NICZEMU
WINNE
Autor: Anna
Krzyczkowska
Wydawnictwo: Szara
Godzina
„Niczemu winne”
to niesamowicie poruszający i dojrzały debiut Anny Krzyczkowskiej,
którego premiera była 26 września br. Okładka od razu zwraca
naszą uwagę, przykuwa wzrok jak magnes.
Malutki chłopiec i miś
siedzący razem na szczycie dachu.
W głowie zapala się
lampka i człowiek wie, że po taką książkę trzeba sięgnąć.
Ponoć debiuty są
trudne, nie mam pojęcia...Wiem jednak, że gdyby wydawca odrzucił
taki tekst, świat stracił, by bardzo dużo.
Szczęście nie
zawsze można urodzić. Bywa, że trzeba je pochować.
Laura od lat jest mężatką. Na pozór spełniona i szczęśliwa, z dnia na dzień coraz silniej odczuwa emocjonalną pustkę. Wydaje się jej, że wszystkie prawdziwe uczucia zatrzasnęła wiekiem białej trumny niewielkich rozmiarów. Mimo to uśmiecha się i zawodowo doradza innym, jak się podnieść po upadku.
Strata, rozczarowanie, bolesne wejście w dorosłość, wulkan miłości, namiętności, nadziei i walki ulokowane w krainie smutku, którą należy ukryć przed światem. Jak się w tym odnaleźć?
Laura od lat jest mężatką. Na pozór spełniona i szczęśliwa, z dnia na dzień coraz silniej odczuwa emocjonalną pustkę. Wydaje się jej, że wszystkie prawdziwe uczucia zatrzasnęła wiekiem białej trumny niewielkich rozmiarów. Mimo to uśmiecha się i zawodowo doradza innym, jak się podnieść po upadku.
Strata, rozczarowanie, bolesne wejście w dorosłość, wulkan miłości, namiętności, nadziei i walki ulokowane w krainie smutku, którą należy ukryć przed światem. Jak się w tym odnaleźć?
„Niczemu winne”
Anny Krzyczkowskiej porusza całą empatię w czytelniku. Obok takiej
lektury człowiek nie przechodzi obojętnie, nie da się przeczytać
i zapomnieć. To niemożliwe.
Anna Krzyczkowska
ujęła w swej powieści niezmiernie trudny i wrażliwy temat –
utraty dziecka, żałoby jaką nosi w sercu każda matka,
doświadczona w ten sposób przez niesprawiedliwość losu.
Narracja prowadzona
jest w pierwszej osobie, więc poznajemy tę historię z punktu
widzenia Laury – głównej bohaterki. Dzięki temu mamy wgląd w
najdalsze zakamarki jej serca. Rannego serca kobiety, matki, córki i
siostry.
„Niczemu winne”
jest więc opowieścią o szczęściu, które czasem trzeba pochować,
zostawić na noc, na życie całe, na ciemnym cmentarzu. Złożyć
wraz z nim własne serce i wyrwaną duszę. Nauczyć się z tym żyć
i być szczęśliwym, to wielka sztuka.
To również
opowieść o miłości i pragnieniu, o tym że im bardziej czegoś
chcemy, tym dalej jest od nas. Opowiada o rzeczywistości, która jak
w gabinecie luster, nie jest taka, jaką ją widzimy. Zakrzywiony
obraz sprawia, że często żyjemy w złudnym przekonaniu o własnym
szczęściu.
Anna Krzyczkowska
opowiada o życiu, które czasem jest jak domek z kart. O
tchórzostwie i zakłamaniu, które prędzej czy później wylezie z
ciemności, bądź wyskoczy prosto na nas w słoneczny dzień. „Są
na tym świecie sprawy, których ukryć się nie da. Są sytuację
przed którymi nie ma ucieczki.” Autorka nie zostawia jednak swoich
bohaterów na dnie, pisze o upadaniu na kolana pod ciężarem
cierpienia, ale pokazuje też jak się podnieść, by dojść na
szczyt.
„Świat się od
smutku nie kurczy. Na cierpienie zawsze znajdzie się miejsce pod
ludzkim dachem, gdzie powinno pachnieć radością. W czterech
ścianach najczęściej zapada ciemność, którą rozświetlić mogą
tylko niewinne promyczki. Czasem to złudzenie, zwykła iluzja.”
„Niczemu winne”
wzbudziło we mnie wiele emocji. Autorka w subtelny sposób wplotła
w fabułę całe mnóstwo najprawdziwszych prawd, o ludziach i o
życiu. Takich prawd, których wolimy nie słyszeć i nie widzieć.
Co nie znaczy, że ich nie ma, że przestają istnieć.
Czasami poznawanie
życia takim, jakie jest naprawdę, trwa długo. Zaślepieni
miłością, pragnieniami i codziennością, nie dostrzegamy tego, co
się wokół nas dzieje. Jesteśmy ślepi na znaki. Nie widzimy
tego, co istotne.
„Niczemu winne”
to też opowieść o ojcostwie. Autorka bez ogródek obnaża jego
oblicze. Dzieli je na dwie kategorie. Albo jest się głową rodziny,
ojcem z krwi i kości, kochającym, troskliwym, ciepłym takim, jak
ojciec Laury. Albo się nim po prostu nie jest. Anna Krzyczkowska
dosadnie określa tę drugą grupę, są to „dawcy”:
„(…) bo on
faktycznie jedynie dawał – ile chciał, kiedy chciał i co chciał.
Dziwiło mnie, że sam sobie odebrał to, co najpiękniejsze. Że się
pozbawił szansy na oglądanie, jak jego dzieło dojrzewa, zmienia
się, dorośleje. Że nie powiedział z dumą: „ To mój syn” (…)
ale regularnie płacił spora kwotę.”
Muszę wyznać, że
w tym momencie przyklasnęłam na cześć Anny! Tak! Bo znam to z
własnego życia, z życia mojego syna.
Autorka ujęła mnie
swoją dojrzałością w analizowaniu procesów ludzkiej egzystencji
i emocji. Często nazywa rzeczy po imieniu i robi to z ogromną dawką
mądrości. Niczego nie owija w bawełnę i nie bawi się w lukrowane
opisy. „Życie to nie film. A już na pewno nie komedia
romantyczna”. Nie pisze słodko – gorzko, pisze autentycznie i
przejmująco.
Będę wyczekiwać
kolejnych jej powieści, bo z pewnością dostarczą mi one sporej
dawki łez, poruszą moje serce i duszę, do tego stopnia, że długo
o niech nie zapomnę. I nawet jeśli, znów zaszalej u mnie orkan i
zabraknie prądu, to będę je czytać przy świetle świec, tak jak
czytałam „Niczemu winne".
Za egzemplarz
recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Szara Godzina.
Ps. Anno –
szczerze gratuluję Ci tak dobrego pióra.
PS. Przypomnę Wam
jeszcze, że...kupując pomagacie Fundacji S.O.S. Bokserom
Wypożycz na w.bibliotece.pl
Miałam okazję zapoznać się z tą pozycją. Naprawdę godna polecenia, wzruszająca, przepełniona pełną gamą uczuć. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńJa tak samo.
UsuńAnia ma ogromny potencjał i niecierpliwie czekam na jej kolejne dziecko. 😊
Ja również 😊 i tym bardziej polecam.
OdpowiedzUsuń