BLUSZCZ
PROWINCJONALNY
Autor: Renata Kosin
Wydawnictwo: FILIA
„Bluszcz
prowincjonalny” Renaty Kosin wydany przez Wydawnictwo Filia jest
wznowieniem powieści, która po raz pierwszy ukazała się w 2012
roku. Wcześniej nie miałam okazji jej czytać – zatem teraz
wyczekiwałam jej niecierpliwie, zwabiona głównie opisem
okładkowym, który mnie zaintrygował, ale i samym tytułem, gdyż
wydał mi się bardzo ciekawy i nietypowy.
Anna po stracie
męża, wraca do rodzinnego miasteczka na urokliwym Podlasiu, by
zacząć wszystko od nowa. Na oplecionej bluszczem werandzie starego
domu ma nadzieję odzyskać spokój i równowagę. Przychodzi jej to
z trudem, więc desperacko szuka oparcia w rodzicach i dawnych
przyjaciołach. To dzięki nim ma nadzieję zbudować dla siebie i
swoich dzieci nową stabilną rzeczywistość. Nie wierzy, że
umiałaby to zrobić sama, bez niczyjej pomocy.
Zupełnie jak bluszcz, który nie może istnieć bez podpory.
Na szczęście, w porę uświadamia sobie, że dotąd tak właśnie wyglądało jej życie i postanawia je zmienić. Za sprawą mieszkańców Bujan, ich codziennych radości i również trosk, których wcześniej nie była świadoma, oraz dzięki pokrzywdzonym przez los zwierzętom ze schroniska, odnajduje prawdziwą siebie. Staje się silna, niezależna i dzięki temu szczęśliwa.
Zupełnie jak bluszcz, który nie może istnieć bez podpory.
Na szczęście, w porę uświadamia sobie, że dotąd tak właśnie wyglądało jej życie i postanawia je zmienić. Za sprawą mieszkańców Bujan, ich codziennych radości i również trosk, których wcześniej nie była świadoma, oraz dzięki pokrzywdzonym przez los zwierzętom ze schroniska, odnajduje prawdziwą siebie. Staje się silna, niezależna i dzięki temu szczęśliwa.
„Bluszcz
prowincjonalny” w moim odbiorze to opowieść o podnoszeniu się z
upadku. Los jak to ma w zwyczaju niektórym daje dużo dobrego, a
innych rozkłada na macie życia i śmieje się im prosto w twarz.
Właśnie w takim momencie poznajemy główną bohaterkę powieści –
Annę. Autorka zabiera nas na Podlasie – gdzie mamy okazję krok po
kroku śledzić proces podnoszenia się z klęczek, radzenia sobie ze
stratą i porażką, ale również stawiania czoła nowym problemom,
które jak wiadomo często chodzą stadami.
„Bluszcz
prowincjonalny” to powieść, którą potraktowałam bardzo
refleksyjnie, zresztą styl pisania autorki często doprowadza mnie
do takiego stanu. Co więcej – powieści Renaty Kosin – zawsze
trafią do mnie w najbardziej odpowiednim momencie mojego życia –
nie wiem jak to się dzieje, ale tak jest, dzięki temu mam możliwość
„wyssania” z jej twórczości tego, co w niej najlepsze. Tak też
było tym razem. „Bluszcz prowincjonalny” oplótł mnie swoimi
gałęziami i trzymał mocno – póki nie odnalazłam prostej
recepty ukrytej w powieści.
I bynajmniej nie mam u na myśli
przepisu na chłodnik litewski czy podlaskie kartacze.
Powieść jest
napisana lekkim językiem, bez zbędnych peanów nad przyrodą
podlaską, chociaż nie zabrakło w niej ciekawostek dotyczących życia i
tradycji z tamtego rejonu Polski, które były dla mnie niezwykłym
dodatkiem i muszę przyznać, że dowiedziałam się sporo
interesujących rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Z chęcią
wybrałambym się do takich powieściowych Bujan czy innej typowej
podlaskiej miejscowości, choćby na kilka dni, by móc zakosztować
tamtejszego klimatu, posiedzieć na ławeczce przed domem, pójść
na targowisko i kupić wiejskie jaja w parzystym systemie
sprzedawania. :)
„Bluszcz
prowincjonalny” to historia dla każdego, kto chociaż raz był na
samym dole, kto budząc się rano miał wrażenie, że nic już
dobrego go nie spotka. To powieść, która w ciepły i klimatyczny
sposób sięga do głębi serca i jak ten tytułowy bluszcz, będzie
się pięła po zwojach mózgowych, tak długo, aż zapali się
maleńka iskierka, która pomoże podnieść najpierw jedną rękę,
potem drugą, by pomału zmobilizować do wzniesienia się ponadto,
co nas doprowadziło do dna egzystencjonalnego.
Nie znam się na
poradnikach – unikam ich i w gruncie rzeczy uważam, że niewiele
wnoszą w życie. Ta powieść nie jest oczywiście takowym, gdzie to
przepisy na „powrót” do życia i szczęście sypią się jak z
rękawa. Absolutnie nie.
To powieść, która
moim zdaniem, powinna znaleźć się w kanonie lektur terapeutycznych
w dziedzinie biblioterapii.
Dlaczego?
Ponieważ nie jest
jedynie przyjemnym wypełniaczem czasu – ale skłaniając do bardzo
głębokich refleksji, prowadzi czytelnika na drogę, w której
zaczyna on szukać w życiu własnych priorytetów, nabiera siły, nie
poprzez wydumane i górnolotne frazesy, o tym jakie życie jest
piękne, a poprzez bezpośrednie rzucenie prawdy pomiędzy oczy.
Dokładnie tak.
W tej powieści taką prawdę - Anna usłyszała od
swej siostry, a potem wszystko to, co robiła pokazało jej, że czas
najwyższy to zmienić. Podnieść się i zacząć kroczyć przez
życie samemu, ale nie samotnie.
Autorka tę
prawdę kieruje przede
wszystkim do odbiorców tej powieści. Pragnie bowiem, by człowiek
sam wyznaczał sobie granice i żył jako samodzielna istota, znająca
swoją wartość. Nie można bowiem całego życia „przewisieć”
na innych.
W powieści
znajdziecie fragmenty bloga, pisanego przez jedną z bohaterek (przez
którą nie zdradzę, żeby nie psuć Wam niespodzianki), oto jego
kawałek, jeden z moich ulubionych:
„Człowiek podobno
bywa słaby. Tak mówią, choć ja w to nie wierzę. Bo nie „bywa”,
ale po prostu jest. I właśnie przez tę słabość niekiedy traci
wolę walki, i przede wszystkim siłę.
A najtrudniejsza do
zniesienia jest właśnie bezsilność. Szczególnie wtedy, gdy
człowiek zorientuje się, że powinien w końcu coś zrobić. Coś
zmienić. Wtedy zderza się z własną rzeczywistością.”
Kiedy czytałam
„Bluszcz prowincjonalny”, a ściślej mówiąc wraz z Anną
śledziłam tajemniczego bloga – to czułam, się tak jakby
ktoś pisał o mnie. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie i
poczułam, jakby autorka zajrzała w głąb mej duszy.
Powiecie: niemożliwe - co też ona mówi!
A ja Wam mówię, że możliwe!
Na
świecie jest wiele osób, które w tym samym czasie czują
dokładnie to, co ja. Każdy ma w swoim życiu dokładnie taki
etap, w którym zderza się z rzeczywistością i ląduje twarzą na
chodniku.
Polecam Wam lekturę
tej powieści, zwłaszcza jeśli czujecie, że wszystko czego się
teraz tykacie zwyczajnie Wam nie wychodzi, jeśli sądzicie, że
życie ma swoje plany i kompletnie nie liczy się z Waszymi, jeżeli
w sercu czujecie ogromne zmęczenie i przygniata Was codzienność.
Ja z pewnością
będę wracać do fragmentów tej powieści, które sobie
pozaznaczałam, bo w nich tkwi krzesiwo życia, dzięki któremu będę
wzniecać iskrę mojej wewnętrznej siły.
Za egzemplarz do
recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu FILIA.
Wypożycz na w.bibliotece.pl
Zachęcająco opisujesz książkę. Do tej pory nie czytałam żadnej książki tej autorki. Po Twojej recenzji z pewnością sięgnę po "Bluszcz prowincjonalny". Pozdrawiam Andżelika www.czytamdlaprzyjemnosci.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAndżela, mam nadzieję, że Ci się spodoba i chętnie podzielisz się potem swoją opinią.
UsuńPrzyjemnej lektury, a przede wszystkim całego mnóstwa refleksji.
Ciepło pozdrawiam. 💖
Skoro są refleksje i przemyślenia, jest to książka idealna dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńJest i bardzo dużo Agnieszko. 😊
Usuń