wtorek, 23 października 2018

"Popielate laleczki" Hanna Greń




POPIELATE  LALECZKI

Autor: Hanna Greń
Cykl: Wiślański Cykl (tom 5)
Wydawnictwo: Replika


„Popielate laleczki” to już piąty, i niestety ostatni tom kryminalnego cyklu „W Trójkącie Beskidzkim” zwanego również „Cyklem Wiślańskim”.
Poprzednie części przyniosły mi wiele emocji i zaspokoiły mnie pod względami zarówno obyczajowymi jak i kryminalistycznymi.
Ostatni tom miałam przyjemność czytać jeszcze zanim trafił do druku – i już dawno wiedziałam o tym, że to moje pożegnanie z bohaterami, których tak mocno polubiłam. Mimo wszystko z wielką przyjemnością wzięłam „Popielate laleczki” do ręki po ich wydaniu. Tym samym miałam okazję ponownie spędzić z moimi ulubionymi bohaterami spod pióra autorki.

Dwudziestoletnia Beata Szymanowska, nazywana zdrobniale Tulą, przypadkowo otwiera wiadomość adresowaną do swojej matki, Astridy, i dowiaduje się, że ta jest szantażowana i że zgodziła się zapłacić żądaną kwotę. Tula nie wie, jakie informacje mógłby ujawnić prześladowca, jednak nie zamierza się z tym godzić i postanawia włączyć się do akcji. W imieniu matki umawia się z mężczyzną na spotkanie – ma zamiar je nagrać i zastosować odwrotny szantaż – ona nie upubliczni nagrania, jeśli mężczyzna zostawi jej matkę w spokoju. Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że siedzący tam mężczyzna jest martwy.
Po trzech latach sytuacja się powtarza. W poczcie Asty znowu pojawia się wiadomość z żądaniem pieniędzy i znowu Tula przejmuje kontrolę, lecz i tym razem w umówionym miejscu zastaje leżące na ulicy zwłoki.
Aspirant Mirosław Ostaniec z zapałem zabiera się za rozwiązywanie swojej pierwszej samodzielnie prowadzonej sprawy. Wspólnie z komendantem Konradem Procnerem znajdują kolejne powiązania pomiędzy zamordowanymi mężczyznami. Tymczasem Tula dochodzi do własnych wniosków – dobrze zna osobę, której mogło zależeć na „uciszeniu” szantażystów. Postanawia za wszelką cenę chronić matkę, mimo że Asta zachowuje się coraz dziwniej…

„Popielate laleczki” napisane doskonale znanym mi stylem jakim posługuje się Hanna Greń, sprawiły, że przeżyłam niesamowitą przygodę i oderwały mnie od codzienności na kilka wieczorów. Czytając ją jako tzw. „przedczytacz”, jak i teraz, niezmiennie byłam oczarowana sposobem w jaki autorka kreuje fabułę.
Powieść os samego początku wciągnie was w kryminalną grę – śledztwo toczyć się będzie powoli, zbieranie dowodów bowiem trwa, a trzeba być niezmiernie skrupulatnym by znaleźć winnego. Kojarzenie faktów, zdarzeń, miejsc i osób – bywa nie zwykle pomocne w tej pracy.
Ja jak zawsze (podczas pierwszego czytania) typowałam swojego „winnego” jednak autorka wywiodła mnie w pole – i to co zdawało się być dla mnie oczywiste – takim nie było!
Ciekawa jestem zatem jak Wy sobie z tym poradzicie!?


„Popielate laleczki” to mnóstwo dobrze wykreowanych postaci (poprzednie części bez problemu dałam radę czytać nie po kolei) tak tutaj zalecam zapoznanie się z wcześniejszymi częściami cyklu wiślańskiego. Dlatego, że mnogość bohaterów, a także szeroko zakrojona warstwa obyczajowa powieści i odnośniki (domyślne) do poprzednich części, mogą nastręczać pewne trudności w łączeniu faktów, jeśli nie poznało się bohaterów wcześniej.
Jak w poprzednich częściach – bohaterowie – żyją prawdziwie, są autentyczni i wiarygodnie wykreowani, dzięki czemu czytelnik ma możliwość współodczuwania z nimi. Jednych od razu da się polubić, innych niezbyt, jak to w życiu. 

„Popielate laleczki” to bardzo dobrze skonstruowana fabuła i jak zawsze efektywna sprawa kryminalna. Świetne dialogi, nieprzewidywalność (bo to co oczywiste, wcale nim nie jest), sprawiają, że akcja wciąga od samego początku, a emocje związane z prowadzonym śledztwem buzują we krwi aż do ostatnich stron. Gdzie czeka na czytelnika spore zaskoczenie! Bo o ile niektórych motywów działania sprawcy będzie w stanie się domyślić – tak już osoby, która za tym wszystkim stała raczej nie.
Mogę się oczywiście mylić :), jednak mnie Hanna Greń zawsze zaskakuje pod tym względem, choćbym nie wiem, jak się starała.

Powieść „Popielate laleczki” podobnie, jak we wcześniejszych częściach, posiada dobrze rozwiniętą stronę obyczajową. Dlatego poza aktywnym uczestnictwem w policyjnym śledztwie – czytelnik ma okazję śledzić losy bohaterów na płaszczyźnie ich codzienności.
Autorka porusza stosunki w relacji matka – córka - > jak daleko można się posunąć w działaniu chcąc chronić najbliższą nam osobę? Czy skrywanie sekretów może doprowadzić do katastrofy?
Hanna Greń dotyka również relacji małżeńskich – które wystawiane na ogniową próbę oskarżeń – uświadamiają nam jak ogromne znaczenie w związku ma wzajemne zaufanie i szczerość.


Serdecznie polecam Wam sięgnięcie po „Popielate laleczki” (namawiając jednocześnie do przeczytania poprzednich części "Cyklu Wiślańskiego" – jeśli nie mieliście do tej pory takiej sposobności).
Hanna Greń nieodmiennie zaskakuje czytelnika odpowiednio dobranym humorem, ciętymi ripostami wypowiadanymi przez bohaterów oraz całkiem pokrętną fabułą.
A że jesień już stoi nam w drzwiach i złowrogo szumią wierzby – to znak, że to najlepsza pora roku na zaczytanie się w kryminałach z cyklu „W Trójkącie Beskidzkim”.

Za możliwość przeczytania powieści jeszcze przed oddaniem jej do druku serdecznie dziękuję autorce Hani Greń – jak zawsze jestem chętna na dalsze emocje! 

A za egzemplarz do recenzji ogromne podziękowania ślę ku Wydawnictwu Replika. 


PS. 
Ja tym czasem czekam niecierpliwie na nową powieść autorki pt. „Mam chusteczkę haftowaną”, która otwiera tej jesieni nowy cykl powieści kryminalnych autorstwa Hanny Greń „Śmiertelne Wyliczanki”.
Będzie się działo! :) 

Wypożycz na w.bibliotece.pl

2 komentarze:

  1. Bardzo zachęcająco piszesz o tej książce. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko - warto przeczytać cały cykl. Jest niezwykle emocjonujący :)

      Usuń