DO JUTRA
W AMSTERDAMIE
Autor: Agnieszka
Zakrzewska
Wydawnictwo:
Edipresse Książki
„Do jutra w
Amsterdamie” Agnieszki Zakrzewskiej weszła na rynek wydawniczy 15
lutego 2018 roku. Pierwsze co zwraca uwagę czytelnika to piękna
okładka, nie da się jej nie zauważyć :) stary rower, kobieta w
zwiewnej spódnicy siedząca na schodach kamienicy i kwiaty, które
są jedną z pasji autorki (wydała wcześniej książkę o tematyce
florystycznej), zwyczajnie czuć przygodą na kilometr.
Jakie przesłanie
odkryłam w tej powieści? Co takiego autorka chciała przekazać
swoim czytelnikom pisząc „Do jutra w Amsterdamie”?
Bezrobotna
dziennikarka Agnieszka pewnego wieczoru odbiera telefon z propozycją
od swojej mieszkającej w Holandii siostry Julii. Ma ją zastąpić
na parę miesięcy, pracując jako gospodyni domowa i podreperować
swój nadwyrężony budżet. Agnieszka bez wahania wyrusza w podróż.
Na miejscu okazuje się, że siostra zniknęła w tajemniczych
okolicznościach, a rolę przewodnika po holenderskiej rzeczywistości
przejmuje jej przyjaciel, czarnoskóry Prosper, emigrant z Senegalu.
Agnieszka zaczyna pracę w rezydencjach zamożnych Holendrów. Powoli
nawiązuje nowe znajomości, przyjaźnie wreszcie poznaje miłość
swojego życia. Na jaw wychodzą też okoliczności zniknięcia
Julii. Okazuje się, że wplątała się w międzynarodową aferę
przemytniczą i musiała uciekać…
„Do jutra w
Amsterdamie” to powieść idealna na czerwiec. To okres kiedy
studenci zaliczają ostatnie egzaminy w sesji, to również czas, w
którym wiele osób zmienia swoje życie, otwierając nowe drzwi i
idąc nieznanymi szlakami.Wyjazdy, wyjazdy, wyjazdy...na urlop, na wczasy, za pracą...
Tak też zaczyna się
powieść – Aga, główna bohaterka wyjeżdża do Holandii, opuszcza swoje bezpieczne i znane środowisko w Polsce, wkracza
do świata którego kompletnie nie zna. Nie zna języka, nie wie co ją czeka, nie zna
tam nikogo, poza swoją siostrą, której niestety nie
zastaje na miejscu. Szok! Sytuacja absolutnie nie do pozazdroszczenia. Aga musi stawić jej czoła, czy jej się to podoba czy nie. Z
pomocą przychodzi jej Prosper – senegalczyk, któremu musi zaufać, bo to jedyne ogniwo łączące ją z zaginioną siostrą.
Autorka ma lekki
sposób pisania, powieść dobrze mi się czytało i sprawiła mi ona
wiele przyjemności, nie tylko za sprawą ciekawych zdarzeń, które
miały miejsce, ale również dlatego, że Agnieszka Zakrzewska nie
stroni od żartów i komizmu sytuacyjnego. Nie raz śmiałam się pod
nosem, czytając o perypetiach Agi i z satysfakcją wizualizowałam
sobie określone sytuacje.
W powieści
znajdziecie również interesujący wątek kryminalny, który stanowi
tło do pewnych wydarzeń z życia Julii – siostry Agnieszki i
ukochanej Prospera.
Mimo, że akcja rozgrywa się na emigracji, nie
zabrakło w niej rodzinnego, domowego ciepła. A duża dawka
przyjaźni jaką nasączona jest cała powieść, sprawia, że
czytelnika obejmuje pokrzepiające uczucie rodzące się w jego
świadomości, że przyjaciół można znaleźć wszędzie, a ludzie
w każdym kraju mogą stać się nam niesamowicie bliscy. Autorka
podkreśla to bardzo wyraźnie, bo to co łączy ludzi to nie kraj,
ten sam język czy tradycje – to zwyczajnie ludzka potrzeba
przynależności do społeczeństwa, jego mniejszej lub większej
grupy. A to z kolei dowodzi temu, że człowiek jako jednostka nie
jest w stanie zajść tak daleko, jak przy pomocy innych. W moim
odczuciu, autorka przemyciła tym samym twierdzenie, że otwartość
na innych, dobre serce i bezinteresowność potrafią przenosić
góry, a Ci co nie są tego świadomi i widzą jedynie własny czubek
nosa – nigdy nie osiągną pełni szczęścia i sukcesu.
Agnieszka Zakrzewska
w swej powieści porusza wiele istotnych społecznych bolączek, są to między innymi: rasizm, bezrobocie zmuszające
ludzi do emigracji, nieuczciwość zagranicznych pracodawców, a co
za tym idzie jawny wyzysk ludzi, zahacza również w delikatnym
stopniu o handel żywym towarem. To moim zdaniem podstawowe problemy, z którymi boryka się wiele państw bez znaczenia czy jest to Holandia, Polska, Anglia
czy Niemcy, wszędzie można się z tym zetknąć w szerszym lub w
węższym stopniu. To, że autorka porusza owe negatywne
aspekty, sprawiło, że powieść nabrała rumieńców i realizmu.
Dzięki temu czytając o trudnych warunkach mieszkaniowych i ciężkiej
pracy emigrantów, czytelnikowi, który nigdy nie miał do czynienia
z wyjazdem „za chlebem”, nie raz i nie dwa spadną klapki
zaciągnięte na oczy. Bo przecież nie zawsze emigracja jest dobrowolną decyzją,
często jest to podyktowane sytuacją życiową, która zmusza ludzi
do szukania lepszego życia poza granicami państwa, ciężkiej pracy często nieadekwatnej z wykształceniem. Autorka zwraca
dużą uwagę, na tęsknotę emigrantów za rodzinnymi stronami, jak
bardzo utożsamiają się oni z własnymi korzeniami będąc na
obczyźnie. Dopiero wówczas znaczenia nabiera to, co wcześniej było
nieistotne.
„Do jutra w
Amsterdamie” to także powieść o miłości – jej poszukiwaniu i
utracie, o tym że przychodzi ona niespodziewanie, często spada na
nas jak grom z jasnego nieba i równie często zostaje nam nagle
odebrana z różnych względów. Nie ma sensu szukać jej na siłę,
sama przyjdzie. Grunt to dostrzec ją w odpowiednim momencie i
otworzyć się na nią, być jej wiernym na zawsze. Ogromnie ujęła
mnie historia babci Annemarie i Etienne’a – tak po prawdzie to
łzy miałam w oczach ilekroć poznawałam ciąg dalszy tej wielkiej
nieskończonej miłości, która przejawiała się często w
drobiazgach pełnych czułości i dobroci.
Autorka porusza
również inne płaszczyzny tego uczucia, opowiada historię miłości
rodzeństwa, które zrobi wszystko, by być razem. Mówi o miłości do
przyjaciół – tak! nie mówię bynajmniej bez składu i ładu,
przyjaźń to jedna z wielu twarzy miłości. Autorka snuje i wplata
między wierszami także miłość do kraju, zarówno tego z którego
pochodzimy, ale też tego który staje się często naszą drugą
ojczyzną. Uświadamia czytelnikowi, że kraj urodzenia nie musi być
jedyną ojczyzną świadomego i dojrzałego człowieka. Tam dom nasz,
gdzie nasze serce.
„Do jutra w
Amsterdamie” to również niezwykła podróż do stolicy Holandii.
Za pomocą plastycznych opisów i szczegółowej, obrazowej
perspektywy, możemy poznać Amsterdam. Autorka opisuje jego wady i
zalety, bez przebarwień i zbędnych zachwytów. Czułam się tak,
jakbym to ja przemykała rowerem po ulicami tego miasta i zaglądała w
jego przeróżne zakamarki.
Autorka wplątała w dialogi holenderskie wypowiedzi – chociaż zwykle mnie to
szalenie denerwuje w powieściach, to tym razem mi to nie przeszkadzało, było to wręcz interesujące doświadczenie, być może ze względu na specyficzność
tego języka.
Powieść Agnieszki
Zakrzewskiej to książka, którą, moim zdaniem, warto przeczytać.
Nie jest sztampowa i nie jest przewidywalna. Jest pełna ciepła,
humoru i z nutą tajemnicy. To wszystko razem sprawiło, że
spędziłam przy tej lekturze kilka przyjemnych poranków i
wieczorów.
Z chęcią sięgnę
po drugą część przygód Agnieszki. Ciekawi mnie co będzie dalej.
Czy Aga wróci do
Polski na stałe?
A może Stijn ruszy
w pogoń za nią i zatrzyma ją przy sobie nim opuści granice Holandii?
Ciekawi mnie, czy
spotkam ponownie przezabawnych braci Daltonów i uroczą Bożenkę?
Co dalej z Prosperem
i Julką?
Jak poradzi sobie
Jan bez Anneke, kiedy ta zajmie się swoją powiększoną rodziną?
Kochani, cóż mogę
rzec...po prostu „Do jutra w Amsterdamie”.
Za możliwość
przeżycia tej niezwykłej przygody na emigracji dziękuję
autorce
Agnieszce Zakrzewskiej.
Wypożycz na w.bibliotece.pl
Brzmi naprawdę zachęcająco. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo fajna i przyjemna lektura moim zadaniem.
OdpowiedzUsuńOj kusisz, kusisz!
OdpowiedzUsuńHihi 😊 i dobrze. Jak przeczytasz daj znać , jak wrażenia.
Usuń