czwartek, 12 kwietnia 2018

"Bluszcz prowincjonalny" Renaty Kosin



 BLUSZCZ 

PROWINCJONALNY

Autor: Renata Kosin
Wydawnictwo: FILIA

„Bluszcz prowincjonalny” Renaty Kosin wydany przez Wydawnictwo Filia jest wznowieniem powieści, która po raz pierwszy ukazała się w 2012 roku. Wcześniej nie miałam okazji jej czytać – zatem teraz wyczekiwałam jej niecierpliwie, zwabiona głównie opisem okładkowym, który mnie zaintrygował, ale i samym tytułem, gdyż wydał mi się bardzo ciekawy i nietypowy. 

Anna po stracie męża, wraca do rodzinnego miasteczka na urokliwym Podlasiu, by zacząć wszystko od nowa. Na oplecionej bluszczem werandzie starego domu ma nadzieję odzyskać spokój i równowagę. Przychodzi jej to z trudem, więc desperacko szuka oparcia w rodzicach i dawnych przyjaciołach. To dzięki nim ma nadzieję zbudować dla siebie i swoich dzieci nową stabilną rzeczywistość. Nie wierzy, że umiałaby to zrobić sama, bez niczyjej pomocy.
Zupełnie jak bluszcz, który nie może istnieć bez podpory.

Na szczęście, w porę uświadamia sobie, że dotąd tak właśnie wyglądało jej życie i postanawia je zmienić. Za sprawą mieszkańców Bujan, ich codziennych radości i również trosk, których wcześniej nie była świadoma, oraz dzięki pokrzywdzonym przez los zwierzętom ze schroniska, odnajduje prawdziwą siebie. Staje się silna, niezależna i dzięki temu szczęśliwa.

„Bluszcz prowincjonalny” w moim odbiorze to opowieść o podnoszeniu się z upadku. Los jak to ma w zwyczaju niektórym daje dużo dobrego, a innych rozkłada na macie życia i śmieje się im prosto w twarz. Właśnie w takim momencie poznajemy główną bohaterkę powieści – Annę. Autorka zabiera nas na Podlasie – gdzie mamy okazję krok po kroku śledzić proces podnoszenia się z klęczek, radzenia sobie ze stratą i porażką, ale również stawiania czoła nowym problemom, które jak wiadomo często chodzą stadami.

„Bluszcz prowincjonalny” to powieść, którą potraktowałam bardzo refleksyjnie, zresztą styl pisania autorki często doprowadza mnie do takiego stanu. Co więcej – powieści Renaty Kosin – zawsze trafią do mnie w najbardziej odpowiednim momencie mojego życia – nie wiem jak to się dzieje, ale tak jest, dzięki temu mam możliwość „wyssania” z jej twórczości tego, co w niej najlepsze. Tak też było tym razem. „Bluszcz prowincjonalny” oplótł mnie swoimi gałęziami i trzymał mocno – póki nie odnalazłam prostej recepty ukrytej w powieści. 
I bynajmniej nie mam u na myśli przepisu na chłodnik litewski czy podlaskie kartacze.

Powieść jest napisana lekkim językiem, bez zbędnych peanów nad przyrodą podlaską, chociaż nie zabrakło w niej ciekawostek dotyczących życia i tradycji z tamtego rejonu Polski, które były dla mnie niezwykłym dodatkiem i muszę przyznać, że dowiedziałam się sporo interesujących rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Z chęcią wybrałambym się do takich powieściowych Bujan czy innej typowej podlaskiej miejscowości, choćby na kilka dni, by móc zakosztować tamtejszego klimatu, posiedzieć na ławeczce przed domem, pójść na targowisko i kupić wiejskie jaja w parzystym systemie sprzedawania. :)


„Bluszcz prowincjonalny” to historia dla każdego, kto chociaż raz był na samym dole, kto budząc się rano miał wrażenie, że nic już dobrego go nie spotka. To powieść, która w ciepły i klimatyczny sposób sięga do głębi serca i jak ten tytułowy bluszcz, będzie się pięła po zwojach mózgowych, tak długo, aż zapali się maleńka iskierka, która pomoże podnieść najpierw jedną rękę, potem drugą, by pomału zmobilizować do wzniesienia się ponadto, co nas doprowadziło do dna egzystencjonalnego.
Nie znam się na poradnikach – unikam ich i w gruncie rzeczy uważam, że niewiele wnoszą w życie. Ta powieść nie jest oczywiście takowym, gdzie to przepisy na „powrót” do życia i szczęście sypią się jak z rękawa. Absolutnie nie.
To powieść, która moim zdaniem, powinna znaleźć się w kanonie lektur terapeutycznych w dziedzinie biblioterapii. 
Dlaczego?
Ponieważ nie jest jedynie przyjemnym wypełniaczem czasu – ale skłaniając do bardzo głębokich refleksji, prowadzi czytelnika na drogę, w której zaczyna on szukać w życiu własnych priorytetów, nabiera siły, nie poprzez wydumane i górnolotne frazesy, o tym jakie życie jest piękne, a poprzez bezpośrednie rzucenie prawdy pomiędzy oczy. Dokładnie tak. 
W tej powieści taką prawdę - Anna usłyszała od swej siostry, a potem wszystko to, co robiła pokazało jej, że czas najwyższy to zmienić. Podnieść się i zacząć kroczyć przez życie samemu, ale nie samotnie.
Autorka tę prawdę kieruje przede wszystkim do odbiorców tej powieści. Pragnie bowiem, by człowiek sam wyznaczał sobie granice i żył jako samodzielna istota, znająca swoją wartość. Nie można bowiem całego życia „przewisieć” na innych.


W powieści znajdziecie fragmenty bloga, pisanego przez jedną z bohaterek (przez którą nie zdradzę, żeby nie psuć Wam niespodzianki), oto jego kawałek, jeden z moich ulubionych:

„Człowiek podobno bywa słaby. Tak mówią, choć ja w to nie wierzę. Bo nie „bywa”, ale po prostu jest. I właśnie przez tę słabość niekiedy traci wolę walki, i przede wszystkim siłę.
A najtrudniejsza do zniesienia jest właśnie bezsilność. Szczególnie wtedy, gdy człowiek zorientuje się, że powinien w końcu coś zrobić. Coś zmienić. Wtedy zderza się z własną rzeczywistością.”

Kiedy czytałam „Bluszcz prowincjonalny”, a ściślej mówiąc wraz z Anną śledziłam tajemniczego bloga – to czułam, się tak jakby ktoś pisał o mnie. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie i poczułam, jakby autorka zajrzała w głąb mej duszy. 
Powiecie: niemożliwe - co też ona mówi!
A ja Wam mówię, że możliwe!  
Na świecie jest wiele osób, które w tym samym czasie czują dokładnie to, co ja. Każdy ma w swoim życiu dokładnie taki etap, w którym zderza się z rzeczywistością i ląduje twarzą na chodniku.

Polecam Wam lekturę tej powieści, zwłaszcza jeśli czujecie, że wszystko czego się teraz tykacie zwyczajnie Wam nie wychodzi, jeśli sądzicie, że życie ma swoje plany i kompletnie nie liczy się z Waszymi, jeżeli w sercu czujecie ogromne zmęczenie i przygniata Was codzienność.
Ja z pewnością będę wracać do fragmentów tej powieści, które sobie pozaznaczałam, bo w nich tkwi krzesiwo życia, dzięki któremu będę wzniecać iskrę mojej wewnętrznej siły.

OPIS RANDKI Z KSIĄŻKĄ: #randkazksiążką
 
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu FILIA. 


Wypożycz na  w.bibliotece.pl

4 komentarze:

  1. Zachęcająco opisujesz książkę. Do tej pory nie czytałam żadnej książki tej autorki. Po Twojej recenzji z pewnością sięgnę po "Bluszcz prowincjonalny". Pozdrawiam Andżelika www.czytamdlaprzyjemnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andżela, mam nadzieję, że Ci się spodoba i chętnie podzielisz się potem swoją opinią.
      Przyjemnej lektury, a przede wszystkim całego mnóstwa refleksji.
      Ciepło pozdrawiam. 💖

      Usuń
  2. Skoro są refleksje i przemyślenia, jest to książka idealna dla mnie. 😊

    OdpowiedzUsuń