DWANAŚCIE
NIEDOKOŃCZONYCH
SNÓW
Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Pascal
„Dwanaście
niedokończonych snów” Nataszy Sochy to kolejna publikacja
proponowana na tegoroczny okres przedświąteczny.
Zimowy wieczór jest
senny, magiczny i pełen cudów. Jak życie…
Momo ma dwadzieścia osiem lat i żyje w gorsecie własnych ograniczeń. Nie pije kawy, nie patrzy ludziom w oczy, nie kupuje kolorowych ubrań, boi się podróżować. Ma za sobą nieudane małżeństwo i skomplikowane relacje z ojcem. Jej światem jest sztuka – Momo projektuje biżuterię i meble z recyklingu.
I wtedy pojawiają się sny. Są jak pomost łączący noc z dniem. Próbują jej coś powiedzieć, kłują palcem, puszczają oko. Stają się pośrednikiem między Momo a prawdziwym światem, który ją otacza. Wyznaczają jej kolejne zadania, które musi wypełniać, żeby pójść dalej. Czas kończy się wkrótce...
Kim jest osoba, na którą podświadomie czeka?
Momo ma dwadzieścia osiem lat i żyje w gorsecie własnych ograniczeń. Nie pije kawy, nie patrzy ludziom w oczy, nie kupuje kolorowych ubrań, boi się podróżować. Ma za sobą nieudane małżeństwo i skomplikowane relacje z ojcem. Jej światem jest sztuka – Momo projektuje biżuterię i meble z recyklingu.
I wtedy pojawiają się sny. Są jak pomost łączący noc z dniem. Próbują jej coś powiedzieć, kłują palcem, puszczają oko. Stają się pośrednikiem między Momo a prawdziwym światem, który ją otacza. Wyznaczają jej kolejne zadania, które musi wypełniać, żeby pójść dalej. Czas kończy się wkrótce...
Kim jest osoba, na którą podświadomie czeka?
„Dwanaście
niedokończonych snów” to moim zdaniem dość specyficzna pozycja
na te święta. Dlaczego? Ano dlatego, że nie znajdziemy w niej
pachnącej piernikami kuchni, nie będzie szału przedświątecznych
przygotowań, nie ma w niej typowej świątecznej gorączki, która
ogarnia cały świat od połowy listopada.
Cóż zatem autorka
serwuje nam na te święta?
Dosłownie
„Dwanaście niedokończonych snów”.
Każdy z nas ma sny.
I co z tego powiecie? Sny jak sny. A może nie do końca?
„Sny to
przypowieści. Zamknięte w metaforach, które każdy musi odczytać
sam. To wędrowanie między światami, emocjami,między ty, co
przeżywamy a podszeptami podświadomości. To pomost między
istnieniem a myśleniem. Sny nie są tylko nic nie znaczącym
obrazem, absurdalnym i pełnym nieścisłości. Po prostu trzeba
chcieć je zrozumieć.”
Sny to główna myśl
powieści, wokół których rozgrywa się cała akcja i dąży do z
góry obranego celu.
Autorka uświadamia
nam, że sny to nie jest tylko odreagowanie nagromadzonych w dzień
emocji, które muszą gdzieś znaleźć ujście. To połączenie
płaszczyzny fizycznej z duchową, a kiedy dochodzi do tego, że
zaczynają się one przenikać czasami informują nas o czymś, co
nas dotyczy. Robią to na różne
sposoby, czasem wzbudzają w nas strach i lęk, czasem absurdalnie
wplątują nas w zupełnie abstrakcyjne sytuacje, czasem wywołują w
nas śmiech albo łzy. Ale zawsze chcą nam coś powiedzieć. Bo
gdyby tak nie było, to każdy człowiek śniłby o tym samym.
Muszę przyznać, że
faktycznie jest w tym sporo racji i bardzo mnie ten temat zaciekawił. Poświęciłam temu kilka dobrych dni, nim zasiadłam do napisania
tej recenzji. Chciałam znaleźć w tej powieści głębszy sens, bo
wydaje mi się, że z takim zamiarem pisała ją autorka.
Sama koncepcja
powieści, poza snami, ma bardzo prostą i nieskomplikowaną fabułę,
ot życie miewa dla nas różne scenariusze, czasem gorsze, czasem
lepsze. Takie też było życie Momo – głównej bohaterki, jej
matki oraz ciotki. Natasza Socha nie poskąpiła w tej historii
odpowiedniej dawki humoru, a także sceptycznego podejścia do wielu
spraw. Jak zawsze błyskotliwie i dosadnie odnosi się do szarej
codzienności. Niezwykle ciepłe uczucia wzbudziła we mnie ciotka
Rebeka. Jej wypowiedzi oraz podejście do życia – nie raz
przyprawiły mnie o salwy głośnego śmiechu. Tej postaci
zdecydowanie nie da się nie lubić. Sami się o tym przekonacie.
„Dwanaście
niedokończonych snów” - to powieść pełna symboliki, której
trzeba się doszukać.
W pierwszym moim odczuciu, podczas czytania,
trudno mi było powiedzieć, że jest to najlepsza powieść tej
autorki. Pogmatwane sny, nieskomplikowana fabuła i do tego
zakończenie niekoniecznie takie jakiego oczekiwałam. Tak jak
wspomniałam wcześniej, zanim zasiadłam do pisania tej recenzji,
długo się nad nią zastanawiałam. Bo jednak było coś takiego, co
po przeczytaniu nie dawało mi spokoju.
Liczba dwanaście
zawsze była symbolem doskonałości, niezmiennych cykli natury i
życia, śmierci a także ponownych narodzin.
Liczba
dwanaście
była
bez wątpienia w oczach ludzi idealną jednostką miary czasu i
przestrzeni - liczbą znaków zodiaku i kluczem do systemu
dwunastkowego. Dwunastka
zawsze była
uważana za liczbę szczęśliwą i świętą.
12
godzin dnia i 12 godzin nocy, 12 miesięcy roku, 12 znaków zodiaku,
12 apostołów, 12
plemion Izraela, w
apokaliptycznej wizji wieniec na głowie Niewiasty składał się z
12 gwiazd. Rzymianie na 12 tablicach z brązu spisali kodeks praw, 12
proroczych kamieni szlachetnych aż
wreszcie 12
potraw na wigilijnym stole. Można
by jeszcze długo tak wymieniać.
Zadałam
więc sobie pytanie – Dlaczego „Dwanaście niedokończonych
snów”?
Co
takiego ważnego autorka ukryła pod symboliką tej liczby?
Aż
w końcu dotarłam do sensu, który od początku nie dawał mi
spokoju, a który nie był widoczny na pierwszy rzut oka.
„Dwanaście
niedokończonych snów” to nie jest cukierkowa, polana lukrem
świąteczna opowieść. Mimo pozornie łagodnego charakteru,
lekkiego pióra autorki czy prostej fabule – jest to powieść
bardzo głęboka i skłania do refleksji. Przynajmniej ja nie mogłam
po niej spać spokojnie, chciałam odnaleźć jej głębię.
„Dwanaście
niedokończonych snów” to powieść która zaburzy wasze
postrzeganie świata, zatrzyma Was na chwilę podczas świątecznych
przygotowań. Sprawi, że grudniowa gorączka, stanie się nieco
mniej skupiona na doczesności.
Powieść
ta jest bowiem w pewnym stopniu kodeksem – drogą do odnalezienia
głębi własnego ja, własnej osobistej świadomości, którą
codzienność spycha na boczne tory.
Jesteśmy na co dzień jak Momo
– zamknięci w szklanej kuli, bezpieczni ale czy szczęśliwi?
Warto
sięgnąć po „Dwanaście niedokończonych snów”, gdyż może się
okazać, że przeczytacie o sobie samych więcej niż w jakiejkolwiek
książce. To lustrzane odbicie wielu z nas, ukryte w symbolice liczb
i naszej podświadomości. Zanurzcie się w swoich snach. „W łóżku
nie tylko się śpi. W łóżku człowiek przechodzi psychoanalizę,
choć często zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy.”
Myślę,
że „Dwanaście niedokończonych snów” Nataszy Sochy to nasze
przedświąteczne katharsis! Uwolnienie
cierpienia, odreagowanie zablokowanego napięcia, stłumionych
emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń. Odnalezienie
siebie i odpowiedniego kierunku, w którym powinno iść nasze życie.
A
święta to jak najbardziej odpowiedni czas na podjęcie takich
działań wobec siebie i wszystkiego co nas otacza.
Za
egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal.
Wypożycz na w.bibliotece.pl
Osobiście jakoś do autorki nie mogę się przekonać, od kilku miesięcy jestem w trakcie czytania książki Kobiety ciężkich obyczajów i nie mogę skończyć. Czytam, odkładam i tak w kółko i jakoś do niej nie tęsknię. Więc nie wiem czy tą książkę, mimo pięknej recenzji przeczytam. Czas pokaże. ☺
OdpowiedzUsuńMadziu - ta rzeczywiście jest dość specyficzna. :) I to jest fakt!
UsuńNatomiast "Kobiety ciężkich obyczajów" - hmmm...mnie się podobała. Czytałaś może wcześniej "Hormonia" i "Dziecko last minute"?? Warto po nie sięgnąć przed Kobietami.
OdpowiedzUsuń
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż niedługo zabieram się za takie zimowo-świąteczne książki i ta na pewno trafi w moje ręce, czaje się na nią od premiery. Okładka jest wprost bajeczna <3 Nigdy nie czytałam nic Nataszy Sochy więc mam nadzieję że będzie to udane pierwsze spotkanie :)
OdpowiedzUsuńI jak? przeczytałaś? jak wrażenia po lekturze?
Usuń