czwartek, 7 lutego 2019

"Uwierz w miłość Calineczko" Natalia Sońska


UWIERZ W MIŁOŚĆ

CALINECZKO


Autor: Natalia Sońska
Wydawnictwo: Czwarta Strona


Uwierz w miłość Calineczko” to jedna z zeszłorocznych powieści proponowanych przez wydawnictwa w okresie około świątecznym.
Chociaż posiadam kilka książek tej autorki w domu, jakoś do tej pory nie dopchały się w długiej kolejce do przeczytania. A że stosik rośnie postanowiłam się zapoznać się w końcu z twórczością Natalii Sońskiej.
Jakie było nasze pierwsze spotkanie? Czy należało do udanych i czy autorka potrafiła zaczarować mnie swoim słowem?

Usiądź wygodnie, zrelaksuj się i weź do ręki niezwykłą opowieść o Mai, która pozostaje wierna swoim marzeniom niczym baśniowa Calineczka…
Nie ma nic wspanialszego niż dwie bratnie dusze, które spotykają się po latach. Chciałoby się wykrzyknąć, że miłość zawsze znajdzie właściwą drogę. Jednak rzeczywistość może nas zaskoczyć, a pozory potrafią mylić… Los pisze dla Mai swój własny scenariusz. Nadopiekuńcza ciotka usiłuje po swojemu ułożyć życie dziewczyny, lecz nie tylko ona…
Czy świąteczny czas okaże się dla Mai łaskawy? Przekonaj się, że małe cuda są możliwe – wystarczy w nie tylko uwierzyć.


Uwierz w miłość Calineczko” to lekka i ciepła opowieść, która przeniesie Was wprost do zaśnieżonego i malowniczego o tej porze roku Zakopanego. Przejdziecie się po Krupówkach i górskich szlakach, będziecie podziwiać górskie chatki i odwiedzicie góralskie karczmy, gdzie napijecie się grzanego wina i zjecie grillowane oscypki ze słodką żurawiną. Niewątpliwie całości tegoż charakteru dopełnia umieszczona w powieści gwara góralska, co było niesamowicie urocze i naprawdę klimatyczne.

Jednak ja, osobiście, nie odnalazłam w tej lekturze niczego co by mnie porwało na wyżyny moich oczekiwań.
Nie ma w powieści zaskakujących zwrotów akcji, fabuła sama w sobie jest dość mocno przewidywalna i nawet wprowadzenie wątku z matką bohaterki nie podniosło mi ciśnienia, zwłaszcza, że temat zniknął tak nagle jak się pojawił.
Zabrakło mi w tej historii wielkich emocji, szybszego bicia serca, zdarzeń, które zmusiły by mnie do refleksji i przemyśleń. Takich chwil, które poruszyłby moje serce i sprawiły, że brakło by mi oddechu ze wzruszenia lub emocji.

Nie wiem, być może moje oczekiwania były zbyt wysokie, a może wynika to z faktu, że sporo w życiu już przeżyłam i rozterki głównej bohaterki wydawały mi się zbyt infantylne, a nawet drażniące.
Bynajmniej nie wynikało to ze znaczącej różnicy wieku pomiędzy mną a bohaterką, dzieli nas raptem siedem lat. A jednak mentalnie i emocjonalnie jestem dużo bardziej dojrzała i nie potrafiłam zaprzyjaźnić się z Majką.


Uwierz w miłość Calineczko” zaliczyłabym do lektury w ogromnej mierze poprawnej.
Styl, wszystkie składowe fabuły, odrobina akcji, uczuciowych komplikacji i plastycznych opisów Zakopanego zimą, poprawnie skonstruowane dialogi oraz gdzieniegdzie wpleciony humor, sprawiają, że powieść czyta się spokojnym i pełnym relaksu rytmem.
Idealnie nadaje się na wieczór po ciężkim dniu pracy, by odetchnąć i wyłączyć mózg od całego świata.
Wielbicielki spokojnego rytmu, romansów i tego typu historii będą z pewnością zachwycone.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Czwarta Strona.


Znajdź na w.bibliotece.pl



środa, 6 lutego 2019

"POKUTA" Max Czornyj


POKUTA



Autor: Max Czornyj
Seria: Komisarz Eryk Deryło (tom 3)
Wydawnictwo: FILIA, FILIA Mroczna Strona


Po popełnionym „Grzechu” i złożonej „Ofierze”przyszedł czas odkupienia i „Pokuty”.

Max Czornyj w dalszym ciągu nie opuszcza obranej ścieżki i nadal wzbudza wiele skrajnych emocji i opinii.
Czy trzecia część zmagań komisarza Deryło z nieuchwytnym i tajemniczym, jak dotąd, Cztery Iksem przynosi odpowiedzi na pytania, które do tej pory pozostały otwarte w mej głowie?
Czy autor zaskoczył mnie rozwiązaniem sprawy seryjnego mordercy?

Trzeci tom bestsellerowej trylogii o komisarzu Eryku Deryle.

Brutalny seryjny morderca Cztery Iks w końcu wpada w ręce policji. To jednak nie koniec koszmaru, wkrótce bowiem odnalezione zostają zmasakrowane zwłoki. Mimo iż schwytany psychopata nie mógł popełnić tej zbrodni, zna jej szczegóły. Co więcej, istnieje podejrzenie, iż niektóre z uprowadzonych przez Cztery Iksa kobiet wciąż żyją.

Komisarz Eryk Deryło musi podjąć grę z mordercą, której stawką będzie nie tylko życie wielu niewinnych osób, ale także dusza śledczego. Demony z przeszłości policjanta nie pozwalają o sobie zapomnieć, a odżywające okrutne wydarzenia sprzed lat zaczynają przyprawiać go o szaleństwo.

Odpuszczenie Grzechu wymagało Ofiary. Teraz przyszedł czas na Pokutę.


(…) Któż więc odpokutuje za jego przewinienia?”
Syr 28,5

Na końcu drugiego tomu morderca zostaje schwytany i osadzony.
Jakież było zatem moje zdziwienie, gdy niemal na samym początku trzeciej części zostają popełnione kolejne brutalne zbrodnie.
Mierziło mnie to, nie mniej niż samego komisarza Deryłę.
No bo jak?
Skoro psychopata zamknięty jest w izolatce…

I tu muszę zauważyć, że pamięcią sięgnęłam do poprzednich tomów.
Ponownie analizowałam z wielkim zacięciem własne pytania i wnioski.
Śmiało mogę powiedzieć, że drążyłam temat w głowie niczym ogarnięty szaleństwem Cztery Iks.
Cały czas nie dawała mi spokoju jedna myśl, która trawiła mnie już od pierwszego tomu, dlatego z ogromną pasją wsłuchiwałam się w przedstawiany w tej części umysł mordercy.

Ktoś powiedział, że psychopaci są jak tanie dziwki.
Pociągają, ale jak się za bardzo zbliża, mogą zostawić syfa.”

Coś w tym jest!
Nie będę kryła, że od samego początku miałam swoje podejrzenia kim jest Czery Iks, jednak Max Czornyj z premedytacją w drugim tomie wywiódł mnie w pole, nie przez nowe poszlaki, a przez zniknięcie tematu z kart powieści.

Ale doczekałam się w końcu!
W „Pokucie” autor powraca do jednego z niepokojących mnie wątków i to ze zdwojoną siłą.
To było niesamowite!
Szaleńcze, opętane, ale niesamowite!
Tak naprawdę chciało mi się krzyczeć z radości – że miałam rację, że dobrze wiedziałam od początku kto jest Cztery Iksem!
Nie pomyliłam się!
Okazuje się, że czasem wystarczy zwracać uwagę na drobne detale.

Mimo tego, że moja intuicja mnie nie zawiodła i zdawałam sobie sprawę, że jawność personaliów psychopaty to kwestia kolejnych rozdziałów, czytałam powieść z niekłamaną przyjemnością.


Max Czornyj to prawdziwy „diabeł” dzierżący pióro, niesamowity umysł i prawdziwy talent.
Było bardzo...krwawo i wyraziście.
Ale wciąż zaskakująco i niebanalnie.
Autor nadal w brutalny, ale i wysublimowany sposób, potrafi posługiwać się inteligencją emocjonalną czytelnika, nadal świetnie też sobie radzi z zarządzaniem umysłem odbiorcy – czym przyciąga coraz to szersze grono osób lubiących mocną dawkę adrenaliny!
Nie zawodzi! Nie ustaje w dążeniu do celu!
Nie zamierza złożyć pióra na laurach!
To widać i czuć w każdym genialnie wykreowanym zdaniu powieści.

Pokuta” to prawdziwa gratka – nie tylko ze względu na utrzymujący się poziom napięcia, ale również dlatego, że autor szeroko rozwinął swoje pisarskie skrzydła. Jest mistrzem w stosowaniu cliffhangerów w każdym rozdziale, dzięki czemu powieść czyta się w zawrotnym tempie. A przy tym odbiorca ani na sekundę nie odczuwa znużenia.

Pokuta” przesiąknięta jest na wskroś złem, szaleństwem i wszech panującą psychozą, która aż kipi i gotuje się gotowa zapanować nad światem.


Z każdą stroną Max Czornyj budził mój zachwyt swoją wyobraźnią i kunsztem ujmowania w słowa tego wszystkiego, co jest najbardziej przerażające.
Współodczuwanie bólu i strachu ofiar stało się dla mnie tak silne, że czułam na własnej skórze palące pragnienie ucieczki, wyzwolenia się z więzów łańcucha.
Realistyczne i nad wyraz dokładne opisy scen w sposób bardzo silny podkreślały szaleństwo mordercy, budziły niesmak, obrzydzenie, ale również niezdrową fascynację, przez którą nie można odłożyć książki na bok, mimo iż mamy poczucie, że już więcej nie jesteśmy w stanie unieść.
Normalnie ciarki chodzą po plecach i włos się jeży karku.


Zakończenie powieści jest absolutnie nieprzewidywalne i szokujące!
Jak? Dlaczego? Po co?
Łzy, które napłynęły mi wtedy do oczu paliły żywym ogniem…
Czy to możliwe, że to jednak nie koniec?
Czy to możliwe, że to dopiero początek?

Max Czornyj - chylę czoło, gdyż jestem pod wrażeniem.
Namieszałeś mi w głowie i sponiewierałeś mnie emocjonalnie.

Trylogia o Eryku Deryle jest majstersztykiem.
Każdy szanujący się fan mocnych i mrocznych thrillerów z wyraźną nutą kryminalną będzie zachwycony!


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Wydawnictwu FILIA, Filia Mroczna Strona.




Znajdź na w.bibliotece.pl

"Pokój kołysanek" Natasza Socha


POKÓJ  KOŁYSANEK



Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Edipresse Książki

Pokój kołysanek” Nataszy Sochy to jedna z tych książek, która przewartościowuje wszystko, co człowiek do tej pory wie. 
Autorka w genialny potrafi ująć zwykłe i codzienne aspekty codziennego życia, w taki sposób, ze urastają one do rangi ultra ważnych i wielkich.
Tym razem nie było inaczej! Przekonajcie się sami!

Ta historia ma swoje korzenie w rzeczywistości. Wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy David Deutchman, emerytowany nauczyciel rozpoczął rehabilitację w jednym ze szpitali w Atlancie. Pewnego dnia, po skończonych zabiegach, zatrzymał się na oddziale dziecięcym i stanął za szybą, która oddzielała go od noworodków. Nie mógł oderwać wzroku od maluchów, aż w końcu zapytał pielęgniarkę, czy dla osoby w jego wieku nie znalazłby się w szpitalu jakiś wolontariat. Wtedy też po raz pierwszy wziął na ręce malucha, który zanosił się płaczem i trudno było go uspokoić. Dziecko, głaskane i przytulane przez przypadkowego człowieka, zasnęło w końcu w jego ramionach. David został zatrudniony w szpitalu jako profesjonalny „przytulacz” noworodków, które z różnych powodów nie mogły wrócić do domu. I robi to nadal, nieprzerwanie od dwunastu lat...

„Pokój kołysanek” jest inspirowany tą właśnie historią.

Joachim ma osiemdziesiąt pięć lat i pracuje w jednym ze szpitali położniczych jako wolontariusz. Pomaga wcześniakom przetrwać najtrudniejsze chwile, tuląc, głaszcząc i opowiadając im historie swojego życia. Najczęściej pojawia się w nich jego największa miłość, którą zawiódł bardziej niż siebie samego.

Joachim i Helena, Marysia i Maria, Marta i jej mąż, który nie radzi sobie z rzeczywistością – wszyscy oni w „pokoju kołysanek” będą szukać odpowiedzi na pytania:
Czy można odzyskać stracone marzenia i oswoić tęsknotę za tym, co było?
Co w życiu jest najważniejsze i jak cenne potrafią być wspomnienia?
Czy miłość ma wiek?
Czy kiedykolwiek się kończy?
Dwadzieścia cztery dni grudnia mogą zmienić wszystko.
A cudem nie zawsze jest prezent pod choinką.

Pokój kołysanek” napisana jest dwupłaszczyznowo (teraźniejszość – 2015 rok, przeszłość – lata 1952- 1954). Obie płaszczyzny poznajemy w przeciągu 24 dni grudnia. Razem tworzą niezwykle spójną całość, której nie da się w żaden sposób podzielić.


Pokój kołysanek” to przepiękna opowieść o miłości. Tej straconej, tej jeszcze nienarodzonej, tej małej i tej wielkiej, tej niezwykle poruszającej, zawiedzionej, tej którą boimy się poczuć, tej której nie chcemy stracić, tej o którą nie potrafiliśmy walczyć, tej której nie da się zapomnieć.
Natasza Socha pisze o miłości pomiędzy mężczyzną i kobietą, ale również tej, która łączy rodziców z dziećmi.
Kiedy zaczyna się miłość? Kiedy miłość się kończy?
Co się dzieje kiedy boimy się miłości? Kiedy nie dajemy jej szansy na rozwój?
Co się dzieje, kiedy brak nam miłości?
"Rodzimy się sami, owszem. Umieramy też sami. Ale pomiędzy tym rozciąga się czas, który warto spędzić z drugim człowiekiem. To nie sukces jest ważny, nie praca, nie uroda i nie lista dyplomów, które udało nam się zdobyć. W życiu najbardziej potrzebny jest nam dotyk drugiego człowieka. Chyba właśnie po to ktoś wymyślił miłość."

To również powieść o czułości i dotyku, które są najczystszymi przejawami miłości, nie tylko tej łączącej dwoje ludzi, ale także tej którą człowiek może odczuwać do zupełniej obcej mu drugiej osoby. Przykładem tego są porzucone i osierocone dzieci z Koralików, Helena i Rozalia, które się nimi zaopiekowały, ale także i Joachim, który został „przytulaczem” noworodków na oddziale neonatologii w szpitalu. Każdy bowiem bez względu na wiek czy status społeczny potrzebuje dotyku, przytulania i czułości, by móc czuć, by żyć, by nabierać siły na kolejne dni.
Przytulanie jest niezbędne do życia. Podobno człowiek potrzebuje czterech uścisków dziennie, żeby jako tako funkcjonować, ośmiu jeśli chce być zdrowy, a jeśli chce się rozwijać, to nawet kilkunastu. To nie bajki, to psychologia.”

Pokój kołysanek” to także powieść o samotności. O tej samotności z wyboru, o tej na którą nie mamy wpływu, o tym, że samotność potrafi zabijać i jest nieczuła na ból, o tym jak sobie radzić z samotnością. Człowiek nie jest istotą, która może funkcjonować pojedynczo, mimo iż zdawać by się mogło, że w dobie tak rozwiniętej techniki jest to możliwe, niestety duchowość człowieka, choćby chował ją w swoje najgłębsze zakamarki nie pozwala mu istnieć samotnie.
Czy człowiek może być wyspą? Czy może być samodzielny, niezależny i radzić sobie świetnie nawet wtedy, gdy wkoło jest woda? Czy na prawdę nie potrzebuje drugiego kawałku lądu, żeby mieć jakikolwiek punkt odniesienia? W wyspę zmienia go własny egoizm, narcyzm, swoista idiolatria, która każe wpatrywać się w samego siebie.”


Pokój kołysanek” to historia, która poruszyła mnie tak mocno (jak niegdyś „Apteka marzeń” "recenzja kliknij tu" tej samej autorki). 
I wiecie co?
Uwielbiam ten niepowtarzalny charakter pisania Nataszy. Uwielbiam kiedy swym piórem dotyka najwrażliwszych zwojów w moim mózgu i nerwów w mym sercu, kiedy swoimi słowami zadaje mi ból wzruszenia we wnętrzu duszy. Kiedy tym, co poprzez powieści mi przekazuje, wywołuje uścisk w gardle i ciężar oddechu staje się nie do zniesienia.
Wówczas wiem, że autorka trafiła do mnie najmocniej jak tylko można trafić do czytelnika. Kiedy nie wstydzę się łez w autobusie (tak wiele było tych chwil), kiedy z każdym ponownym otwieraniem książki, czuję że boli mnie moje wnętrze, ale nie mogę jej nie otworzyć i nie czytać dalej.


Moi drodzy, niech Was nie zwiedzie niewinne słodkie dziecię na okładkowej grafice – nie znajdziecie w tej powieści lukrowej słodyczy ani pierników korzennych!
Niech Was też nie zwiedzie fakt, że to „świąteczna” propozycja książkowa – owszem motyw bożego narodzenia jest w fabule, ale stanowi raczej tło, podwalinę do refleksyjnego pochylenia się nad człowieczeństwem, uczuciami i potrzebami ludzkiej duszy.
Taki jest właśnie „Pokój kołysanek” bolesny, prawdziwy, nagi, ludzki a zarazem pełen czułości i wrażliwości, i miłości, tej która zawsze trwa i nigdy
tak naprawdę nie umiera.
Wobec chaosu świata, tylko miłość jest czymś pewnym..."

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Edipresse Książki.

Znajdź na w.bibliotece.pl


wtorek, 5 lutego 2019

"Magia grudniowej nocy" Gabriela Gargaś


MAGIA

GRUDNIOWEJ NOCY



Autor: Gabriela Gargaś
Cykl: Wieczór taki jak ten (tom 3)
Wydawnictwo: Czwarta Strona


Magia grudniowej nocy” Gabrieli Gargaś zalała mnie falą w grudniu falą prawdziwie świątecznego nastroju.
Szczerze mówiąc jestem tą powieścią oczarowana. 
Co więcej tak mnie wciągnęła, że nie mogłam się powstrzymać i zaraz na początku roku pognałam do księgarni po poprzednią część czyli „Lato utkane z marzeń”, bo „Wieczór taki jak ten” sprawiłam sobie któregoś dnia podczas dyskontowych okazji (ale nie miałam czasu zajrzeć do niego).
Czytając „Magię grudniowej nocy” nie mogłam sobie wybaczyć, że do tej pory zwlekałam z lekturą jej poprzedniczek.

W tę grudniową noc magia świątecznej atmosfery rozgrzeje serca wszystkich!
W małym bieszczadzkim miasteczku mieszkańcy śnią o Świętach jak z bajki. Wśród wzgórz otulonych śniegiem, w małych domkach, w których pachnie cynamonowymi wypiekami, to marzenie może się spełnić… Czy pierwsza gwiazdka przyniesie ukojenie?
Michalina już niedługo zostanie mamą. Radość oczekiwania na maleństwo zakłóca jej jednak obawa, że będzie musiała wychowywać je sama. Czy Przemek wybaczy jej dawne błędy i stworzą kochającą się rodzinę?
Przed Świętami babcia Zosia niemal nie wychodzi ze swojej cukierni „Cynamonowe serca”, bo zamówień na przepyszne pierniczki, makowce i serniki spłynęło jeszcze więcej niż w ubiegłym roku. Niefortunny wypadek sprawi, że nie będzie mogła sama dokończyć wypieków. Na szczęście ktoś chętnie jej pomoże…
W te Święta każdy odkryje coś wyjątkowego. Bo przecież najpiękniejsze podarunki od losu dostajemy, kiedy najmniej się tego spodziewamy.


Magia grudniowej nocy” jak wspomniałam na początku urzekła mnie, oczarowała...ale to zdecydowanie nie wszystko.
Śmiało mogę przyznać, że spośród wszystkich świątecznych propozycji literackich to właśnie ta powieść najbardziej otuliła mnie klimatem świąt Bożego Narodzenia. Podczas czytania dosłownie czułam zapach pieczonych w kuchni pierników, słodkich mandarynek, cynamonu i imbiru. Słyszałam jak śnieg skrzypi mi pod stopami (a może pod palcami podczas przewracania stron), czułam szczypiący mróz na policzkach i wędrowałam z zachwytem po Bieszczadach.
W rzeczywistości nigdy tam nie byłam (choć jest to moje marzenie), teraz wiem, że pierwszy raz wybiorę się tam zimą...a może nawet pójdę dalej i spędzę tam święta Bożego Narodzenia.
Jednym słowem mówiąc: magia!

Magia grudniowej nocy” nie jest zwykłą kontynuacją losów bohaterów z całego cyklu. Gabriela Gargaś nie spoczywa na laurach i daje nam dużo więcej...wplatając we współczesną fabułę tajemniczy wątek dworku i jego mieszkańców. Tak właśnie poznajemy historię Arlety, Jana i Barbary, której początki sięgają pierwszej połowy XX wieku. A jak wiecie → ja uwielbiam retrospekcje zdarzeń z dawnych lat zwłaszcza jeśli są tak doskonale umiejscowione w powieści.

Magia grudniowej nocy” sprawiła, że uśmiechałam się pod nosem i z prawdziwym zaskoczeniem odnajdywałam w treści siebie. Czasem miałam wrażenie, że autorka stała gdzieś na rogu mojej ulicy i podglądając mnie zbierała materiały do swej powieści.
"Są takie dni, kiedy marzę, by nikogo na swojej drodze nie spotkać. Kiedy wyglądam jak milion dolców i czuję się piękna, radosna, nie spotykam nikogo znajomego. Nikogusieńko. A kiedy przemykam między domami nieuczesana, z czerwonym nochalem, nieumalowana...bach, wszyscy znajomi po drodze."
No wiecie co?! Jak? Jak to jest możliwe droga autorko?


Magia grudniowej nocy” to zdecydowanie emocjonująca powieść, której fabuła jest bardzo pokrzepiająca i wprawiająca czytelnika w spokojny, miły i nostalgiczny nastrój. Klimat świąt, cała atmosfera około świąteczna, przygotowania są oddane w sposób niezwykle ciepły, do tego stopnia, że podczas lektury odnosiłam wrażenie, że wizualizacja niektórych detali jest tak silna, że niemal prawdziwa.
Co do bohaterów, pewnie Was nie zaskoczę, gdyż znaczna część z Was dawno znała bohaterów, największą sympatię wzbudziła we mnie babcia Zosia, tak bardzo przypominała mi o mojej babuni, której nie ma już obok mnie.
Bardzo polubiłam Michalinę oraz jej brata, Amelię i jej córki. Mimo, że wykreowane przez autorkę postaci nie są jakoś specjalnie rozbudowane, to na dłuższą metę okazuje się, że jest to ich wielką zaletą. Posiadają tak wiele życia w sobie i nacechowane są realizmem w tak wielkim stopniu, że mimowolnie wzbudziły we mnie ciekawość i zaprzyjaźniłam się z nimi do tego stopnia, że zatopiłam się w powieści po koniuszek głowy (nie odpuszczę sobie tej przyjemności czytania poprzedniczek za nic w świecie).


Magia grudniowej nocy” obfituje w gamę przeróżnych emocji. Poza pełną ciepła otoczką świątecznego klimatu, w powieści spotkamy również łzy, smutek, niepewność, a nawet złość. No cóż...bez tego, myślę, byłoby mało realnie. A dzięki temu, czułam się, tak jakbym odwiedziła dom przyjaciół, w którym ludzie nie krygują się na idealnych a ich życie nie jest perfekcyjne aż do bólu.
Gabriela Gargaś zdecydowanie potrafi czarować słowem! Mnie zaczarowała!
Napełniła optymizmem, przypomniała mi, że rachunki, niedomyty parapet, czy codzienne zmartwienia nie mogą przesłonić mi tego, co jest dla mnie naprawdę ważne. Że święta Bożego Narodzenia to czas magiczny i powinnam pielęgnować to uczucie w sobie i naprawić to, co popsuło się pod ciężarem zmartwień i kłopotów.
Podobnie rzecz się ma z bohaterami tej powieści.
Czy świąteczny czas pomoże im poukładać ich relacje i załagodzi spory?

Serdecznie dziękuję za egzemplarz do recenzji 
Wydawnictwu Czwarta Strona


znajdź na w.bibliotece.pl




"TRZY ŻYCZENIA" Katarzyna Michalak


TRZY ŻYCZENIA



Autor: Katarzyna Michalak
Cykl: Seria Mazurska (tom 4)
Wydawnictwo: Znak Literanova

Trzy życzenia” Katarzyny Michalak są kontynuacją serii mazurskiej, która nieodmiennie zachwyca mnie swym klimatem. Dlatego też od chwili informacji o premierze, czekałam na nią z wielką niecierpliwością, tym bardziej, że była to absolutna niespodzianka ze strony autorki. Wspomniana seria z założenia miała być bowiem trylogią.
O moich odczuciach związanych z poprzednimi tomami przeczytacie klikając w tytuły:
GWIAZDKA Z NIEBA
PROMYK SŁOŃCA
KROPLA NADZIEI

Czy „Trzy życzenia” okazały się tak dobre jak jej poprzedniczki?
Czy Katarzynie Michalak znów udało się mnie zaczarować?
A może ta powieść okazała się przysłowiowym „strzałem w kolano”?

Kiedy Natalia trafia do starego dworu, zagubionego gdzieś na Mazurach, po raz pierwszy od długiego czasu czuje, że znalazła swoje miejsce. Samotna, pełna kompleksów dziewczyna nie może uwierzyć, że zaczynają się spełniać jej trzy największe życzenia. Gdy jednak w Marcinkach pojawia się Damian – oschły, cyniczny i mroczny mężczyzna – Natalia znów traci nadzieję. Jest do niej zbyt podobny, dlatego rani najbardziej.

Pachnący domowym chlebem prosto z pieca dwór Marcinki staje się bezpieczną przystanią dla tych, co pogubili się w życiu. Pod opiekuńcze skrzydła cioci Jadwini trafią Nataniel Domoradzki i Siergiej Sodarow, bohaterowie „Trylogii Mazurskiej”. To tutaj Natalia i Damian będą zmagać się z przeszłością, odkrywać swoją wyjątkowość i wewnętrzną siłę. Jak potoczą się ich losy? Czy pewien szczególny wieczór, który spędzą przy wspólnym stole, stanie się dla nich czasem pełnym cudów? Czy spełnią się czyjeś trzy życzenia?

Trzy życzenia” zaskoczyły mnie nowymi bohaterami, to było coś, czego po kontynuacji się nie spodziewałam.
Natalię poznajemy w chwili gdy los rzuca ją pod próg dworu cioci Jadwini. Ta ogromnie samotna i przerażająco zakompleksiona dziewczyna wzbudziła we mnie iście macierzyńskie uczucia. Nie sposób jej nie lubić. Jej dobre serce obejmuje niemalże cały otaczający ją świat.
W tym samym czasie do dworu Marcinki przyjeżdża Damian – młody mężczyzna, pełen nieufności, złości i żalu. Wraz z nim przybywa jego młodsza siostra Ala – osamotnione i znerwicowane dziecię, dla którego najlepszym lekiem na całe doświadczone zło jest ogrom miłości i czułości.
Od początku relacje pomiędzy Natalią a Damianem są napięte i gdyby nie łagodność cioci Jadwini ewidentnie w dworze wióry, by się grubo sypały.
Czy relacje pomiędzy tymi młodymi ludźmi mogą ulec zmianie?
Czy Ala znajdzie w końcu spokój i poczucie bezpieczeństwa?
Czy nad mazurskim dworem czarne chmury zawisną na długo?

NIE ZMIENISZ PRZESZŁOŚCI,
NIE NAPISZESZ NOWEGO POCZĄTKU,
ALE ZAWSZE MOŻESZ WYCZAROWAĆ NOWE ZAKOŃCZENIE.”


W powieści ponownie spotykamy dobrze znanych nam bohaterów: Nataniela Domoradzkiego z rodziną oraz Siergieja Sodarowa z Magdą. Muszę przyznać, że ich pojawienie się, było dla mnie jak spotkanie z najlepszymi przyjaciółmi. I dopiero w momencie, gdy pojawili się na kartach powieści uświadomiłam sobie jak bardzo za nimi tęskniłam. To zadziwiające uczucie – nie sądziłam nigdy, że mogę w takim stopniu przywiązać się do postaci literackich. A jednak. :)
Czy w życiu Nataniela wszystko się poukładało tak, jak tego pragnął?
Czy jego małżeństwu nie zagraża najgorsze?
Czy miłość tych dwojga wystarczy, by przezwyciężyć trudne i przerażające chwile, jakie niesie im los?
Jaki związek tworzą Siergiej i Magda? Czy tych dwoje w końcu się dogada i znajdą drogę do pełni szczęścia? Jakie niespodzianki czekają srogiego Sodarowa i czy będzie na tyle odważny, by pokonać własny lęk w imię miłości?

Na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi podczas lektury „Trzech życzeń”, ja niestety nie mogę Wam zdradzić niczego więcej, bez odbierania przyjemności czytania.

Trzy życzenia” to dość nietypowa kontynuacja Trylogii Mazruskiej. Można ją czytać jako zupełnie odrębną powieść, gdyż bohaterowie z poprzednich części stanowią zdecydowanie wątek poboczny w fabule.
Moim zdaniem, wiele wówczas stracicie.

Trzy życzenia” nie zawiodły moich oczekiwań i mojej radości, jaką czułam przed premierą.
Katarzyna Michalak po raz niezliczony urzekła mnie swoim stylem pisania. Niewątpliwie autorka posiada niesamowity talent do snucia wielowątkowych powieści o jakże szeroko rozwiniętej fabule.


W odmętach internetu natrafiłam przypadkowo na słowa jednej z czytelniczek: Nie rozumiem jednak dlaczego u Pani Michalak ludzie są tak nieszczęśliwi i poszkodowani przez los. Przecież to nierealne, że w jednym miejscu w tym samym czasie spotykają się pokrzywdzeni ludzie. Tymi nieszczęściami można byłoby całą wieś obdzielić.”

Wiem, że czasami może się Wam wydawać, że autorka przesadza, że to naprawdę jest nierealne, a wręcz niemożliwe, by kumulacja nieszczęść spadających na ramiona jednej osoby może przybierać tak ogromną skalę. Że tymi fatalnymi zrządzeniami losu można by obdzielić spokojnie kilka innych osób i wówczas treść nabrałaby bardziej rzeczywistego wydźwięku.
Jednak nie potrafię się z tym zgodzić.
Z własnego doświadczenia wiem, że jest to jak najbardziej możliwe.
Niestety od kilku lat przechodzę notoryczny nawał nieszczęść, strat najbliższych mi osób, problemów, kłopotów, którymi mogłabym obdzielić mieszkańców mojego bloku. A kiedy już wydaje mi się, że zaczynam stawiać pewniejsze kroki na przód, widzę światełko spokoju w tunelu oraz czuję przemożną siłę kropli nadziei w sercu, wtedy znów wydarza się coś, co sprawia, że zamiast stać prosto z uniesioną głową, staję się tak mała wobec tego wszystkiego, że brak mi tchu.

Katarzyna Michalak świetnie odzwierciedla takie sytuacje w swoich powieściach, ma talent do dostrzegania tego czego inni nie widzą, bo przecież nikt nie obnosi się z nawałem swoich nieszczęść na ulicy czy w mediach społecznościowych. Ja również nie. I naprawdę niewiele jest osób, które wiedzą z czym borykam się od kilku lat i każdego dnia. Ludzie każdego dnia mijają mnie bez świadomości, że obok nich przechodzi ktoś, kto na swoich barkach dźwiga tak dużo.
Moim zdaniem, powieści Kasi, w takiej formie są w stanie choć kilku osobom uświadomić, że fabuła może być dla kogoś rzeczywistością, której nie życzę nikomu.
Życzę Wam za to – ogromnych pokładów empatii wobec ludzi mijanych na ulicy. I szczęścia, tak po prostu.

ŻEBY BYĆ SZCZĘŚLIWYM, NIE TRZEBA OSIĄGNĄĆ DOSKONAŁOŚCI,
TRZEBA ZAAKCEPTOWAĆ WŁASNĄ NIEDOSKONAŁOŚĆ. DOPIERO WTEDY MOŻNA OTWORZYĆ SIĘ NA MIŁOŚĆ.”


Trzy życzenia” dotykają najczulszych punktów w sercu, powodują nieopanowane przypływy i odpływy łez. Magia uczuć, piękne relacje między ludźmi, pełne wrażliwości i życzliwości, wzruszały mnie i rodziły nadzieję. Nadzieję, na to, że nawet największe tragedie i jeszcze większe dramaty mogą stać się któregoś dnia mniej bolesne, pod warunkiem, że na naszej drodze los postawi ludzi o pięknych duszach. Takie ludzkie anioły, które bezinteresownie pomogą wstać po najbardziej dotkliwym upadku.
Losy bohaterów wzruszały mnie i powodowały brak tchu oraz palący ból w sercu. Katarzyna Michalak (podobnie jak ja) wciąż wierzy, że w każdym człowieku tkwi dobro, choćby głęboko ukryte. I przenosi tę wiarę na wykreowanych przez siebie bohaterów. Nie są idealni, są po prostu zwykłymi ludźmi, pełnymi słabości i wad, pełnymi strachu i niejednokrotnie złości. Są ludźmi, na których drodze autorka stawia właśnie anioły, które w każdej osobie widzą człowieka, darzą go zaufaniem, wiarą i pomagają im wyjść na prostą.
Wierzę, że na mojej drodze, któregoś dnia stanie taki właśnie anioł.

Ps. Z nieskrywaną radością odkryłam, że w rodzinnym domu autorki istnieje mocno zakorzeniona tradycja kulinarna związana ze świętami Bożego Narodzenia –> mianowicie wigilijne gołąbki z kapusta i grzybami :)
Pani Kasiu – jest pani pierwszą osobą jaką znam, u której na świątecznym stole ta potrawa jest obowiązkowa, podobnie jak u mnie.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Znak Literanova.



Znajdź na w.bibliotece.pl