WSZYSTKIE
PORY UCZUĆ
ZIMA
Autor: Magdalena
Majcher
Seria: Wszystkie
pory uczuć (tom 2)
Wydawnictwo: PASCAL
„Wszystkie pory
uczuć. Zima” Magdaleny Majcher to jedna z tegorocznych nowości,
na które czekałam z wypiekami na twarzy. Po przeczytaniu Pierwszego
tomu serii pt. „Wszystkie pory uczuć. Jesień” wiedziałam, że
ta seria będzie nadzwyczaj wyjątkowa. Recenzja -> Wszystkie pory uczuć. Jesień
Na wzmiankę
zasługuje ponownie okładka, która jest tak samo delikatna i
aksamitna w dotyku jak w pierwszym tomie. Nie ma chyba nic lepszego
jak przyjemność płynąca z dotykania książki podczas jej
czytania. Do tego wszystkiego Wydawnictwo Pascal zadbało o moje
ciągle zmarznięte dłonie – dodając do książki śliczny
ogrzewacz do rąk w kształcie małego i niezwykle uroczego
termofora. Takie gesty są bardzo miłe i człowiek cieszy się z
każdego drobiazgu.
Do czego była
zdolna Róża, by ochronić najbliższych?
Róża poświęciła całe życie swoim wychowankom z domu dziecka i niepełnosprawnej intelektualnie siostrze. Jednak w końcu zrozumiała, że ma już dość samotności i karania siebie za nieszczęśliwe w skutkach zdarzenie z przeszłości, na które nie miała żadnego wpływu.
Róża i Tadeusz biorą ślub, rozpoczynają wspólne życie, lecz na drodze do ich szczęścia i spokoju stają… rodzinne tajemnice i obietnica złożona matce…
Czy uda się pokonać demony przeszłości i w jej życiu zagości szczęście?
Róża poświęciła całe życie swoim wychowankom z domu dziecka i niepełnosprawnej intelektualnie siostrze. Jednak w końcu zrozumiała, że ma już dość samotności i karania siebie za nieszczęśliwe w skutkach zdarzenie z przeszłości, na które nie miała żadnego wpływu.
Róża i Tadeusz biorą ślub, rozpoczynają wspólne życie, lecz na drodze do ich szczęścia i spokoju stają… rodzinne tajemnice i obietnica złożona matce…
Czy uda się pokonać demony przeszłości i w jej życiu zagości szczęście?
W powieści
„Wszystkie pory uczuć. Zima” spotkamy bohaterów z pierwszej
części, Różę oraz Tadeusza – pracowników Domu Dziecka. Tym
razem to oni stają się głównymi bohaterami. Nie brakuje jednak
postaci, które wiodły prym w pierwszej części, choć tym razem
pełnią jedynie uzupełniające role.
Życie Róży od
wczesnego dzieciństwa, które mamy okazję poznać z
najdrobniejszymi szczegółami, nadaje tej postaci zupełnie inny
wymiar. Wcześniej postrzegałam ją jako dobrotliwą wychowawczynię
z Domu Dziecka, która całe swoje życie i serce poświęciła
wychowankom. W tej części miałam okazję dowiedzieć się o niej
tak wiele, tak dokładnie i tak wiernie, że nie mogłam oderwać się
od jej opowieści choćby na sekundę.
Nie będę opowiadać
Wam tego co się dowiedziałam, ale powiem jedno – to zmieniło
wizerunek Róży w moich oczach. Zawsze uważałam ją za chodzące
dobro. Teraz uważam, że przeżywszy wszystko to co ona – nie
mogła stać się lepszym człowiekiem, bo lepszym już być nie
można.
Jestem pełna
podziwu dla niej i bardzo się cieszę, że w końcu zawalczyła o
swoje szczęście, że miłość do Tadeusza, przez lata skrywana –
znalazła sposób na uszczęśliwienie tej kobiety.
Magdalena Majcher w
powieści „Wszystkie pory uczuć. Zima” oddała wiernie klimat i
zmagania społeczeństwa w latach PRL-owskiej Polski. Wierność i
autentyczność z jaką oddała ówczesny klimat społeczny oraz
warunki życia zwykłej polskiej rodziny nadaje tej powieści
wyjątkowego wydźwięku. Ludziom w naszym kraju nie było lekko (tak
jak i nie jest lekko dziś), nie zawsze się o tym mówi głośno.
Wiele osób zamiata tamten okres pod dywan, woli nie pamiętać. Ja
jednak uważam, że trzeba o tym pamiętać, pisać, bo dzięki temu
młode pokolenie inaczej zacznie patrzeć na obecną rzeczywistość.
„Wszystkie pory
uczuć. Zima” zaskoczyła mnie jednak czymś innym. Magdalena
Majcher wykreowała w tej powieści postać, której ja początkowo
prawie nie zauważałam. Jednak później ta postać wysunęła się
niejako na pierwszy plan. Poznajemy ją od początku dzięki
opowieści Róży, która miała do czynienia z ta osobą przez całe
swoje życie.
Postacią tą jest
Ludmiła – siostra Róży. Zdrobniale zwana Miłką, pozornie jest
osoba „powolną życiowo” z obniżonym potencjałem
intelektualnym. Od małego więc była traktowana inaczej, ulgowo i
bez obarczania odpowiedzialnością za cokolwiek. Róża – – z
dniem narodzenia młodszej siostry, za sprawą rodziców, została
obarczona wszystkim. Podwójnymi obowiązkami, podwójną
odpowiedzialnością – za siebie i za Miłkę. To było dla niej
bardzo krzywdzące i bardzo trudne a jednak przyjęła ona na siebie
ten ciężar i nie porzuciła go nawet po stracie wszystkich
pozostałych członków rodziny.
Kreacja Miłki –
jest o tyle wyjątkowa, że poznając ją wraz z opowieścią Róży,
miałam mieszane uczucia. Szkoda mi było tego dziecka, tak jak
innym, wszak to nie była jej wina, że była inna, wolniejsza, mniej
zdolna, mniej zaradna. A jednocześnie im dalej szła opowieść, im
bardziej ją poznawałam, tym bardziej włos na karku mi się jeżył.
W mojej głowie kłębiły się pytania – czy Miłka byłby zdolna
do takiej manipulacji najbliższymi? Czy faktycznie była tak
ograniczona intelektualnie, jak wszyscy sądzili? Czy była to
jedynie zmyślna gra osoby, która z premedytacją potrafiła
wykorzystywać swoje położenie i status w rodzinie?
Czytając o niej ,
nie jeden raz włos mi się zjeżył na karku, a serce biło z
niedowierzania. Tym bardziej z łatwością mogłam utożsamić się
z uczuciami i emocjami Róży.
„Wszystkie pory
uczuć. Zima” to również powieść poruszająca przy okazji
głównych wątków, kilka zasadniczych tematów. Poza historycznym
rysem socjalistycznej Polski, autorka głośno zaznacza problem
nierównego traktowania dzieci przez rodziców. Takie schematy w
rodzinach mają miejsce do dziś dnia i jest to z gruntu złe,
dlatego uważam, że autorce należy się ukłon za to, że zawarła
ten problem w swej powieści. Rodzice są odpowiedzialni za swoje
dzieci, zawsze powinni traktować je bez szczególnego wyróżniania,
bo chyba nie ma nic gorszego (pomijając kwestie najgorszych
patologii i przemocy), kiedy jedno dziecko wystawiane jest na
piedestał, a drugie stawiane jest zawsze gdzieś w tyle ze swoimi
potrzebami, uczuciami i dzieciństwem.
Sięgając po
„Wszystkie pory uczuć. Zima” spodziewałam się lektury lekkiej
i sielankowej. Tym czasem autorka zaserwowała mi ogrom odczuć
czytelniczych. Od cudownej i pięknej późnej miłości Róży i
Tadeusza, poprzez historyczną podróż do czasów PRL-u, aż po
mroczne zakamarki ludzkiej duszy i umysłu, który potrafi poczynić
niejedno zło, bez mrugnięcia okiem.
Lektura tej książki,
sprawiła, że po raz kolejny, w swoim życiu, przekonałam się, że
zło czai się tam gdzie pozornie go nie widać. Mówią, że
„najciemniej pod latarnią” - i w tych słowach kryje się ogrom
prawdy. Czytając „Wszystkie pory uczuć. Zima” wiele razy
poczułam jak mróz życia łapie mnie za serce i kąsa, w
złośliwym przeświadczeniu, że nigdy nie można być do końca pewnym co kryje
się w drugim człowieku, choćby miał najłagodniejszą twarz pod
słońcem.
Jestem niezmiernie
ciekawa, co przyniesie mi kolejna część serii Magdaleny Majcher.
„Wszystkie pory
uczuć. Wiosna” już wkrótce!
Za egzemplarz do
recenzji serdecznie dziękuję Magdalenie Majcher
oraz Wydawnictwu
PASCAL.
Poszukaj i wypożycz na w.bibliotece.pl
Magdalene Majcher poznałam dzięki książce " Stan nie! Błogosławiony" i byłam bardzo zadowolona z książki dla mnie to polska Jodi Picuolt poruszayła bardzo ciężki temat, mam nadzieje że ta seria również zaskoczy pozdrawiam i zapraszam cię na mój blog www.zaczytanajola.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJolu, a ja właśnie przygodę z Madzią zaczęłam od tej serii. "Stan niebłogosławiony" mam ale czeka w kolejce.
Usuń