława Buryły

"Pierwszy śnieg" Jo Nesbø




PIERWSZY 

 ŚNIEG

Autor: Jo Nesbø
Seria: Harry Hole (Tom7)
Wydawnictwo: Dolnośląskie PUBLICAT

Pierwszy śnieg” Jo Nesbø to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora. Wcześniej buszując po bibliotekach czy księgarniach brałam jego książki do ręki i miałam iście szekspirowskie dylematy „wziąć czy nie wziąć – oto jest pytanie?”. Jednak jakoś do tej pory nie mogłam się zdecydować.
Przyznam się bez bicia, że po „Pierwszy śnieg” zdecydowałam się po tym jak zupełnie przypadkowo natrafiłam w Internecie na zwiastun filmu, ekranizacji akurat tego tomu i powiedziałam sobie, że książkę trzeba przeczytać przed filmem! Trailer zainteresował mnie na tyle, że po prostu musiałam ją przeczytać.

Powieść Jo Nesbø Pierwszy śnieg” nie rozczarowała mnie. Przeczytałam ją z wypiekami na twarzy i bijącym sercem aż do ostatniej strony. Fabuła trzyma w napięciu cały czas. Jak to przy kryminałach bywa – ja uparcie próbuję sama zgadnąć kto jest sprawcą i jakie miał motywy. Miałam kilku podejrzanych, ale koniec końców okazało się, że żaden z nich nie jest tym właściwym. A najbardziej zaskakujące było zakończenie...zrozumiałam, ze prawda nie zawsze jest oczywista.

Autor w sposób niezwykły buduje całą historię, gmatwa, miesza i znakomicie intryguje każdym nowym, drastycznym faktem, to wszystko jego pióro wprawnie tonuje wplecionymi w fabułę, zwykłymi opisami codzienności komisarza Harrego Hole oraz jego problemami.

Jest listopad, w Oslo właśnie spadł pierwszy śnieg. Birte Becker po powrocie z pracy do domu chwali syna i męża za ulepienie bałwana w ogrodzie. Nie jest on jednak ich dziełem. Stają przy oknie - i widzą, że bałwan jest skierowany twarzą w stronę domu. Patrzy wprost na nich.

W tym samym czasie komisarz Harry Hole otrzymuje anonimowy list podpisany "Bałwan". Zaczyna dostrzegać wspólne cechy dawnych, niewyjaśnionych spraw. Okazuje się, że wraz z pierwszymi oznakami zimy do gazet trafia informacja o nowym morderstwie. Ofiara jest zawsze zamężną kobietą, a jednocześnie w pobliżu miejsca zbrodni pojawia się bałwan. Wszystko wskazuje na to, że po Oslo i okolicach znów krąży seryjny zabójca. 

 

Pierwszy śnieg” dostarczył mi nie lada emocji...znacie to uczucie, kiedy czytacie dobrze skrojoną powieść i czujecie drżenie własnych rąk, serce wali jak młotem a na karku czujecie powiew mrożącego krew w żyłach zimna, nie wiadomo skąd? Kiedy cisza podczas czytania zaczyna być za głośna? A każdy szmer za oknem doprowadza Was do stanu przedzawałowego? 
W takim razie to i jeszcze więcej "Pierwszy śnieg" zapewni Wam w st procentach.

Autor opanował do perfekcji sztukę wodzenia czytelnika za nos i wyprowadzania go w pole. Tyle faktów, jeden przemawiający za drugim, szybka akcja, tonowana od czasu do czasu (podejrzewam, że gdyby nie to, to serce mogłoby momentami zwariować).

Z pewnością sięgnę po jego twórczość jeszcze nie raz i dwa. Czas nadrobić zaległości i od czasu do czasu sprawić, że krew szybciej zakrąży w żyłach. Autor z niebywałą i godną podziwu precyzją łączy wątki, przemyca detale, pozornie nieważne a jednak...na końcu wszystko łączy się w spójną całość, która na długo pozostaje w głowie.

Jeśli do tej pory nie mieliście styczności z twórczością Nesbø to warto sięgnąć, zwłaszcza polecam „Pierwszy śnieg”.

Ps. Już nigdy nie spojrzę na ulepionego ze śniegu bałwana tak, jak do tej pory. 
      Serce bezwarunkowo zabije szybciej.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu :)