piątek, 23 listopada 2018

"365 dni" Blanka Lipińska (ehh...)



365 dni

Autor: Blanka Lipińska
Wydawnictwo: Edipresse Książki.


„365 dni” dostałam od wydawnictwa jakiś czas temu...bodajże w wakacje.
Dawno! - ktoś powie…
Ano dawno.
Nadszedł jednak czas, bym skrobnęła Wam kilka słów o tej pozycji.
Nadmienię jednak już na początku, że robię to tylko ze względu na lojalność wobec WAS i ze względu na moją uczciwość wobec Wydawnictwa, wynikającą z naszej współpracy i obowiązkowego opiniowania powierzanych mi powieści. 

Obrzydliwie romantyczna, skrajnie prawdziwa i inspirująca...

Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny – dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie przystojny, młody don Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy prawie umarł, a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą zobaczył.

Massimo daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i z nim została.

Ojciec chrzestny” w połączeniu z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”.

Tyle dowiecie się z opisu okładkowego.
„Obrzydliwie romantyczna” - Obrzydliwa? Tak. Romantyczna? Zdecydowanie nie.
„Skrajnie prawdziwa” - Skrajna? O tak. Prawdziwa? - Tak (zwłaszcza jeśli chodzi o podrzędne porno).
„Inspirująca” - Inspirująca? Zdecydowanie NIE – osobiście się przyznam, że w pewnych sferach posiadam dużo większą fantazję i otwartość, aniżeli posiada ją „ałtorka” i jej bohaterowie.


Jak bym więc opisała tę pozycję?
Celowo używam słowa ”pozycja”, ponieważ powieścią tego nazwać nie mogę, książką również się nie da.
Powieść / książka posiadają nie tylko fabułę, ale przede wszystkim wnoszą coś w życie czytelnika. Jakąś myśl, refleksję, naukę, puentę, rozważania.
TA POZYCJA – nie wnosi w życie czytelnika nic.
No chyba, że jest to czytelnik, który jest uzależniony od filmów porno, a chwilowo wyłączyli mu prąd lub ma awarię sprzętów RTV. To w takim „skrajnym” przypadku ta pozycja owszem może się okazać ratująca życie!

Nie wiem Kochani, co Wydawnictwo miało na myśli wydając ową pozycję pod swymi skrzydłami? Kto podjął taką fatalną decyzję?
Wszak jest to jedno z wiodących wydawnictw na rynku polskim. Dodam, że wydawnictwo jest jednym z moich ulubionych wydawnictw – właśnie ze względu na wydawane powieści, które są pełne życia, prawdy i tego wszystkiego, co dobra książka powinna w sobie mieć.
Tym bardziej nie rozumiem, skąd decyzja o wydaniu tej pozycji!? Ba! Mało tego (na półkach w księgarniach już stoi kolejna część tego czegoś!)

Czy nazwisko „ałtorki” było aż tak kuszące? Czy chodziło o jej popularność na instagramie i w innych mediach społecznościowych? Czy jest to pozycja opłacona przez panią Lipińską?
Trudno stwierdzić. Wnikać nie zamierzam. Bo nie ma po co.

Powiem otwarcie, chociaż serce mnie boli, że muszę pisać takie rzeczy.
Ale szanuję WAS i właśnie ze względu na ten szacunek jaki wobec Was odczuwam – nie mogę zmilczeć.
Unikajcie tego gniotu, jak ognia!
Ponieważ to co się raz przeczyta – tego się już nie odprzeczyta!

Na początek pójdzie zatem początek (to pierwsze dwie albo trzy strony), scena w samolocie. Scena z założenia zapewne miała być erotyczna, no ale cóż...dla mnie to był zwyczajny gwałt oralny. Jakakolwiek by głupia nie była ta stewardessa, to jednak gwałt jest gwałtem! 
No i tu wchodzimy szybkim krokiem w świat Massimo.
Niestety, w tym świecie, co drugie słowo to kurwa, a chuj stanowi przecinek. (nie)Smaczku dodają przeplatane między nimi liczne kutasy, pierdolenie, rżnięcie i mnóstwo, naprawdę cała masa spermy zalewającej co i raz gardła bohaterek. Aż dziwne, że się biedaczki nie pokrztusiły od tej ilości.

Nie jestem pruderyjna. Sądzę, że seks jest jedną z najlepszych rzeczy pod słońcem. Nie ma znaczenia czy to seks w stałym związku czy przelotny romans. I taki, i taki może być cudowny, wspaniały, wznoszący nas na wyżyny licznych i niesamowitych przeżyć i orgazmów.
„ałtorka” z tyłu na okładce (wewnętrzna strona) nazywa się propagatorką otwartych rozmów o seksie, gdyż jak twierdzi wciąż ubolewa nad tym, jak mało jesteśmy, my kobiety, odważne.
Serio???
Jeśli tak wygląda propagowanie seksu i otwartości względem jego aspektów - to ja współczuję i „ałtorce” za takie żałosne podejście do tematu i tym, którzy faktycznie tylko tyle potrafią z tego seksu czerpać, co bohaterowie tej pozycji!
Bo wierzcie mi, można z niego wyciągnąć i osiągnąć dużo więcej!!!

Jeśli zatem jesteś osobą, która znudzona jest swoim misjonarskim (nudnym) pożyciem i chciałabyś coś zmienić, czegoś się nauczyć, dowiedzieć się jak to zrobić i jak zaskoczyć swego partnera – to absolutnie NIE sięgaj po tę pozycję! Zepsujesz sobie tylko głowę! A twój facet może być tak zaskoczony Twoim zachowaniem, że zamiast miłej niespodzianki i mega owocnego seksu przytrafi mu się „wpadka” i zwyczajnie ze stresu mu nie stanie.

Skupmy się teraz na bohaterach.
Laura - …eghmm...totalnie głupia i pusta panna. No cóż inaczej się nie da powiedzieć. Jeśli ktoś Cię porywa, grozi, że zabije Twoją rodzinę itp. to co robisz? Masz ochotę przelecieć swego porywacza? Doceniasz jego walory fizyczne? Chodzisz z nim na zakupy? I cieszysz się z drogich prezentów jakie Ci robi? A potem oczywiście idziesz z nim do łóżka i przeżywacie ekstazę za ekstazą, nie zapominając o falach spermy zalewającej gardło?
A tak to właśnie wygląda w tym przypadku! Po prostu pusta lala, której nijak nie można polubić.
Dlaczego „ałtorka” popełniła taką bohaterkę? Nie mam pojęcia. Laura jest doskonałym przykładem pustostanu mózgowego ale również idealnym odzwierciedleniem kobiety bez krztyny szacunku do siebie i bez wartości, którymi mogłaby się w życiu kierować.

Massimo - ...tyran i despota, mafiozo. Jeśli to ma być spełnienie kobiecych marzeń? To ja szczerze ubolewam nad poziomem własnej wartości kobiety, która ma taką wizję i potrzeby.
Ja naprawdę lubię tzw. „bad boyów”, któż ich nie lubi?
...no ale tutaj - „ałtorkę’ lekko poniosło. Massimo to oprawca, morderca, zimny, wstrętny facet, który miłość do kobiety postrzega chyba przez pryzmat ilości jej rżnięcia, względnie ilością hektolitrów połykanej przez nią spermy, (a tak zapomniałam o drogich prezentach).

No cóż...ogólnie mówiąc:
Bohaterowie są niewiarygodni i zwyczajnie irytujący. Trudno ich polubić i zrozumieć.

Styl literacki całkowicie leży, cechuje go ubogie słownictwo i brak różnorodnych środków językowych. Liczne powtórzenia tych samych opisów scen stają się bardzo szybko widoczne i niezwykle irytujące. Niestety, nie jest to jedyny, wielki minus tej pozycji.

Fabuła absolutnie przewidywalna i maksymalnie nie życiowa. Nie wiem kto uznał, że to będzie pozycja, która spodoba się czytelnikowi? I na jakiej podstawie ten ktoś stwierdził, że polski czytelnik jest, aż tak mało wymagający, by zadowolić się całą masą wulgaryzmów i ordynarnych opisów podrzędnego seksu?

Ubolewam bardzo, nad tym, że coś takiego zostało wydane! 
Co więcej – została wydana już nawet druga część tego „badziewia”. :( 

Cała seksualna otwartość została przesłoniona w „365 dniach” przez fatalnie poprowadzoną historię, przekleństwa (nie żebym sama czasem nie klęła), ale rynsztokowe słownictwo w co drugim zdaniu mocno narusza moje poczucie estetyki literackiej.
Ałtokra” miała być może zacny cel, ale droga do niego i jakość – okazały się po prostu kiepskie i nijakie.

NIE POLCAM!
A wręcz ostrzegam:
- szkoda waszych pieniędzy na zakup tej pozycji,
- szkoda czasu na czytanie tego czegoś,
- szkoda sobie psuć dobrego zdania na temat polskiej literatury,
- szkoda sobie psuć głowy (co się zobaczy, to się już nie odzobaczy!)

Wydawnictwu dziękuję za przesłanie pozycji do recenzji.

Ps. Pierwszy raz nie zrobiłam własnych zdjęć do recenzji – zwyczajnie mi się nie chciało, bo nie jest to pozycja, którą mogę polecić i być dumna z tego, że mamy świetnych autorów.
Zdjęcie wklejone do mojego postu pochodzi z otchłani internetu.

Jeśli jednak chcecie się tym katować to pozycję znajdziecie na w.bibliotece.pl



14 komentarzy:

  1. Zdecydowanie mówię Nie tej książce.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super recenzja 👌 😀 Ta pozycja jak to ładnie ujęłas jest zdecydowanie na nie. Dziwne jest to że takie coś wydają a naprawdę dobre autorki muszą walczyć żeby ktoś je wydał..

    OdpowiedzUsuń
  3. No muszę przyznać, że wystarczająco mnie zniechęciłaś;D Nawet ten pan na okładce, jakiś taki nieprzekonywujący ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Femina domi - grunt to nie katować się podrzędną literaturą dla ludzi bez wyobraźni. Cieszę się, że unikniesz dzięki temu straty czasu, który jest tak bezcenny.

      Usuń
  4. Sądzę, że wydawnictwo jednak nie żałuje wydania tej książki, bo biznesowo jest to dla nich opłacalne. Dużo mówi się o tej książce, wzbudza kontrowersje, a tym samym przyciąga czytelników nie tylko poszukujących takich wrażeń z lektury, ale i tych, którzy chcą się przekonać, o co tyle szumu. Niestety. Chciałoby się, żeby wydawnictwa kierowały się jakością książek, podejmując decyzję o ich wydaniu, ale najważniejsza jest kasa. Chcą wydać bestseller, a jak widać, ta książka trafia w ręce wielu czytelników, czyli zysk biznesowy jest. Dlatego też wydają drugą część, to przyniesie im kasę na wydawanie bardziej wartościowych książek. Ideałem byłoby, gdyby taka "pozycja" nie spotykałaby się z dużym popytem i wydawca potem dwa razy by się zastanowił, zanim wydałby coś takiego. Ale niestety popyt jest, więc będą takie książki wydawać, póki będą się sprzedawały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiszę jeszcze, że ostra i bezpośrednia, i oto moim zdaniem chodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). Myślę, że szczera wypowiedź to podstawa bycia wiarygodnym.

      Usuń